U źródeł ładu III Rzeczypospolitej

Jarosław Guzy odsłania grę działaczy konspiracyjnych o środki z Zachodu, a także rolę komunistycznych władz i bezpieki, które usiłowały wpływać na kształt podziemia, gdy okazało się, że nie mogą go zniszczyć – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 22.06.2010 01:05 Publikacja: 22.06.2010 01:01

U źródeł ładu III Rzeczypospolitej

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Nie sposób przecenić wkładu IPN w przywracanie Polakom ich najnowszej historii. Taki charakter ma również „U źródeł złego i dobrego” – rozmowa z Jarosławem Guzym, pierwszym przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W tym wypadku jednak wyjątkowo wyraźnie, jak wskazuje tytuł, mamy do czynienia z historią, która kształtuje naszą teraźniejszość, a więc książką par excellence aktualną.

[wyimek]Eksperci doradzający robotnikom w stoczni w sierpniu 1980 r. mieli poczucie potęgi komunizmu i nie rozumieli dynamiki zmian[/wyimek]

Guzy jest bohaterem historycznych wydarzeń, które opisuje od wewnątrz, odwołując się do własnych doświadczeń. Jest jednak także z wykształcenia socjologiem, który nie traci niezbędnego do ich oceny analitycznego dystansu. Pozwala mu to odsłonić moment rodzenia się naszego ładu polityczno-społecznego. W sukcesie książki ma także udział rozmówca Guzego, młody historyk Robert Spałek, któremu wiedza pozwala stać się realnym partnerem rozmowy.

[srodtytul]Odnoga „Solidarności”[/srodtytul]

Historia NZS rozpoczyna się nieomal z „Solidarnością”, a ugrupowanie to stanowi jej studencką odnogę. Pomysł jego powołania pojawia się już z początkiem września na licznych uczelniach, a znakiem czasu jest fakt, że nazwa nowego związku wymyślona zostaje w kilku ośrodkach niezależnie od siebie.

„Solidarność” i NZS były szerokimi, rewolucyjnymi ruchami, w których dominował żywioł demokratyczny pomimo istotnej roli, jaką odgrywali w nich przedstawiciele opozycji przedsierpniowej. Guzy akcentuje napięcie pomiędzy demokratyczną dynamiką tego ruchu a próbami podporządkowania go sobie przez rozmaite grupy i środowiska, w tym i opozycji wcześniejszej, proces, który spełnienie uzyskał w oligarchicznych mechanizmach III RP.

Zjawisko to można było obserwować wyjątkowo wyraźnie w odniesieniu do grup ekspertów, którzy pojawili się już podczas strajku w stoczni w sierpniu 1980 roku i funkcjonowali jako znacząca grupa wpływu. Byli to ludzie wywodzący się ze środowisk inteligencji, pierwotnie robiący karierę w strukturach PRL-owskiego państwa, a potem mniej lub bardziej buntujący się przeciw niemu. Mieli jednak nadal poczucie potęgi i trwałości komunistycznego ładu i nie rozumieli dynamiki procesów zmian. Usiłowali odgrywać rolę pośredników między rządzącymi a zrewoltowanym społeczeństwem.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/06/22/u-zrodel-ladu-iii-rzeczypospolitej/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Dość szybko uzyskali ogromne znaczenie i potrafili istotnie wpływać na politykę „Solidarności”. Wiązało się to zresztą z faktem, że to ich władze PRL wolały mieć za partnerów. Doradcy działali moderująco, blokując wolnościowe aspiracje społeczne. Wbrew własnemu poczuciu intelektualnej wyższości wyjątkowo słabo rozumieli znaczenie wielkiego ruchu, którym chcieli sterować. Demonstrowali natomiast paternalistyczny, wyższościowy stosunek do ogółu społeczeństwa.

Postawy te wyjątkowo wyraźnie widać było w odniesieniu do NZS. Młoda opozycja nie była traktowana po partnersku przez „robiących politykę” ekspertów i sprzyjających im działaczy. Metaforyczną wręcz sceną pokazującą owe relacje jest zakończenie strajku studenckiego w Łodzi, którego przywódcy trzymani są na korytarzu, a w gabinecie ostateczny kształt porozumienia wicepremier Mieczysław F. Rakowski ustala ze swoim dobrym znajomym, ekspertem „Solidarności” Bronisławem Geremkiem.

[srodtytul]Związek karierowiczów[/srodtytul]

Doświadczenia NZS z obozem władzy, z którym zderzał się jego przewodniczący, przywracają pamięć o tamtych czasach, skutecznie mistyfikowaną dziś przez stronniczych dziennikarzy i dworskich historyków. Buta i arogancja tak oczywista dla panów PRL, i to również tych „oświeconych”, do których należał Rakowski, więcej mówi o wczesnym porządku niż teoretyczne analizy.

Guzy przypomina również, czym był oficjalna, rządowa organizacja Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, przemianowany w tamtym czasie na ZSP (socjalizm nie przechodził). Związek ów, który był szkółką partyjnej kariery, nie miał żadnego ideowego zabarwienia – znamienna była rezygnacja z socjalistycznej identyfikacji przy zmieniającej się koniunkturze – i stanowił jedynie organizację cynicznych karierowiczów. To oni dali początek „Ordynackiej” i największym karierom III RP, Aleksandra Kwaśniewskiego i jego otoczenia.

[srodtytul]Grzechy konspiry[/srodtytul]

Okres burzy i naporu „Solidarności”, czyli lata 1980 – 1981 były jednak czasem dominacji procesów demokratycznych. Stan wojenny i zejście związku (a także NZS) do podziemia zmieniły wszystko. W podziemiu nie sposób kultywować demokratycznych obyczajów. Guzy odważnie opisuje zjawiska, które bywają przemilczane w imię fałszywie pojętej obrony dobrego imienia „Solidarności”. Wskazuje na grę o środki z Zachodu, a także rolę komunistycznych władz i bezpieki, które usiłowały wpływać na kształt podziemia, kiedy się okazało, że nie mogą go zniszczyć. Polegało to na bezwzględnym ściganiu jednych grup i stosunkowo tolerancyjnym podejściu do innych. Ale najważniejsze były wewnętrzne procesy, które zdominowały podziemie.

„Anonimowe gremia dzieliły środki na działalność według anonimowych reguł. To musiało rodzić patologie. Jedną z nich była postępująca kumulacja środków w Warszawie, kosztem zamierającego terenu. Drugą, budowanie sobie wpływów w strukturach, środowiskach, wśród działaczy za wspólne przecież pieniądze. (...) Grupy przywódcze, jednocześnie pełne wewnętrznej rywalizacji, zamykały się w sobie. Coraz wyraźniejszy był mechanizm kooptacji za, czy poprzez lojalną służbę – bynajmniej nie wyłącznie »sprawie«, ale partykularnym interesom środowiska czy poszczególnym liderom. Charakterystyczne, jak słaby był dopływ »świeżej krwi«, choćby z nowej fali strajków robotniczych”.

To zamykanie się na wpływ szerokiego ruchu, którego istnieniu liderzy zawdzięczali swoją pozycję, stanowi, zdaniem Guzego, największy grzech konspiry. Powstaje wówczas, jak ironizuje, pierwsza polityczna partia w Polsce, „coctail party”, środowisko monopolizujące zagraniczne kontakty i niemal niewychodzące z ambasad w Warszawie. „Ówczesne elity prezentowały się jako bardzo jałowe; ich prób diagnozy społecznej, ekonomicznej – było jak na lekarstwo. Gotowe były chyba tylko do walki o władzę, którą ćwiczyły na wciąż skromnym poletku”.

[srodtytul]Strach przed ludem[/srodtytul]

Ten stan elit, według Guzego, rzutował na ich postawę przy Okrągłym Stole i późniejsze działanie. „Władzę trzeba było wziąć w całości, w końcu tak się przecież stało. A tymczasem próbowano realizować anachroniczny koncept koegzystencji z komunistyczną władzą. Ze strachu, wrodzonej i wyuczonej w PRL potrzeby umiarkowania, a także odczuwanych korzyści i wygody z rządzenia na zasadzie porozumienia elit, ponad głowami nieobliczalnego i niebezpiecznego »ludu«.

Postawię śmiałą tezę, że tego ludu i prawdziwej demokracji bali się nie tylko komuniści, ale i spora część elit obdarzonych zaufaniem. Stąd te desperackie próby ratowania listy krajowej, a właściwie upadającego pod naporem wydarzeń status quo. (...) W 1989 r. elity społeczne, które miały mandat społecznego zaufania, przekształciły się w elity polityczne skrojone według własnego pomysłu, który nie musiał odpowiadać oczekiwaniom ludzi. Na tym, moim zdaniem, polegała pierwotna zdrada ideałów »Solidarności«: na uzurpacji.

(...) Społeczeństwo reprezentowane przez solidarnościowe elity okazało się dla nich szalenie zacofanym »materiałem do modernizacji«: tradycyjna klasa robotnicza powinna zaniknąć, rolnicy w ilości powyżej paru procent to wstyd wobec Europy, a inteligencja czym prędzej powinna się przekształcić w klasę średnią czy salariat, żeby zlikwidować wschodnioeuropejską anomalię rozwojową. (...) A ja po prostu cały czas miałem bolesne poczucie, że strasznie marnuje się potencjał, osiągnięcia, ale i nadzieje ruchu »Solidarności«. I marnują to ci, z którymi siedziałem w kryminale, mieliśmy wspólne ideały. Zapanowała nieuczciwość, ludzi okłamywano. (...) Nagle znajomi, którzy jeszcze wczoraj funkcjonowali w podziemiu, przeszli na drugą stronę. Oczywiście, przede wszystkim czerwony robił swoje. Rozpoczęła się niesamowita akcja rozgrabiania państwowego majątku”.

Przy tym wszystkim pierwszy przewodniczący NZS uznaje, że Polacy nawet w tych warunkach dali sobie w sumie radę. Jakim kosztem się to stało i jak wielki potencjał został zmarnowany, to już zupełnie inna sprawa.

Nie sposób przecenić wkładu IPN w przywracanie Polakom ich najnowszej historii. Taki charakter ma również „U źródeł złego i dobrego” – rozmowa z Jarosławem Guzym, pierwszym przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W tym wypadku jednak wyjątkowo wyraźnie, jak wskazuje tytuł, mamy do czynienia z historią, która kształtuje naszą teraźniejszość, a więc książką par excellence aktualną.

[wyimek]Eksperci doradzający robotnikom w stoczni w sierpniu 1980 r. mieli poczucie potęgi komunizmu i nie rozumieli dynamiki zmian[/wyimek]

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?