Sikorski – tenor eksportowy

Radosław Sikorski upadł przez swą bufonadę i niechęć do ludzi. Wielka kariera czeka go tylko wtedy, gdy ktoś władzę przyniesie mu na talerzu – pisze publicysta

Publikacja: 31.03.2010 20:02

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b][link=http://blog.rp.pl/mazurek/2010/03/31/sikorski-%E2%80%93-tenor-eksportowy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Prawyborcza porażka Radosława Sikorskiego rozpaliła w Platformie Obywatelskiej ogień spekulacji na temat przyszłości ministra spraw zagranicznych. Co ciekawe, wszystkie wychodzą z założenia, że Donald Tusk tak po ludzku go nie znosi i ma dosyć brania odpowiedzialności za jego wpadki w polityce zagranicznej. Dlatego – dowodzą jedni – najpóźniej jesienią, po sukcesie Komorowskiego w wyborach, Sikorski straci posadę.

Tusk go nie lubi – przyznają platformiani konserwatyści – ale ma na głowie ważniejsze problemy, czyli ewentualny sojusz Schetyny i Komorowskiego, więc nie będzie tracił czasu na walkę z Sikorskim, a może nawet uczynić go wicepremierem. Jak widać, odgadywanie myśli cesarza jest ulubioną rozrywką dworzan bez względu na ustrój.

Faktem jest, że dla Sikorskiego nic nie będzie już takie jak przedtem. Dotychczas był podejrzewany o prezydenckie aspiracje, o wielkie polityczne ambicje, ale nie robił nic, by je ziścić. Aż tu nagle kaprys Tuska sprawił, że zaczął się liczyć w grze o znacznie większe niż dotąd stawki. Czy wyczuje krew i nie popuści, czy też górę weźmie jego wyniosła, pańska duma niepozwalająca mu na serio zabiegać o poklask partyjnej gawiedzi? Nawet jego zwolennicy się obawiają, że górę weźmie to drugie.

[srodtytul]Obity przez liberałów [/srodtytul]

Sikorski wiedział, że nie ma szans, ale jednak zderzenie ze szklanym sufitem było dla niego bolesne. – Brutalnie pokazano mu, gdzie jego miejsce. Gdyby tylko jego szanse zaczęły rosnąć, zostałby zagryziony – przekonuje jeden z jego stronników. A inny dodaje, że minister się przekonał, iż w Platformie nie może już liczyć na nic więcej. Bo nie był w KLD, za to był w PiS, bo za dobrze mówi po angielsku, bo jest obcy. Wszyscy się zastanawiali, jak zareaguje na klęskę, czy będzie kandydował wbrew własnej partii, z której w końcu wyjdzie? Nic z tych rzeczy. Sikorski trwa w PO, bo wie, że wbrew niej nie ugrałby nic. Nawet nie próbuje budować własnej frakcji. – Radosław Sikorski nie jest ryzykantem. Trochę się boi wyrazistości i nie chce stawać na czele żadnego skrzydła – ocenia Jarosław Gowin.

Inni mówią to samo, tylko znacznie dobitniej. – To nie jest odważny polityk, nie jest materiałem na lidera – macha ręką jego rozgoryczony stronnik. Prawda jest jednak taka, że minister nie ma dokąd iść. Przynajmniej na razie.

I owo "na razie" jest kluczowe, bo pytanie brzmi, czy Sikorski mógłby się stać liderem nowego rozdania. I czy musi czekać na nie aż dekadę? Polska polityka pokazuje bowiem, że to, co wieczne, trwa w niej nie dłużej niż kilka lat. Runęły imperia Millera i Kaczyńskiego, a wszak obu podejrzewano, że będą rządzić co najmniej osiem lat, Tusk nie kandyduje na prezydenta, dlaczego więc polska scena polityczna za dwa, trzy lata nie miałaby wyglądać zupełnie inaczej niż dziś? Czy jakaś afera nie przeora PO jeszcze głębiej, nawet jeśli partia ta – jak wieszczą sondaże – wygra wybory?

A jeśli PiS przegra po raz kolejny, to co zrobią młodzi, spragnieni władzy działacze? Po raz kolejny zaufają Kaczyńskiemu? Mało prawdopodobne. Wybiorą przebierającego już nogami Zbigniewa Ziobrę? Dla wielu byłby to koniec ich obecności w tej partii. – Zbyszek poszedłby na sojusz z narodowymi katolikami. Wielu z nas by się tam nie zmieściło – przekonuje jeden z ważnych posłów PiS.

