Optymiści twierdzą, że Unia Europejska jest w kryzysie. Realiści, że Wspólnota rozpada się na naszych oczach. Oto klimat, w jakim Polska rozpoczęła prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.
Zacznijmy od kilku faktów. Grecja stoi na skraju bankructwa. Ateny, jak tak dalej pójdzie, będzie można kupić niebawem na internetowej aukcji. Widmo podobnego kryzysu niewypłacalności państwa zagląda w oczy Portugalii i Hiszpanii. Ludzie, szczególnie młodzi i niemający pracy, a co gorsza – niewidzący dla siebie świetlanej przyszłości, wychodzą na ulice i place europejskich stolic. Ten klimat chaosu i społecznej apatii napędza poparcie – jak Europa długa i szeroka – ruchom nacjonalistycznym i populistycznym.
Nowa wizja niezbędna
Przykładem choćby wystąpienia niektórych eurodeputowanych po przemówieniu na forum Parlamentu Europejskiego polskiego premiera Donalda Tuska. „Nie chcemy ani polskich bezrobotnych, ani płacić emerytur Greków, ani rumuńskich żebraków (...). Chcemy mniej Europy" – deklarował eurosceptyk z Holandii Barry Madlener. Przyczyną nieszczęść Europejczyków, swoistym kozłem ofiarnym, stają się emigranci i obcy. To bardzo zły znak.
Tak więc wciąż słyszymy: Europa wrze, Europa traci impet, Europa nie jest już „miękkim mocarstwem"! Jednocześnie nie widać pomysłu, jak ten chaos i pesymizm opanować. Poszczególne kraje i ich polityczni przywódcy okazują egoizm. Działają wedle logiki: „skoro statek tonie, ratuj się, kto może". Tym samym, zamiast przeciwdziałać kryzysowi, de facto tylko go pogłębiają.
Zwykli Europejczycy mają z kolei poczucie, że ich świat, w którym chlebem powszednim było bezpieczeństwo socjalne, przyzwoita emerytura i praca dla ich dzieci, jeśli tylko chciały się kształcić i pracować, odchodzi bezpowrotnie do lamusa. Pierwszy raz od kilkunastu lat panuje w Europie przekonanie, że należy porzucić nadzieję, iż to tylko chwilowy kryzys, z którym się szybko uporamy. Mało kto wierzy już w hasło, że Europa na drodze swej integracji działa wedle zasady „dwa kroki do przodu, jeden do tyłu". Dziś raczej się twierdzi: „Jutro nie będzie lepiej, bo lepiej już było". Oto nastrój europejskiej ulicy.