Doświadczenia NZS z obozem władzy, z którym zderzał się jego przewodniczący, przywracają pamięć o tamtych czasach, skutecznie mistyfikowaną dziś przez stronniczych dziennikarzy i dworskich historyków. Buta i arogancja tak oczywista dla panów PRL, i to również tych „oświeconych”, do których należał Rakowski, więcej mówi o wczesnym porządku niż teoretyczne analizy.
Guzy przypomina również, czym był oficjalna, rządowa organizacja Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, przemianowany w tamtym czasie na ZSP (socjalizm nie przechodził). Związek ów, który był szkółką partyjnej kariery, nie miał żadnego ideowego zabarwienia – znamienna była rezygnacja z socjalistycznej identyfikacji przy zmieniającej się koniunkturze – i stanowił jedynie organizację cynicznych karierowiczów. To oni dali początek „Ordynackiej” i największym karierom III RP, Aleksandra Kwaśniewskiego i jego otoczenia.
[srodtytul]Grzechy konspiry[/srodtytul]
Okres burzy i naporu „Solidarności”, czyli lata 1980 – 1981 były jednak czasem dominacji procesów demokratycznych. Stan wojenny i zejście związku (a także NZS) do podziemia zmieniły wszystko. W podziemiu nie sposób kultywować demokratycznych obyczajów. Guzy odważnie opisuje zjawiska, które bywają przemilczane w imię fałszywie pojętej obrony dobrego imienia „Solidarności”. Wskazuje na grę o środki z Zachodu, a także rolę komunistycznych władz i bezpieki, które usiłowały wpływać na kształt podziemia, kiedy się okazało, że nie mogą go zniszczyć. Polegało to na bezwzględnym ściganiu jednych grup i stosunkowo tolerancyjnym podejściu do innych. Ale najważniejsze były wewnętrzne procesy, które zdominowały podziemie.
„Anonimowe gremia dzieliły środki na działalność według anonimowych reguł. To musiało rodzić patologie. Jedną z nich była postępująca kumulacja środków w Warszawie, kosztem zamierającego terenu. Drugą, budowanie sobie wpływów w strukturach, środowiskach, wśród działaczy za wspólne przecież pieniądze. (...) Grupy przywódcze, jednocześnie pełne wewnętrznej rywalizacji, zamykały się w sobie. Coraz wyraźniejszy był mechanizm kooptacji za, czy poprzez lojalną służbę – bynajmniej nie wyłącznie »sprawie«, ale partykularnym interesom środowiska czy poszczególnym liderom. Charakterystyczne, jak słaby był dopływ »świeżej krwi«, choćby z nowej fali strajków robotniczych”.
To zamykanie się na wpływ szerokiego ruchu, którego istnieniu liderzy zawdzięczali swoją pozycję, stanowi, zdaniem Guzego, największy grzech konspiry. Powstaje wówczas, jak ironizuje, pierwsza polityczna partia w Polsce, „coctail party”, środowisko monopolizujące zagraniczne kontakty i niemal niewychodzące z ambasad w Warszawie. „Ówczesne elity prezentowały się jako bardzo jałowe; ich prób diagnozy społecznej, ekonomicznej – było jak na lekarstwo. Gotowe były chyba tylko do walki o władzę, którą ćwiczyły na wciąż skromnym poletku”.