Dziś ostatnim krzykiem mody jest stosowanie pewnej formułki, która powoduje, że rzec można wszystko, a jakoby się niczego nie powiedziało. Brzmi ona: "Mówi się, że...".
Strażniczką zaklęcia stała się Katarzyna Kolenda-Zaleska. "Mówi się, że raport komisji Andrzeja Czumy – mówiła ostatnio – to jego polityczna zemsta za to, że został zdymisjonowany jako minister sprawiedliwości w rządzie PO, a także za to, że nie dostał wyższego numeru na liście wyborczej". Kto mówi takie bzdury? Takie pytanie mogą zadać tylko ci z państwa, którzy nie uważali od początku. Właśnie o to chodzi, by nie było wiadomo, kto mówi.
Jakże banalnie by brzmiało, gdyby Kolenda-Zaleska oznajmiła np.: "Premier Tusk stwierdził w prywatnej rozmowie ze mną, że prezes Kaczyński nie umie wiązać sznurowadeł". Żaden news.
Ale gdy się to zrobi w sposób przemyślany? Proszę bardzo. "Łączymy się z Kasią, która jest w Sejmie.
Kasiu, co mówi się na Wiejskiej?". "Na Wiejskiej mówi się..." i dalej leci "sznurówkowy przeciek".