Od czasu przegranych wyborów prezydenckich Jarosław Kaczyński sprawia wrażenie, jakby zrzucił krępujący go gorset dopracowanej, konsekwentnej taktyki, a może nawet strategii politycznej. Okres kampanii wyborczej był bodaj najdłuższym w historii PiS czasem, gdy to ugrupowanie z niezwykłą dyscypliną poddawało się krępującym regułom medialnej konieczności. Osiągnięty w tych warunkach wynik okazał się przyzwoity, zwłaszcza w porównaniu z wcześniejszymi sondażami klasyfikującymi Jarosława Kaczyńskiego jako polityka niegodnego zaufania dla ogromnej części Polaków. Nie był to jednak wynik dość dobry. Drugie miejsce w wyborach to przegrana.
[srodtytul]Warto grać z mediami[/srodtytul]
Przed PiS stanęła zatem alternatywa: albo uznać, że metoda była dobra i jej konsekwentne kontynuowanie może z czasem przynieść lepsze efekty, zwłaszcza w wyborach parlamentarnych, albo wrócić do dawnej retoryki i wizerunku, umacniając pozycję w swoim elektoracie. Wybrana została ta druga opcja, czego wyrazem były między innymi słynne słowa prezesa PiS podczas konferencji prasowej o prezydencie elekcie i ewentualnym dopuszczeniu do usunięcia krzyża. W tę linię postępowania wpisuje się zresztą wiele innych działań, od udzielanych wywiadów począwszy, na niepojawieniu się na zaprzysiężeniu nowego prezydenta skończywszy.
Osobną kwestią jest, czy wszystkie te posunięcia są wynikiem głębokiego przemyślenia przez kierownictwo partii koniecznej strategii czy raczej rozprzężenia powyborczego, chaosu, dojścia do głosu osób uprzednio odsuniętych. Sygnały dochodzące z wewnątrz ugrupowania wskazują, że właściwe jest raczej to drugie wyjaśnienie. Niektórzy wskazują także, że dla brata zmarłego prezydenta kwestia pociągnięcia do odpowiedzialności winnych jego śmierci stała się swego rodzaju polityczną monoideą, dla której gotów jest ponieść olbrzymie polityczne koszty, do marginalizacji swojej partii włącznie. Tu jednak zagłębiamy się w niewątpliwie ważne, ale jednak mocno chwiejne rejony politycznej psychologii.
Znacznie ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jakie mogą być skutki obrania takiej drogi. Kilka wydaje się dość oczywistych. Pierwszym jest wystawienie się na medialny ostrzał. Trudno zaakceptować bez zastrzeżeń przywoływany od dawna argument, że media są w większości tak silnie do PiS uprzedzone, iż żadna metoda postępowania nie zapewni ich przychylności. Oczywiście jest prawdą, że "Polityka" (o "Gazecie Wyborczej" nie wspominając) nie pokochałaby PiS złagodzonego, podobnie jak nie kochała go podczas kampanii.