Może więc, jak przebąkują niektórzy, należałoby wtedy się zwrócić ku Sikorskiemu?

Co prawda wybór między Ziobrą a Sikorskim to – ze względów charakterologicznych – jak przebieranie między dżumą a cholerą, niemniej jednak czego się nie robi dla polityki... Jasne, dziś Sikorski jest w PiS znienawidzony, jest zdrajcą, który w dodatku brutalnie faulował, ale w przyszłości? Wszak czasami rany w polityce goją się szybciej niż na psie. W taki scenariusz wątpi jednak Paweł Poncyljusz z PiS. – Jeśli miałoby dojść do zmiany pokoleniowej w obu partiach, to Sikorski by się nie uchował – przewiduje.

Inni nie są już tego pewni. I dodają, że Sikorski zawsze mógłby sobie przypomnieć, że przecież był i w rządzie Olszewskiego, i Kaczyńskiego. – Kilku kolegów o tym już wspominało, to naprawdę nie jest niemożliwe. Swoją drogą byłby to chichot historii, gdyby słynną "partię Marcinkiewicza, Rokity i Dorna" stworzył Sikorski, który co prawda nie ma zalet przynajmniej dwóch z nich, ale za to ma ich wszystkie wady – śmieje się życzliwy mu polityk PiS.

Spotkanie prawyborcze w Krakowie: Jarosław Gowin gorączkowo instruuje Sikorskiego, by, wchodząc na salę, podał rękę działaczom ustawionym w szpalerze. Minister potakuje. Wreszcie wchodzi, uśmiecha się kwaśno i idzie prosto do mikrofonu. Wyciągnięte ręce działaczy spotkały powietrze. Inna historia. Sławomir Nitras wydrukował widokówki ze zdjęciem Sikorskiego, na których miał on rozdawać autografy. Ustawia się wianuszek chętnych. Minister, ze skrajnie zblazowaną miną Dody, podpisuje kilka, po czym bez słowa wyjaśnienia wstaje i odchodzi. I tak jest na każdym spotkaniu. Cały Sikorski. Czy ktoś taki mógłby stworzyć partię?

– On nie będzie niczego tworzył, nie ma takich umiejętności, a przecież nikt nie będzie na niego pracował – uważa Antoni Mężydło, który podobnie jak minister przeszedł drogę z PiS do PO. – Trzeba działać z ludźmi, zjednywać ich sobie, a Radek, nawet jak wpadał do regionu, to spotykał się tylko z mediami – przypomina.

[srodtytul]Model z pałacu [/srodtytul]

Być może Sikorski to skromny (to odważna teza, ale niech tam), przemiły kompan, brat łata i równiacha popylający swym oldskulowym motorem po Pomorzu i Kujawach.

Być może. Jednak jego wizerunek, wypracowany w dużej mierze przez niego samego, to oblicze człowieka przekonanego o własnej wybitności, robiącego Polakom łaskę tym, że chce nimi rządzić. Zamiast oksfordzkiej klasy jest wielkopańska buta, zamiast luzu – sztywniactwo bez miary. Razi ono nie tylko wyborców. – Sikorski to facet, który nawet księcia Karola potraktowałby jak ubogiego krewnego z prowincji – szydził analityk z waszyngtońskiego Departamentu Stanu.

Tym bardziej więc przekonanie Polaków, że Sikorski to facet z sąsiedztwa, a według specjalistów od politycznego piaru tylko tacy wygrywają wybory, byłoby mission impossible. Wyborcy chcą bowiem polityka schludnego, ale czy zaraz musi być to najszykowniej ubrany model w kraju, noszący najlepsze – czytaj: najdroższe – ciuchy?

Nie musi mieszkać w norze, zgoda, ale sesje zdjęciowe z kapiącego luksusami pałacu przypominają tylko Polakom, że ich mieszkania zmieściłyby się u Sikorskiego w sieni. To prawda wreszcie, że ludziom imponuje obycie i światowość, ale podkreślanie tylko tych cech tworzy raczej image człowieka niedostępnego, dalekiego od codziennych spraw.

