[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/16/lukasz-warzecha-komorowski-w-pulapce-kaczynskiego/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b] [/wyimek] Kampania prezydencka Jarosława Kaczyńskiego zasługuje na podziw. Nie dlatego, żeby była prowadzona wyjątkowo profesjonalnie (nie brakuje w niej dobrych pomysłów, ale są i niezręczności) albo z powodu wyjątkowo celnego hasła wyborczego, ale dlatego, że za pomocą arcyprostego zabiegu strategicznego udało się zagrozić pozycjom pozornie znacznie silniejszego przeciwnika. Zaskoczenie i żelazna konsekwencja – te dwa czynniki, opisywane jako sprzyjające wygranej od czasów Sun Zu
, wybijają się na pierwszy plan.
[srodtytul]Strzał w dziesiątkę [/srodtytul]
Strategia Kaczyńskiego okazała się strzałem w dziesiątkę. Jak widać kilka dni przed wyborami w znacznym stopniu skomplikowała sytuację głównemu przeciwnikowi, doprowadzając wręcz do paniki w jego sztabie. Zabieg był prosty, ale wymagał tego właśnie, o co wcześniej bywało trudno: ogromnej konsekwencji. Obecna próba złagodzenia wizerunku PiS i jego prezesa nie jest przecież pierwsza. Poprzednia miała miejsce nie dalej jak półtora roku temu, ale nie przetrwała nawet dwóch miesięcy.
Platforma Obywatelska, mając w pamięci wszystkie poprzednie sytuacje, gdy Jarosław Kaczyński na chwilę łagodniał, aby po paru tygodniach albo nawet dniach wrócić do dawnej, napastliwej retoryki, mogła z powodzeniem zakładać, że tak będzie i tym razem.