On, biedaczyna, nie zauważył nawet, jakim uznaniem go wcześniej darzyła, ale teraz to już i tak nie ma znaczenia. Wszystko stracone! Wszystko przez to, że "Zaremba zauważa to, co chce, i między innymi moją osobę" – pożaliła się na łamach "Gazety Wyborczej", tocząc nierówną walkę z polszczyzną, ta ceniona dziennikarka.

Pani redaktor, ja się osobiście zobowiązuję Zarembę do specjalisty dostarczyć, by zauważał nie to, co chce, ale to, co powinien, lecz tu chyba zwykły okulista nie wystarczy, tu jakąś reedukację przejść trzeba. Niemniej obiecać, by Zaremba przestał zauważać "pani osobę", nie mogę. Nie dostrzegać pani oraz pani osoby się nie da, byłaby to zresztą dla Zaremby strata niepowetowana.

Zaremba naraził się się wielkiej damie polskiej żurnalistyki, godnej następczyni Janiny Paradowskiej, tym, że zbeształ ją za trele z politykiem, którego nazwisko nigdy tu nie padnie. Nawet nie za trele wieloletnie, ale za konkretne, całkiem ostatnio, w czasie których ów polityk porównywał Kaczyńskiego do mordercy ks. Popiełuszki. A osoba red. Olejnik przecież nie kryła swego oburzenia. Pogroziła nawet swemu rozmówcy paluszkiem i przestrzegła, że szef PiS może go pozwać. No to już jest odwaga wręcz szaleńcza! To mniej więcej tak, jakby facetowi obrabiającemu sklep monopolowy powiedzieć: "Uważaj pan, może pan wpaść!".

Ale to wszystko detale. Zarzut generalny jest poważniejszy: Zaremba, dziennikarz prawicowy, jest ślepy na jedno oko i przemysł pogardy dostrzega tylko w występach jednej strony. A przecież to dziennikarze nieobawiający się rzucić swego talentu na służbę rządu i partii są systematycznie opluwani! Czci i szacunku dla nich szukać próżno, uznania żadnego, zrozumienia nawet nijakiego w plwaczach i nienawistnikach pokroju Zaremby nie znajdą.

Na usprawiedliwienie takiego Zaremby mam tylko jedno. Pisze on owszem, strasznie szybko, ale czyta wolno. I dopiero niedawno doczytał wywiad z osobą pani redaktor z marca 2007 roku, a w nim słowa, że rolą dziennikarza jest zawsze być w opozycji i "rozliczać tych, którzy rządzą, prawda?". A że chłopak zawsze osobę pani redaktor cenił, to się przejął.