Szaleństwo polityki

Nie jestem użytecznym idiotą. Muszę o tym publicznie zapewniać, bo Piotr Skwieciński dowodzi, że poparcie apelu o zapalenie świeczek na radzieckich mogiłach, choć subiektywnie mogło być słuszne, obiektywnie takie nie było – pisze Maciej Zięba, filozof i publicysta

Aktualizacja: 16.05.2010 19:10 Publikacja: 16.05.2010 18:46

Maciej Zięba OP

Maciej Zięba OP

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Red

Czy nie ma już tak karkołomnej konstrukcji i tak krętej argumentacji, której nie można by użyć do zdezawuowania ludzi inaczej myślących? Lękam się, że w tej konkurencji, która od dawna była naszą specjalnością, bijemy niemal codziennie rekord Polski. Wystartowali w niej, niestety z powodzeniem, Piotr Skwieciński tekstem "[link=http://www.rp.pl/artykul/478382.html]Znicze miały dzielić[/link]" oraz Zdzisław Krasnodębski "[link=http://www.rp.pl/artykul/478380.html]Ostateczne zwycięstwo nad putinizmem[/link]" ("Rzeczpospolita" 12 V 2010). Może jednak warto trochę przyhamować, a nawet się zatrzymać, i dlatego chcę o tym problemie napisać, bo dla wspólnego życia Polaków w wolnym kraju jest to konkurencja doprawdy niebezpieczna.

Przypomnę, że dwoje młodych historyków sztuki z Lublina, nienależących do żadnej partii, zwróciło się z apelem, by odpowiadając na życzliwe gesty społeczeństwa rosyjskiego pod adresem Polaków, zapalić 9 maja znicze na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. Autorzy podkreślali jednoznacznie, że nie chcą relatywizowania historii, pragną jedynie, by z tragedii katyńskiej oraz ofiary życia żołnierzy radzieckich narodziło się polsko-rosyjskie pojednanie.

Ze mną z prośbą o podpisanie apelu skontaktował się nieznany mi osobiście Jacek Maj, który z jednej strony pisywał o sztuce w "Gazecie Wyborczej", ale z drugiej – otrzymał nagrodę ministra kultury za czasów rządów PiS – LPR – Samoobrony. I jest to, o ile wiem, całe jego "zaangażowanie" w bieżącą polską politykę. Poprosił mnie przy okazji, gdyż zależało mu na podpisach ludzi różnych opcji, bym jego apel przekazał środowiskom kojarzonym jako prawicowe, co też uczyniłem, przesyłając list do dwóch opiniotwórczych instytucji powiązanych z prawicą. Sądząc po liście podpisów – z miernym efektem.

[srodtytul]Gorsza od choroby wściekłych krów[/srodtytul]

Upartyjnienie myślenia to poważna choroba, która rozwija się dziś niezwykle intensywnie. Podstępnie atakuje mózgi zarówno lewicowe, jak i prawicowe, tak polityków, jak i publicystów, elity kulturowe i ludzi niewykształconych. Jest bardziej niebezpieczna od choroby wściekłych krów oraz ptasiej i świńskiej grypy, ponieważ – przy zachowaniu ilorazu inteligencji – utrudnia osobie zainfekowanej racjonalną analizę sytuacji oraz myślenie w kategoriach dobra wspólnego. Jest więc bez wątpienia najgroźniejszą pandemią naszej doby.

Szczególna podatność na tę chorobę w naszych czasach może wynikać z połączenia duchowego kryzysu, czyli dość powszechnej niewiary w wartości, zwłaszcza w istnienie prawdy obiektywnej, z wszechobecnym kultem pragmatyzmu i efektywności. Jeżeli dodamy do tego szeroko rozpowszechnioną pokusę posiadania moralnej wyższości nad ludźmi o odmiennych poglądach, otrzymujemy groźną kombinację.

Przykładów upartyjnienia myślenia w Polsce i za granicą można by przytoczyć bez liku. Ograniczę się do dwóch ze wspomnianych wyżej artykułów, jako że ich treść odnosi się do sygnatariuszy apelu o zapalanie zniczy na radzieckich grobach. W tekście Piotra Skwiecińskiego akcja ta przeciwstawiona jest orędziu do Rosjan Jarosława Kaczyńskiego. Ta pierwsza bowiem – wedle autora – "może tylko utrwalić siłę antyrosyjskich stereotypów", to drugie natomiast może realnie przybliżyć polsko-rosyjskie pojednanie, albowiem postawa prezesa partii jest wiarygodna dla jego elektoratu.

[wyimek]Nie czuję się zmanipulowany, tak jak nie czuli się manipulowani zwykli Rosjanie masowo zapalający znicze dla upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy[/wyimek]

Pomijając już fakt, że adresatami obu tych gestów byli Rosjanie, a nie elektorat PiS, i bez wątpienia tak jeden, jak i drugi gest został przez nich odebrany pozytywnie, to rozumowanie takie jest analogiczne do założenia, że prounijne działania brytyjskiej Partii Pracy szkodzą integracji europejskiej, służą jej natomiast działania torysów, lub że gesty wobec Gruzji więcej znaczą, gdy czynią je przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, niż gdy wykonują je członkowie Prawa i Sprawiedliwości.

W podobny sposób upartyjnione jest krytyczne ocenianie przez prof. Krasnodębskiego obecności marszałka Komorowskiego w Moskwie "w 65. rocznicę "zwycięstwa nad faszyzmem" (cudzysłów autora tekstu)". Nawet jeżeli pominiemy tę ważną okoliczność, że już wcześniej rosyjskie zaproszenie przyjął prezydent Kaczyński (a nawet zaprosił gen. Jaruzelskiego), to oczywisty jest fakt, że tak prezydent Rzeczypospolitej, jak i pełniący jego obowiązki marszałek mieli do wyboru albo przyjąć zaproszenie na defiladę na placu Czerwonym, albo je odrzucić – albo gest otwarcia, albo afront.

Bogu dzięki, że obaj nie kierowali się partyjnie rozumianą polityką, lecz polską racją stanu, i wykonali kolejny gest, by poprawić trudne polsko-rosyjskie relacje.

[srodtytul]Nie jestem użytecznym idiotą[/srodtytul]

"Ja nie polieznyj idiot" – nie jestem, używając słynnej frazy Włodzimierza Iljicza Lenina, użytecznym idiotą. Muszę o tym publicznie zapewniać, bo Piotr Skwieciński dowodzi, że poparcie dla apelu o zapalenie świeczek na radzieckich mogiłach, choć subiektywnie mogło być słuszne, obiektywnie, niestety, takie nie było. "Uważam bowiem, że niezależnie od dobrej woli jego sygnatariuszy był on po prostu polityczną manipulacją", gdyż – jak twierdzi – "znicze miały dzielić".

Nieprzypadkowo przywołałem tu postać ojca rewolucji, gdyż to wraz z nią popularyzowała się teoria, że prawda jednostki zawsze jest obarczona błędem "subiektywizmu", gdyż w istocie prawda jest uwarunkowana klasowo. Nie czuję się zmanipulowany, tak jak nie czuli się manipulowani zwykli Rosjanie masowo zapalający znicze dla upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy.

Nie da się jednak racjonalnie polemizować z takim argumentem. Im bardziej bowiem będę twierdził, że nie jestem manipulowany, tym bardziej będę zarazem dowodził skuteczności manipulacji, której zostałem poddany. Może jedynie wtedy, gdyby moi znajomi z obu wspomnianych ośrodków, do których wysłałem tekst listu zaraz po otrzymaniu 26 kwietnia, podpisali się pod jego treścią, ten list przestałby być "obiektywnie" manipulacją. Nie uczynili jednak tego i staram się ich racje zrozumieć.

Być może to oni właśnie podejrzewali manipulację. Mają prawo do takich podejrzeń, a w wolnym kraju – na szczęście – nikogo nie można zmusić do podpisywania apeli, tak samo jak ich podpisywanie przestało być gestem oportunizmu lub bohaterstwa. Być może górę wziął u nich dystans do aktualnej sytuacji w Rosji i nieufność wobec gestów jej polityków. Tak czyni Zdzisław Krasnodębski. Ma do tego pełne prawo. Ja również nie jestem wolny od wątpliwości. Parę tygodni temu mówiłem w "Gazecie Wyborczej": "Martwi mnie sterowanie mediami w Rosji, używanie ropy i gazu do polityki, łatwość sięgania po wojsko czy też nękanie opozycji, ale demokracji nie da się zadekretować. Musi się do niej przekonać znacząca większość społeczeństwa". Mam nadzieję, że takie fakty jak zapalenie świeczek na radzieckich grobach przy okazji wspierają też proces demokratyzacji rosyjskiego państwa.

W swoich działaniach staram się kierować roztropnością i zmysłem moralnym, ale przyszłość zawsze jest otwarta. To znaczy, że zawsze jest ryzykiem.

[srodtytul]Nie jestem zdrajcą polskiej sprawy[/srodtytul]

Prof. Krasnodębski zapalenie zniczy na żołnierskich grobach traktuje jako "zapalenie światełka na grobach sowieckich żołnierzy, którzy pod wodzą ofiary stalinowskich represji Konstantego Rokossowskiego, p.o. marszałka Polski i Polaka, wyzwolił Polskę z faszyzmu i władzy panów, urządzając w Polsce pomniejsze Katynie dla żołnierzy reakcyjnego podziemia".

Całe młodzieńcze i młode życie walczyłem – na swoją miarę – z zakłamywaniem historii. Na tyle, na ile umiałem, walczyłem z mitem wyzwolicieli, pokazywałem obłudę sowieckiej polityki i rozmiar stalinowskich represji. W pewnej mierze nie uciekam od tego i dzisiaj, opowiadając młodzieży lub zagranicznym gościom Europejskiego Centrum Solidarności o polskiej drodze do suwerenności i demokracji. Nigdy też nie miałem wątpliwości, że do 1989 roku żyłem w wasalnym państwie realizującym sowiecką rację stanu, z polskimi, najczęściej okupionymi krwią, niewielkimi marginesikami wolności. Dlatego składanie wieńców pod pomnikiem Armii Czerwonej uznaję za akt niemoralny i fałszowanie historii.

Ale prawdą jest także dostrzeżenie, że armie składają się z jednostek, ze zwykłych, najczęściej młodych, bardzo młodych ludzi. Prawdziwe jest także stwierdzenie, że z 600 tysięcy poległych na należących obecnie do Polski terytoriach żołnierzy radzieckich ponad połowa nie była Rosjanami i poznawała grozę stalinowskiego terroru w swoich podbitych ojczyznach zwanych republikami. Nie trzeba też czytać "Archipelagu Gułag" czy "Innego świata", by dobrze wiedzieć, że także rdzenni Rosjanie byli masowo poddawani represjom i wielu z nich jechało na front prosto z łagru.

Warto też pamiętać, że wojnę po stronie radzieckiej prowadzono zgodnie z zasadą "ludiej u nas mnogo", to znaczy, że ogromna większość z nich została cynicznie skazana przez naczalstwo na niepotrzebną, bezsensowną śmierć. Do tego obrazu dodajmy jeszcze sterroryzowanie żołnierzy przez oficerów politycznych i posuwające się tuż za frontem NKWD, które wobec najmniejszego choćby cienia podejrzeń o defetyzm lub dezercję miało tylko jedną formę reagowania – rozstrzelanie.

Tym żołnierzom należy się nasza pamięć, nasze współczucie i nasz szacunek. To na ich grobach zapaliliśmy światełka.

[srodtytul]Ewangeliczny wymiar polityki[/srodtytul]

Chyba (coraz bardziej doskwierającemu) przywilejowi wcześniejszego urodzenia zawdzięczam uczucie rozbawienia, które towarzyszyło mi, gdy czytałem u Piotra Skwiecińskiego stworzone przez niego fragmenty political fiction: "Wyobraźmy sobie, że w latach 70., gdy na serio rozpoczął się proces pojednania polsko-niemieckiego, część społeczeństwa sympatyzująca z demokratyczną opozycją i Kościołem uważa pojednanie polsko-niemieckie za element wyprzedawania wartości narodowych przez kupione za marki władze komunistyczne. A część społeczeństwa utożsamiająca się z PRL pragnie owego pojednania między innymi dlatego, że wie, iż ci inni Polacy aż tak bardzo go nie chcą".

Taki opis ma bowiem mniej więcej tyle sensu co wyobrażanie sobie, że to Polacy zaatakowali radiostację w Gliwicach, by usprawiedliwić swój atak na III Rzeszę 1 września 1939 roku. W realu było dokładnie odwrotnie. To Niemcy napadły na Polskę i to opozycja demokratyczna oraz – przede wszystkim – Kościół z wielkim wysiłkiem pracowały nad procesem polsko-niemieckiego pojednania. Ten proces sam się nie rozpoczął. Wymagał odwagi myślenia i odwagi działania. Nie do przecenienia była tu rola biskupów z ich słynnym wezwaniem z 1965 roku: "przebaczamy i prosimy o przebaczenie", za którą poszła – wspierana przez metropolitę krakowskiego – wieloletnia praca redakcji "Tygodnika Powszechnego" i "Więzi" oraz czterech Klubów Inteligencji Katolickiej.

Pamiętajmy bowiem, że w PRL jedyną powszechnie podzielaną formą legitymizacji "ludowej władzy" była wspólna wrogość wobec Niemców. Celowali w niej i ją podsycali zwłaszcza najbardziej utożsamiający się z "ludową ojczyzną" pracownicy mediów, dyżurni pisarze, naukowcy zasiadający na katedrach politologii, pracownicy ZBoWiD czy wykładowcy wieczorowych uniwersytetów marksizmu i leninizmu.

Apel biskupów "przebaczamy i prosimy o przebaczenie" został przyjęty wrogo przez ogromną większość społeczeństwa. Komunistyczne media nie posiadały się z oburzenia, na wiecach masowo potępiano biskupów za głębokie dzielenie społeczeństwa, fałszowanie historii i kokietowanie niemieckich "rewanżystów". Ta sterowana agresja trafiała na głęboko egzystencjalnie zranione społeczne podglebie i – co więcej – miała racjonalne podstawy.

Nie da się bowiem usprawiedliwić takiego apelu, mając polskie doświadczenie II wojny światowej, ani na gruncie arytmetyki poniesionych strat, ani na gruncie pragmatycznej polityki, ani nawet na podstawie bezkrwawej już powojennej historii czy też fundamencie sprawiedliwości. List biskupów polskich do biskupów niemieckich wymykał się tym wszystkim kryteriom – wypływał z wiary w prawdę Ewangelii. Przekraczał logikę sprawiedliwości i sięgał poza dostrzegalny ówcześnie horyzont historii. Czas pokazał, że oprócz publicznego aktu chrześcijańskiego przebaczenia okazał się najważniejszym aktem polskiej polityki zagranicznej okresu PRL.

Politycy rzadko wierzą w ten ewangeliczny, głęboki wymiar polityki. Rzadko wierzą weń i publicyści. Ale wielu ludzi, także tych, dla których Ewangelia nie jest bezpośrednią inspiracją, wierzy w sens tak uniwersalnie rozumianej troski o dobro wspólne. A ja wierzę, że to właśnie oni mają rację.

[i] PS. Już po napisaniu tych słów otrzymałem drugi e-mail od – powtórzę – nieznanego mi p. Maja, w którym planuje on rozwijanie polsko-rosyjskiej wymiany młodzieżowej. Gdyby tym razem udało się uniknąć oskarżeń o "wymianę, która dzieli", "wspieranie putinizmu" i "uleganie politycznej manipulacji pomimo subiektywnie dobrych intencji", byłby to znak skłaniający do umiarkowanej nadziei na przyszłość. [/i]

[ramka]Autor jest dominikaninem, teologiem, filozofem i publicystą. Absolwent fizyki na Uniwersytecie Wrocławskim. W 1981 r. wstąpił do zakonu dominikanów, sześć lat później uzyskał święcenia kapłańskie. W latach 80. doradca NSZZ "Solidarność" oraz dziennikarz "Tygodnika Solidarność". Założyciel i dyrektor Instytutu Tertio Millennio w Krakowie. Od 1998 do 2006 r. prowincjał polskiej prowincji dominikanów. Od 2007 r. dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku[/ramka]

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?