Czy w takim razie jest Sikorski skazany na klęskę, bo co prawda może zacząć kaleczyć angielski, ale Oksfordu ze swej biografii nie wymaże? Niezupełnie. Na początku lat 90. wszystkie rankingi bufonów w polityce wygrywał Marek Borowski – arogant puszący się swą inteligencją. Ale właśnie owa inteligencja plus trening piarowski pomogły mu zrozumieć, że podkreślanie własnych przewag, nawet jeśli słuszne, nie pomoże mu w walce o najwyższe stawki. I w 2005 roku w wyborach prezydenckich wystartował już zupełnie inny Borowski – uśmiechnięty, zrelaksowany, ściskający dłonie każdego wyborcy, przekomarzający się z gminnymi działaczami.

Sikorski, jeśli chce odegrać w polityce autonomiczną rolę, musi przejść tę drogę, ale do tego nie wystarczy zatrudnienie sztabu speców od propagandy. Musiałby trafić nie tylko do serc wyborców, ale i do uczuć działaczy. Teoretycznie to możliwe, bowiem atutów ma wciąż sporo i nie ograniczają się one do podkreślanych do znudzenia studiów w Oksfordzie i nienagannej angielszczyzny.

[srodtytul]Hollywood kontra dziani wąsacze[/srodtytul]

Przecież gdyby to decydowały formalne kwalifikacje, to wygrałby w cuglach nie tylko prawybory, ale i prawdziwe wybory prezydenckie. Był wszak zarówno wiceministrem, jak i szefem resortów obrony i spraw zagranicznych, senatorem i posłem, człowiekiem o sporym doświadczeniu politycznym. Biorąc pod uwagę kompetencje prezydenta – pasuje jak ulał.

Obycia w świecie, znajomości nie tylko z politykami, ale i z ich eksperckim zapleczem może mu naprawdę pozazdrościć większość polityków europejskich. To on, i to ze względu na pozycję własną, a nie żony, ma bezpośrednie przełożenie na najbardziej opiniotwórcze gazety i think tank świata. Sikorski, wbrew złośliwościom Bronisława Komorowskiego, nie jest politycznym brojlerem nie tylko ze względu na swe doświadczenia ministerialne, ale i osiągnięcia poza polityką. Świetnie prezentuje się w mediach – przystojny, wysoki, elokwentny.

Co prawda – i to jest dopiero szokujące odkrycie – wyborcy PO znacznie lepiej ocenili prezencję Komorowskiego, ale więcej mówi to o samych działaczach PO niż o kandydatach. W końcu Polacy uważali Kwaśniewskiego za wyższego i lepiej wykształconego od Krzaklewskiego.

I wreszcie, last but not least, Sikorski to mąż słynnej żony, co w dzisiejszej demokracji medialnej tylko dodaje mu splendoru. A i tabloidy mogą się pożywić opowieściami o jego wieloletnim związku z gwiazdą Hollywood. Doprawdy w tych konkurencjach Sikorski jest w absolutnej czołówce światowej. Niestety, on też o tym wie i tu wracamy do jego największego problemu, który niweczy większość jego zalet – do jego nieprawdopodobnego ego.

Pytanie, na które on sam tylko potrafi odpowiedzieć, brzmi – co jest silniejsze: owa miłość własna czy inteligencja i chęć zrobienia politycznej kariery. Jeśli te ostatnie, to czekając na swój czas, musiałby już teraz kompletować swą drużynę. – Sam niczego nie stworzy, ale jeśli miałoby to znowu być trzech tenorów: jeden od budowy struktur, drugi od zaplecza ideowego, to on mógłby być tym trzecim, eksportowym – snuje swe rozważania jeden z polityków prawicy. Czas pokaże, co wybierze sam Sikorski.

[i]Autor jest publicystą i felietonistą, współpracuje z "Rzeczpospolitą"[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/mazurek/2010/03/31/sikorski-%E2%80%93-tenor-eksportowy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Prawyborcza porażka Radosława Sikorskiego rozpaliła w Platformie Obywatelskiej ogień spekulacji na temat przyszłości ministra spraw zagranicznych. Co ciekawe, wszystkie wychodzą z założenia, że Donald Tusk tak po ludzku go nie znosi i ma dosyć brania odpowiedzialności za jego wpadki w polityce zagranicznej. Dlatego – dowodzą jedni – najpóźniej jesienią, po sukcesie Komorowskiego w wyborach, Sikorski straci posadę.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką