Laicyzacyjne przyspieszenie

Polski Kościół jest łatwym celem laicyzacyjnej ofensywy. Nie ma koncepcji, o co powinien zabiegać, nie wyznacza priorytetów, często reaguje na problemy zbyt późno – pisze publicysta

Publikacja: 29.09.2010 19:15

Laicyzacyjne przyspieszenie

Foto: Fotorzepa, Wojciech Nieśpiałowski Wojciech Nieśpiałowski

Red

Konflikt wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu ujawnił silne tendencje laicyzacyjne w Polsce. Z jednej strony mamy SLD prowadzący antykościelną ofensywę, z drugiej posła PO Janusz Palikota tworzącego ruch pragnący wprowadzić rozwiązania światopoglądowe sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Nowością w naszej rzeczywistości są publiczne wystąpienia grup prezentujących laicką ideologię, które nie są ściśle związane z polityką. Przykładem może być tu manifestacja przeciwników krzyża, którzy w imię laickości państwa zbezcześcili krzyż i fizycznie nękali jego obrońców. Do tego obrazu trzeba dodać prawdziwy wysyp publikacji w lewicowo-liberalnych mediach, od „Gazety Wyborczej” poprzez „Politykę” i „Wprost” do „Newsweeka”, w których Kościół jest przedstawiany jako zagrożenie dla demokracji, a religii odbiera się prawo do obecności w życiu publicznym, powszechne są też tezy o słabości naszego Kościoła, kryzysie religijności i w niedługim czasie końcu katolicyzmu w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że obecnie mamy w Polsce do czynienia z gwałtownym przyspieszeniem laicyzacyjnym i warto się zastanowić czy Kościół w Polsce jest przygotowany do stawienia mu czoła. I choć Polska nadal jest krajem ludzi religijnych, a diagnoza o kryzysie wiary Polaków jest błędna, to jednak sposób obecności Kościoła w sferze publicznej wymaga zrewidowania, gdyż słabość w tej przestrzeni otwiera drogę do wykluczenia wiary ze sfery publicznej.

 

 

Wbrew obrazowi rysowanemu w mediach wiara w Polsce wciąż jest bardzo żywa. Polacy są narodem religijnym, a rytm naszej egzystencji wciąż wyznacza życie sakramentalne, nadal chrzest, Pierwsza Komunia Święta czy sakrament małżeństwa są najważniejszymi wydarzeniami w życiu rodziny, o czym świadczą chociażby statystyki. Na tak bardzo atakowaną religię w szkole uczęszcza ponad 95 procent uczniów, co z pewnością nie jest objawem kryzysu religijności.

Owszem, spada liczba wiernych chodzących w niedzielę do kościoła, ale jeśli w ciągu 20 lat zmniejszyła się o 10 procent, to niewątpliwie problem jest, ale nie można mówić o kryzysie. Także obserwowany od kilku lat spadek powołań w ubiegłym roku się zatrzymał, a nawet pojawiła się tendencja zwyżkowa.

To prawda, że często kwestionujemy niektóre elementy nauczania Kościoła, głównie dotyczące etyki seksualnej, ale w większości przypadków życie „na kocią łapę” prędzej czy później kończy się sakramentem małżeństwa. Oczywiście można krytykować jakość naszej wiary, na pewno niewystarczające jest stosowanie wskazań Ewangelii w codziennym życiu, ale jest to wyzwanie, przed którym stoją wyznawcy Chrystusa od samego początku chrześcijaństwa. Jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźnik głębokości wiary, jakim jest zdolność do służby bliźnim, to okazuje się, że z naszą wiarą w praktyce nie jest tak źle. Katolicy prowadzą kilka tysięcy dzieł charytatywnych i pod tym względem działalność Kościoła może budzić szacunek.

 

 

O ile w sferze religijności prywatnej, realizowanej na przykład w przestrzeni parafialnej czy ruchach i stowarzyszeniach, polski katolicyzm ma się całkiem dobrze, o tyle problemy pojawiają się w przestrzeni publicznej i to w wymiarze ogólnopolskim. Termin "laicyzacja" oznacza działania władz dążące do wyeliminowania religii z życia publicznego na drodze aktów prawnych. Liberalna lewica dąży do wprowadzenia w Polsce regulacji nie tylko sprzecznych ze stanowiskiem Kościoła, ale taką interpretacją prawa, które zabraniałoby Kościołowi zabierania głosu w przestrzeni publicznej. Przykładem takiej praktyki jest interpretowanie naszej konstytucji, jakoby wprowadzała ona laickość państwa, co z kolei oznaczałoby konieczność wyrugowania z życia publicznego symboli religijnych, a przede wszystkim światopoglądu wynikającego z wiary. Tymczasem zapisy konstytucji, a także intencje jej twórców, są wprost przeciwne – chodzi o współdziałanie państwa i Kościoła na rzecz dobra wspólnego w duchu autonomii i niezależności, a o żadnej laickości mowy nie ma.

W propagandzie laickiej każdy przypadek zaangażowania Kościoła w sferę publiczną jest podawany jako naganny, nawet jeśli ewidentnie służy on dobru wspólnemu. Z tego też powodu SLD ma problem z antykościelną retoryką we własnych szeregach, bowiem działacze lewicy sprawujący władzę w lokalnych społecznościach bardzo dobrze współpracują z parafią czy diecezją właśnie na rzecz tej w społeczności. Próby zakazu tej współpracy w imię laickiej ideologii oceniają jako bezsensowne i nierealistyczne, bo byłoby to działanie po prostu tej społeczności szkodzące.

Jednak Kościół ma problem z obecnością w sferze publicznej na poziomie ogólnopolskim, w którym jest bezpardonowo atakowany przez lewicowo-liberalnych polityków. Gdyby obraz rzeczywistości czerpać ze wspomnianych wcześniej mediów, można by dojść do wniosku, że Polska jest państwem rządzonym przez jakiś fanatycznych katolików, którzy zniewoli naród, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Problem polega na tym, że to właśnie te media i lewicowo-liberalni politycy często nadają ton debacie publicznej, w której Kościół jest przedstawiany w sposób niekompetentny, często karykaturalny, różnice między duchownymi w sprawach drugorzędnych są nagłaśniane, a wszystkie potknięcia wyolbrzymiane, jak na przykład niewątpliwie bolesny problem pedofilii duchownych, który, jak wynika z badań, procentowo nie duchownych bardziej niż innych grup.

 

 

Mając świadomość tych mechanizmów, warto zadać sobie pytanie, czy Kościół w wymiarze ogólnopolskim jest na nie przygotowany, czy też sposób jego funkcjonowania w sferze publicznej sprawia, że staje się łatwym celem laicyzacyjnej ofensywy? Niestety wiele wskazuje na to, że to drugie. I to jest poważne zagrożenie, bowiem słabość Kościoła w tej przestrzeni otwiera drogę do laicyzacji, która niewątpliwie może prowadzić do erozji religijności także w wymiarze osobistym.

Problem polega przede wszystkim na tym, że episkopat nie ma wypracowanej koncepcji, o co w obecnej Polsce w sferze publicznej powinien zabiegać, nie wyznacza priorytetów, brak jest strategii ich realizacji, często reaguje na problem zbyt późno, praktycznie nie istnieje współpraca między duchownymi i katolikami świeckimi.

Przykładem tego może być kwestia in vitro. Choć problem ten występuje w Polsce od ponad 20 lat, a kliniki oferujące sztuczne zapłodnienie kwitną, Kościół w Polsce zabrał głos w tej sprawie dopiero po zapowiedzi rządu finansowania in vitro z budżetu państwa w 2007 r. Do tego, poza przypomnieniem nauczania Kościoła o niemoralności tej metody, nie ma skutecznego pomysłu, jak przekonać społeczeństwo, które w 70 procentach popiera sztuczne zapłodnienie, do tego, że kto stosuje tę metodę, popełnia grzech. Problemy bioetyczne w ogóle nie są uwzględniane w pracy duszpasterskiej. Mimo że otwarty spór o in vitro trwa od trzech lat, poza pojedynczymi wypowiedziami biskupów i kilkoma zdaniami zawartymi w dokumentach na inny temat, Kościół nie skierował do wiernych specjalnego listu czytanego podczas mszy, w którym wyjaśniałby swoje stanowisko wobec in vitro. W efekcie zdarza się, że nie tylko wierni, ale nawet niektórzy kapłani nie rozumieją sprzeciwu Kościoła w tej sprawie.

Biskupi, odpierając zarzuty o braku priorytetów, podkreślają, że zadania Kościoła są niezmienne odkąd istnieje, jest to przede wszystkim głoszenie Ewangelii. To prawda, ale rolą duchowych przewodników jest znalezienie sposobu głoszenia tej Ewangelii adekwatnego do wyzwań czasu, osadzenie tego nauczania w konkretnej rzeczywistości. Rolą episkopatu jest odczytanie znaków czasu i wskazanie, co w przestrzeni publicznej Polski w 2010 r. jest dla katolików najważniejsze. Tymczasem wskazania płynące ze strony naszego episkopatu są na takim poziomie ogólności, że można je zaaplikować w każdym miejscu na świecie.

 

 

Jednym z głównych problemów, z którego wynika niewłaściwe zaangażowanie Kościoła w sferę publiczną, jest brak jedności. Głębokie podziały polityczne i różna wrażliwość na rzeczywistość, które z punktu widzenia przekazu wiary i moralności są sprawami drugorzędnymi, powodują swoisty paraliż w podejmowaniu decyzji w sprawach nadrzędnych. Sposób, w jaki mają być one realizowane w praktyce, jest przedmiotem publicznej dyskusji na poziomie biskupów, co w opinii publicznej jest odbierane jako brak jednoznacznego stanowiska co do samej zasady nadrzędnej.

Gdy pojawił się pierwszy projekt dotyczący in vitro autorstwa Jarosława Gowina, część biskupów poparła go, uznając, że choć nie jest w pełni zgodny z nauczaniem Kościoła, to w istotny sposób ogranicza złe skutki tej metody. Jednak inni uważali, że należy dążyć do tego, aby pierwsza regulacja prawna na ten temat w pełni odpowiadała nauczaniu Kościoła i tej metody zabraniała. Przeważyła opcja druga, ale problem nie leży tylko w tym, kto miał rację, lecz w tym, że te dyskusje między biskupami odbywały się w sferze publicznej, w efekcie media i politycy zinterpretowali te spory w taki sposób, że w sprawie in vitro biskupi mają różne zdanie, choć różnica dotyczyła nie zasadniczej sprawy zakazu in vitro, tylko w jaki sposób ten zakaz wprowadzić do naszego prawa. Debata między biskupami jest jak najbardziej uprawniona, tylko powinna się odbyć wewnątrz episkopatu, a opinia publiczna poznać jej końcowy efekt, któremu wszyscy biskupi powinni się podporządkować.

Duchowni wypowiadają się też publicznie w sprawach, do których w ogóle nie są powołani, a często się na nich po prostu nie znają, co podważa ich wiarygodność w sprawach, w których są specjalistami. Na ten problem zwrócił polskim duchownym uwagę nawet Benedykt XVI, pouczając ich w czasie spotkania w warszawskiej archikatedrze w 2006 r.: „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki”. Tymczasem wierni mogą na przykład usłyszeć w diecezjalnym radiu w czasie przeznaczonym na duszpasterstwo pogadankę biskupa na temat tego, gdzie powinni spędzać wakacje. Widoczny jest też proces upartyjnienia episkopatu. Od momentu gdy w 2005 r. scenę polityczną zdominowały dwie partie prawicowe, duchowni ulegli pokusie popierania konkretnego ugrupowania. Choć zjawisko otwartej agitacji za danym ugrupowaniem nie jest tak powszechne, jak wynikałoby to z lektury mediów, jednak gdyby prześledzić homilie kilku najaktywniejszych biskupów w ostatnich latach, bez trudu można by wskazać ich preferencje polityczne, do tego całkiem odmienne. Problem jest na tyle poważny, że zareagował na niego przedstawiciel Stolicy Apostolskiej. W 2007 r. w homiliach na Boże Ciało biskupi w tak różny sposób oceniali te same zjawiska życia publicznego, że widać było, iż kierują się w tym sympatiami politycznymi. Było to na tyle czytelne, że zareagował nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk, która publicznie upomniał biskupów, przypominając, że „nabożeństwa liturgiczne to nie wiece”.

Zamiast zachować pozycję cenzora, który ocenia działania i programy polityczne z pozycji etycznych, duchowni często z góry popierają określoną partię, zakładając, że to właśnie ona spełni ich oczekiwania. Tymczasem sprawa krzyża na Krakowskim Przedmieściu pokazuje, że zarówno PO i PiS traktują Kościół i sprawy wiary instrumentalnie, wykorzystując konflikt do własnych celów politycznych, na co słusznie zwrócili uwagę biskupi w oświadczeniu z 25 sierpnia.

 

 

Niemal we wszystkich diagnozach jako główna słabość Kościoła w Polsce jest wskazywany brak wyraźnego lidera. Jednak to nie musi prowadzić do kryzysu, w wielu krajach taki system się sprawdza. Problem nie leży tylko w braku lidera, czy wodza, lecz w tym, że nasi biskupi mają trudność z funkcjonowaniem w dobie kolegialności i wypracowywaniem wspólnego stanowiska w konkretnych sprawach, które skutecznie by realizowali. Oczywiście w dobie pluralizmu różnice są dopuszczalne. Tyle że w tym przypadku powinny być ujawniane w wewnętrznej debacie, a nie w przestrzeni publicznej, bowiem natychmiast są wykorzystywane do dzielenia Kościoła i interpretowane jako jego słabość.

Konieczne jest określenie priorytetów, pewnej agendy wspólnych celów, do których dąży Kościół, ale nie z powodów politycznych, lecz dla realizacji swojego posłannictwa w świecie. Zarówno duchowni, jaki i katolicy świeccy mają pełne prawo walczyć w sferze publicznej o szacunek dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci, rodzinę jako związek kobiety i mężczyzny, prawo rodziców do wychowywania dzieci i promocję dobra wspólnego. Stworzenie listy konkretnych postulatów wynikających z sytuacji w Polsce w 2010 r. nie powinno nastręczać trudność, znajdą się na niej kwestie wynikające z katolickiej etyki i prawa naturalnego: troska o rodzinę i konkretne rozwiązania prorodzinne, kwestie bioetyczne, w tym zakaz in vitro, reforma służby zdrowia, aby najbiedniejsi nie byli pozbawieni opieki medycznej, czy reforma systemu emerytalnego poprzez właściwą politykę demograficzną. Listę tę można jeszcze rozszerzać, każda z tych spraw jest poważnym problemem w Polsce, a Kościół ma konkretne propozycje ich rozwiązania.

Trzeba też bardzo jasno oddzielić cele wynikające z troski o dobro wspólne od celów stricte politycznych, choć pozornie się one pokrywają. Postulaty Kościoła powinny być zadaniem do wypełnienia dla partii, a dopiero ich realizacja, albo chociażby deklaracja realizacji, może stać się kryterium wyboru politycznego. Dlatego właściwym zaangażowaniem będzie ogłoszenie przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi listu z katalogiem problemów, na jakie wskazuje Kościół, i pytaniem do partii, czy mają zamiar je rozwiązać w zgodzie z przedstawioną propozycją. Niewłaściwym będzie milczenie, które może zostać wypełnione mniej lub bardziej zawoalowanymi głosami poparcia duchownych dla konkretnej partii. Trzeba odpartyjnić przekaz Kościoła w sferze publicznej, a do tego konieczne jest powściągnięcie temperamentów politycznych ludzi Kościoła i skierowanie tej energii w dążenie do realizacji konkretnych rozwiązań w życiu publicznym, a nie popieranie jakiejś partii.

Niewłaściwa obecność duchownych, a także katolików świeckich, w przestrzeni publicznej otwiera furtkę do laicyzacji.

Autor jest szefem działu opinii „Gościa Niedzielnego”, był dziennikarzem i publicystą „Dziennika” oraz szefem działu krajowego Katolickiej Agencji Informacyjnej

Konflikt wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu ujawnił silne tendencje laicyzacyjne w Polsce. Z jednej strony mamy SLD prowadzący antykościelną ofensywę, z drugiej posła PO Janusz Palikota tworzącego ruch pragnący wprowadzić rozwiązania światopoglądowe sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Nowością w naszej rzeczywistości są publiczne wystąpienia grup prezentujących laicką ideologię, które nie są ściśle związane z polityką. Przykładem może być tu manifestacja przeciwników krzyża, którzy w imię laickości państwa zbezcześcili krzyż i fizycznie nękali jego obrońców. Do tego obrazu trzeba dodać prawdziwy wysyp publikacji w lewicowo-liberalnych mediach, od „Gazety Wyborczej” poprzez „Politykę” i „Wprost” do „Newsweeka”, w których Kościół jest przedstawiany jako zagrożenie dla demokracji, a religii odbiera się prawo do obecności w życiu publicznym, powszechne są też tezy o słabości naszego Kościoła, kryzysie religijności i w niedługim czasie końcu katolicyzmu w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że obecnie mamy w Polsce do czynienia z gwałtownym przyspieszeniem laicyzacyjnym i warto się zastanowić czy Kościół w Polsce jest przygotowany do stawienia mu czoła. I choć Polska nadal jest krajem ludzi religijnych, a diagnoza o kryzysie wiary Polaków jest błędna, to jednak sposób obecności Kościoła w sferze publicznej wymaga zrewidowania, gdyż słabość w tej przestrzeni otwiera drogę do wykluczenia wiary ze sfery publicznej.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę