Reklama

Mariusz Cieślik: Elegia na śmierć felietonisty

Proza Jerzego Pilcha to jedno. Miała swoich wielbicieli, jednak wydaje się, że prawdziwe mistrzostwo Jurek osiągnął w felietonie.

Publikacja: 04.06.2020 21:00

Mariusz Cieślik: Elegia na śmierć felietonisty

Foto: Fotorzepa/ Magda Starowieyska

Nie żebyśmy się przyjaźnili, ale lubiłem te jego autoironiczne żarty. „Może wypijemy jakąś kawę? Mogę do ciebie wpaść” – proponowałem, kiedy był już chory. „A lubisz, kiedy ktoś rozlewa kawę w promieniu dwóch metrów?” – odpowiedział, pokpiwając ze swojego parkinsona. Albo wcześniej, kiedy jeszcze pił, co ja mówię pił, on chlał do upadłego (co cała Polska widziała u Smarzowskiego w adaptacji „Pod Mocnym Aniołem”). „To może pójdziemy na piwo?” – zapytałem. „A masz ochotę patrzeć na zarzyganego deliryka?”.

Tak, to riposty prawdziwie literackie, jakby stworzone do anegdoty, ale zapewniam, że prawdziwe. I zapewniam, że gdyby ktoś porozmawiał z bliższymi czy dalszymi (i do tej grupy ja się zaliczałem) znajomymi Jerzego Pilcha, to usłyszałby setki podobnych ripost. Miał tę rzadką u ludzi piszących cechę, że równie błyskotliwy bywał w felietonach, jak i w rozmowie. Nawet jeśli w formie fizycznej był coraz gorszej, to błyskotliwy dowcip i wyczucie paradoksu go nie opuszczały. Jak ktoś nie wierzy, niech przeczyta całkiem niedawny wywiad na temat Kielc, gdzie przeprowadził się w ostatnich miesiącach życia. „Ludzie rozpoznają pana na ulicy?” – pyta dziennikarz. „W ogóle, chyba że z elegancją nie dają po sobie poznać, że poznali” – odpowiada Jurek.

To właśnie w Kielcach, z którymi nic go właściwie nie łączyło, został wczoraj pochowany. Warszawa, gdzie przeżył ostatnich 20 lat, Kraków, gdzie dorastał, i Wisła, gdzie spędził dzieciństwo, to były jego miasta. W tym ostatnim zawsze szukałem jego śladów i zazwyczaj znajdowałem. Choćby książkę w witrynie księgarni czy biblioteki. Także całkiem niedawno, przed miesiącem, jeszcze w czasie pandemicznej histerii. Usiłowałem też przypomnieć sobie, bezskutecznie, gdzie w centrum beskidzkiego kurortu mieścił się jego rodzinny dom. Bo przecież nie kto inny, tylko Pilch, stworzył literacką legendę luterskiej Wisły.

Ale proza to jedno. Miała swoich wielbicieli, do których swego czasu się zaliczałem, ale miała też przeciwników. Wydaje się jednak, że prawdziwe mistrzostwo Jurek osiągnął w felietonie.

Pamiętam jak, zaczepiony przeze mnie, bezpardonowo zaatakował mnie kilkanaście lat temu w swoim tekście w „Dzienniku”. Dla początkującego felietonisty była to czysta ambiwalencja. Jednocześnie ostry faul i powód do dumy, że jednak gra się z najlepszymi. Żałuję, że tego tekstu nie ma w wydanych właśnie „60 najjadowitszych felietonach”. Cóż, wraz z odejściem Pilcha cech felietonistów traci chyba ostatniego z wielkich. I to stąd ta felietonowa elegia.

Reklama
Reklama

O Jerzym Pilchu w najbliższym „Plusie Minusie” piszą Jacek Cieślak, Marek Oramus i Jan Bończa-Szabłowski

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Piąta rocznica wielkich protestów. Co się dzieje na Białorusi?
Opinie polityczno - społeczne
Największe kłamstwo wyboru Karola Nawrockiego. PiS sprzedaje nową narrację
Reklama
Reklama