Piotr Zaremba o Donaldzie Tusku u Marcina Mellera

Tusk mógł chwilami opowiadać wszystko. A artyści słuchali i kiwali smutno głowami przypierani do muru gradem faktów, a raczej gładkich deklaracji – program "Drugie śniadanie mistrzów" analizuje publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 27.03.2011 21:48

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Spotkanie Donalda Tuska ze zbuntowanymi artystami TVN 24 kreował od wielu dni na medialno-polityczny show. Nieprzypadkowo: i Tusk jest gwiazdą, i posadzeni naprzeciw niego celebryci, a zjawisko buntu proplatformerskich elit to widowisko tyleż malownicze, ile jakoś tam ważne.

Tusk generalnie wyzwaniu sprostał. Jest zręczny, obdarzony dużą inteligencją emocjonalną i z pewnością sprawniejszy od liderów innych partii, gdy przychodzi mierzyć się z takimi zadaniami.

Zburzmy idyllę

Podobnie jak w dwóch artykułach w "Gazecie Wyborczej" nie obawiał się bezwarunkowo przyznawać do porażek (brak jednego okienka dla załatwiających formalności obywateli, rozrost administracji). Umiał nawet zaimponować w kilku momentach twardością przekonań – gdy upierał się przy delegalizacji miękkich narkotyków albo gdy ganił podatkowe przywileje twórców. Nawet jeśli robił to zapatrzony w sondaże, wolę, żeby ulegał w tych sprawach zwykłym Polakom niż artystycznej bohemie.

Jednak kiedy następnego dnia niektórzy dziennikarze śpiewali w "Loży prasowej" TVN 24 hymny pochwalne na rzecz odważnego i mądrego premiera, trudno się było oprzeć chętce zburzenia tej idylli.

Bo przecież premier korzystał niekoniecznie z mocnych asów w rękawie. Na pewno ze swoich umiejętności krasomówczych, z niewiedzy i braku pewności swoich rozmówców i, co tu dużo mówić, także z etykiety chroniącej takich ludzi jak głowa państwa czy szef rządu przed nadmierną dociekliwością. Premiera można pytać, ale dociskanie w pewnym momencie się kończy. Na dokładkę prowadzący audycję "Drugie śniadanie mistrzów", a zarazem jeden z liberalnych kontestatorów Marcin Meller był co prawda wyraźnie lepiej zorientowany w sztuczkach Tuska niż jego koledzy, ale też równie wyraźnie niezainteresowany, aby show zmienił się w prawdziwą bitwę.

Wystarczy mówić

Meller pytał Tuska o rekordową liczbę zapytań rozmaitych służb o billingi obywateli kierowane do operatorów. Sprawę ujawniła fundacja Panoptykon broniąca wolności obywatelskich. Premier odpowiedział, ale z tą swoją cudowną umiejętnością zmieniania tematu, nie na zadane pytanie o billingi, lecz na niezadane o podsłuchy. Twierdząc, że za jego rządu ich liczebność gwałtownie się zmniejszyła.

Niestety, nie możemy tego sprawdzić. Nie ogłasza się co rok takich bilansów – będzie to możliwe dopiero w przyszłości, na mocy nowej ustawy. Informacje "Dziennika" z 2008 roku wskazywały, że rząd Platformy korzysta z podsłuchów obficiej niż poprzednicy. Możliwe, że teraz jest inaczej, ale jeśli nie, to kto za rok będzie pamiętał odpowiedź premiera?

Czy to skądinąd byłoby dobrze czy źle, gdyby liczba podsłuchów rosła? Może należy podsłuchiwać jak najczęściej (i prosić o billingi także) w interesie walki z korupcją i przestępczością. Ale za poprzedniego rządu każda taka informacja wywoływała histerię i zaklęcia o "policyjnym państwie". Jaka jest prawda o czasie obecnym? Celebryci tego z szefa rządu do końca nie wycisnęli.

Fajerwerkami w nich!

Niektóre starcia wymagały już nie prostej wiedzy, ale umiejętności interpretacji. Oto w ogniu dyskusji o naszym systemie politycznym artyści trochę się podłożyli. Gdy zarzucali Tuskowi brak ordynacji większościowej czy finansowanie partii z budżetu, mógł im ze swadą odpowiadać, że akurat Platforma jest jedyną partią, która tych rozwiązań chce, ale nie może ich przeforsować wobec stanowiska pozostałych partii.

Tyle że przy okazji pojawił się temat immunitetu poselskiego. Tusk jest naturalnie za jego zniesieniem. Ale skoro tak, mógłby zacząć w tej kadencji od jego niestosowania w obronie swoich kolegów. Co zatem z głosowaniem, skutecznym, choćby w obronie immunitetu posła Waldego Dzikowskiego, skądinąd ważnego polityka tej partii? Nikt nie zapytał.

I tak było cały czas. Tusk uważa, że afera hazardowa była aferą – wbrew stanowisku komisji śledczej Mirosława Sekuły. Premier i lider partii jest więc bezsilny wobec uporu swoich kolegów, drugorzędnych parlamentarzystów? Celebryci kupią z łatwością taką niedorzeczną sugestię.

Cezary Grabarczyk? Nie powinien być karany za zapaść kolei, bo przecież zapłacili za nią dymisjami inni, szefowie kolejowych spółek. Że prawie wszystkich wykreował kumoterską polityką kadrową ten właśnie minister – nie padło.

Minister Bogdan Klich? Jego dymisja byłaby na rękę Rosjanom. Ale przecież premier bardzo długo szedł na rękę Rosjanom. Bo nie chciał wywoływać wojny. Taki fechtunek można uprawiać w nieskończoność. Zwłaszcza zajadając smakołyki w restauracji Bodega.

Tusk mógł chwilami opowiadać wszystko. Na przykład, że w krajach zachodnich stosunki w partiach są dużo bardziej wodzowskie niż w Platformie. Jako przykład wymienił Francję – jak sądzę, zupełnym przypadkiem. A artyści słuchali i kiwali smutno głowami przypierani do muru gradem faktów, a raczej gładkich deklaracji. I premier wygrywał kolejne rundy.

Premier i lud

Z tego punktu widzenia to widowisko opłacało się głównie jemu. Dlaczego tak się działo? Zbigniew Hołdys oznajmił z dumą, że wreszcie szef rządu rozmawia nie z liderami innych partii, lecz z ludem. Pomińmy pytanie, czy prawdziwy lud upominałby się akurat najbardziej hałaśliwie o wspieranie kultury. Rzecz w tym, że zwłaszcza przy obecnym skomplikowaniu machiny państwowej i życia społecznego i ludowi, i celebrytom trudno jest ogarniać ogół informacji przydatnych w takim starciu. Wystarczy pewność siebie i ileś tam erystycznych sztuczek – polityk zawsze wygra.

Rolę najskuteczniejszego kontrolera spełniają w tej sytuacji (też często w sposób niedoskonały) politycy opozycji oraz w jakimś stopniu media. W jakimś stopniu, bo, po pierwsze, dziennikarze też mają kłopoty z natłokiem informacji. A po drugie, zwłaszcza w Polsce mają na dokładkę kłopot z jednakowym traktowaniem różnych stron politycznych sporów. To prawda, ostatnio krytykowanie Platformy stało się modne. Ale choć premier boleje nad przestawioną wajchą, to w stosunku do losu, jaki zgotowano gabinetom Kazimierza Marcinkiewicza, a potem Jarosława Kaczyńskiego (z pewnością nie bezbłędnym, ale demonizowanym na potęgę), Donald Tusk łaskotany jest ciągle piórkiem. Tamci byli waleni maczugą.

To zresztą także przyczyna, dla której wyraźnie nastawieni na początku na sprostanie premierowi jego sparing- partnerzy (poza może Pawłem Kukizem) dawali się w ostateczności zagadywać bez większego żalu. W końcu pewnie i tak go poprą, łącznie z awanturującym się o "mordowaną kulturę" Hołdysem.

Tusk obiecał, że nie będzie straszył PiS-em, i zaraz potem przypomniał, że partia Kaczyńskiego nie rządzi już trzy lata. – To dlatego ich się nie boicie – ironizował dobrotliwie. I choć postronnym będzie się jawił trochę jak narkoman niemogący się obyć bez narkotyku, w rzeczywistości dobrze wie, co robi. Najbardziej ograne, ba, skompromitowane narzędzia perswazji zwykle okazują się najbardziej skuteczne.

Nieprawdziwy barometr

Tyle że zadowolony z takiej nowej opozycji, która okazuje się opozycją nader wygodną, Donald Tusk może się odrobinę przeliczyć. Na samym początku oznajmił: – Bez krytyki nie może być polityki. A jednak za medialnych rozmówców wybiera sobie z reguły Janinę Paradowską lub Monikę Olejnik. Tym razem wybrał niewiele lepiej. To nie jest prawdziwy barometr.

Pozwolę sobie na osobisty wtręt – tego samego dnia wieczorem brałem udział w spotkaniu z dawno niewidzianymi kolegami ze studiów, ludźmi wykształconymi, wykonującymi najprzeróżniejsze, często bardzo mieszczańskie zawody. Nie byli zwolennikami Kaczyńskiego i możliwe, że tak jak celebryci nie potrafiliby sobie poradzić z unikami premiera w sprawie billingów czy poselskiego immunitetu. Ale są prawie wszyscy przekonani, że mają do czynienia z "mistrzami picu" u władzy. Jak zagłosują w najbliższych wyborach? Często jeszcze nie wiedzą. Ale nie traktują Mellera z Hołdysem jako swoich ambasadorów, a całe widowisko zrobiło na nich niewielkie wrażenie. Na pewno nic nie zmieniło w ich opiniach.

Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę