Skąd się wzięli wyznawcy Wojewódzkiego

Wśród zapomnianych, zakurzonych prac naukowych wśród których bohatersko buszuję, kiedy tylko uda mi się znaleźć prawdziwy antykwariat z prawdziwymi książkami, odkryłem ostatnio rzecz fascynującą i absolutnie niepoprawną politycznie

Aktualizacja: 28.08.2011 11:27 Publikacja: 28.08.2011 11:23

Wśród zapomnianych, zakurzonych prac naukowych, wśród których bohatersko buszuję, kiedy tylko uda mi się znaleźć prawdziwy antykwariat z prawdziwymi książkami, odkryłem ostatnio rzecz fascynującą i absolutnie niepoprawną politycznie – zbiór artykułów o tym, jak transformacja ustrojowa odbiła się na systemie wartości wyznawanych przez Polaków („Struktura społeczna a osobowość", PAN 1996). Znalazłem w niej porównanie obszernych badań społecznych wykonanych w latach późnego PRL oraz podobnych badań z lat 1992-1993.

Wedle badań zatem: polska inteligencja (definiowana jako ludzie z wyższym wykształceniem) okazała się w roku 1993 – uwaga! - bardziej konformistyczna w wyborze wartości, jakie chciała by wdrożyć młodemu pokoleniu niż w latach 1978-1980. Powtórzę, żeby było jasne – cztery lata po okrągłym stole polska inteligencja „bardziej niż w okresie państwowego socjalizmu chce uczyć dzieci konformizmu wobec zewnętrznych autorytetów i przejawia więcej niż kiedyś postaw autorytarnych".

Jest i druga badana grupa – wykwalifikowani robotnicy. Tu okazuje się, że w roku 1993 chcą oni znacznie bardziej niż kiedyś uczyć samodzielności, samosterowności i elastyczności.

Jak naukowcy tłumaczyli wyniki badań dotyczące robotników? Bardzo rozsądnie: w czasach transformacji „robotnicy nie tylko zobaczyli, ale i zrozumieli, że jest się czego bać". Krótko mówiąc – polscy robotnicy ujrzeli, że dawny system ekonomiczny, wraz z jego socjalistycznymi molochami przemysłowymi, dożywotnią gwarancją zatrudnienia i premiowaniem miernych, biernych, ale wiernych – znika. Jaki wyciągnęli z tego wniosek? Jak najbardziej kapitalistyczny: w nowej rzeczywistości trzeba brać odpowiedzialność za siebie, nie bać się odważnych decyzji, niczego nie dostanie się w prezencie, wszystko trzeba samemu zbudować, wypracować. Ojcowie-teoretycy kapitalizmu lepiej by tego nie ujęli.

A jak naukowcy tłumaczyli niespodziewany w 1993 roku wzrost liczby zwolenników konformizmu wśród inteligencji? Uwaga, bo teraz naprawdę ważny cytat: było to „wynikiem chłodnej, intelektualnej analizy nowego systemu – takiego jakim on jest na co dzień, a nie jakim przedstawiają go ideologowie transformacji. Efektem tej analizy jest coraz częstsze postrzeganie polskiego kapitalizmu jako systemu wymagającego od jednostki – wbrew deklaracjom ideologów – nie samokierowania i elastyczności, lecz dużej dozy nowego konformizmu i posłuszeństwa."

By rzecz uprościć, ujmę to tak – robotnicy uznali, że skoro teraz w Polsce naprawdę będzie kapitalizm, że trzeba inwestować w siebie, we własne umiejętności, bo lepszy, pracowitszy, bardziej utalentowany –wygrywa.

Inteligenci – inaczej. Owszem, czytali w gazetach (a właściwie w „Gazecie") sążniste peany ku czci wolnego rynku, ale szybko odkryli, że deklaracje deklaracjami, a bez znajomości, układów, akcesu do sitwy – nic się nie da zrobić. Uznali więc, że zamiast uczyć dzieci samodzielności, trzeba im wpoić sztukę bycia posłusznym, niewychylającym się baranem, tyle że nowego typu.

Oto prawda o naszej transformacji i polskim kapitalizmie: ci, którzy uwierzyli w społeczeństwo równych szans, okazali się frajerami, bezlitośnie ogranymi przez konformistów.

Nie wiem, gdzie dziś są dzieci tych pierwszych. Podejrzewam, że bardzo wiele z nich może sobie ćwiczyć samosterowność i samodzielność na emigracji, bo są jeszcze kraje, gdzie ceni się ludzi, którzy biorą własny los we własne ręce. Części z nich udało się w kraju, bo jednak polski kapitalizm okazał się żywiołem żywotnym, a polski przedsiębiorca - sztuką trudną do ubicia, choć polują na niego zgodnie watahy polityków, urzędników i lepiej podwieszonych (bo politycznie) konkurentów. Chyba nie pomylę się jednak za bardzo, gdy założę, że wszystko, co osiągnęli kosztowało ich w Polsce pięć razy tyle wysiłku niż kosztowałoby w innych krajach. Koledzy Gawronika, Rywina, Michnika, Rysia i Zbysia taki nam właśnie ustrugali kapitalizm.

A gdzie dziś szukać dzieci tych drugich? Ukochanych dzieci polskiej transformacji, których mamusia z tatusiem nauczyli, że cały ten kapitalizm to pic? Że zamiast wybijania się na własną rękę liczą się układy, posłuszeństwo wobec tych, co mają kasę i władzę? Że lepiej się nie wychylać, że najfajniej dołączyć do chórów medialno-politycznej „większości"?

Ja to wiem, Pan to wie, i Pani też wie. A jak ktoś nie wie, zawsze może zapytać Kuby Wojewódzkiego lub innego specjalistę do zagospodarowywania „młodych wykształconych z wielkich miast".

Wśród zapomnianych, zakurzonych prac naukowych, wśród których bohatersko buszuję, kiedy tylko uda mi się znaleźć prawdziwy antykwariat z prawdziwymi książkami, odkryłem ostatnio rzecz fascynującą i absolutnie niepoprawną politycznie – zbiór artykułów o tym, jak transformacja ustrojowa odbiła się na systemie wartości wyznawanych przez Polaków („Struktura społeczna a osobowość", PAN 1996). Znalazłem w niej porównanie obszernych badań społecznych wykonanych w latach późnego PRL oraz podobnych badań z lat 1992-1993.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej
felietony
Marek A. Cichocki: 80 lat po wojnie Polska staje przed olbrzymią szansą
analizy
Włoski historyk Massimiliano Signifredi: Obiecujący początek papieża Leona XIV
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wybór Friedricha Merza może przynieść Europie nadzieję
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem