Polska w budowie - o konwencji PO Piotr Semka

Sobotni show Platformy był raczej perfekcyjnym rytuałem niż spotkaniem partii, która ma świeże pomysły na „nowy początek" i na kolejne cztery lata rządów – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 11.09.2011 20:42

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Który to już zjazd Platformy Obywatelskiej odbywa się według tego samego scenariusza? Autokary zjeżdżają z całego kraju, nowoczesną halę zapełniają działacze, a na widowni zasiada Grzegorz Schetyna ostrzegający, że na zwycięstwo trzeba jeszcze mocno zapracować, i Radek Sikorski z licencją na kąśliwe kpiny z politycznych przeciwników. Wreszcie gwóźdź programu: polityczna homilia Donalda Tuska – trochę optymizmu okraszone straszeniem destabilizacją w razie wygranej PiS.

Cztery lat temu clou kampanii były transfery z obozu PiS i hasło "drugiej Irlandii". W tym roku pozyskanie Bartosza Arłukowicza i Joanny Kluzik-Rostkowskiej objawiono światu już wcześniej. Oba transfery okazały się zresztą niewypałem, więc tym razem nie były specjalnie eksponowane. W hasło "Polska w budowie" wpisany jest element samokrytyki za niedociągnięcia. Kolejne - "Zrobimy więcej" - też nie brzmi przebojowo.

Premier Tusk podczas uroczystego przedstawienia programu Platformy "Następny krok. Razem" podkreślał, że jego partia ubiega się o kolejną kadencję, bo – jego zdaniem – umie poprawiać własne i cudze błędy. A drugi etap modernizacji kraju przeprowadzi znacznie lepiej niż inni. Ta retoryka przypomina nieco hasło PZPR z 1989 roku "Nasze błędy już znacie". Czy zmobilizuje wyborców spoza twardego elektoratu PO? Wątpię.

Słowne fetysze

Likwidacja deklaracji PIT, obniżenie stawki VAT w 2014 r. i radykalne ograniczenie dostępu służb specjalnych do billingów obywateli – takie postulaty zawarte w nowym programie PO aż się proszą o pytanie: a dlaczegóż to Platforma nie spełniła ich w ciągu ostatnich czterech lat?

Ciągłe powtarzanie takich słów, jak: "innowacyjność", "kapitał społeczny", "rodzina", "efektywne państwo", "stabilna gospodarka" stało się swoistym rytuałem, do którego Platforma Obywatelska przyzwyczaiła nas w ciągu poprzedniej kadencji. Nie ma więc w tym żadnego efektu nowości. W programie za to aż się roi od modernistycznego żargonu typu: "centra wiedzy" czy "inteligentny rozwój". Niestety, czytelnik odnosi wrażenie odwrotne od zamierzonego – słowne fetysze są bowiem mocno nadużywane. Określenie "kreatywność" pojawia się 15 razy, a "innowacyjność" aż 30.

Słysząc jednak już wcześniej subtelne aluzje przedstawicieli rządu zapowiadających bolesne cięcia budżetowe po wyborach, można podejrzewać, że ambitne plany "wojewódzkich centrów wiedzy" czy "uniwersytetów trzeciego wieku" pozostaną tylko na papierze. Podobnie ostrożnie trzeba podchodzić np. do zapowiedzi podwyżek płac dla kadry akademickiej.

Równie enigmatycznie brzmią tezy z rozdziału poświęconego polityce zagranicznej. Konkretem jest chyba tylko to, że demonstracyjnie nazwano Niemców najważniejszym polskim sąsiadem i "głównym aktorem życia Unii", a także demonstracyjnie mało miejsca poświęcono relacjom między Warszawą a Waszyngtonem. Twórcy programu zachwalają za to wschodni wymiar polityki unijnej.

W programie wreszcie mocno podkreślono nadzieje na zyski związane z wydobyciem gazu łupkowego. I to jest dobra wiadomość. Ale można też zapytać, czy Donaldowi Tuskowi starczyłoby determinacji, by bronić naszych planów wydobycia tego surowca, gdyby ekolodzy czy państwa unijne chciały mocno się im przeciwstawić.

Partia wszystkich

Niewątpliwie nowym akcentem jest uznanie synkretyzmu ideowego Platformy za cnotę. "Nie jesteśmy ani z prawicy, ani z lewicy" – przekonywał premier i rzucił hasło: "Nowe centrum". Nie takie to znowu nowe. To kopia taktyki SPD Gerharda Schroedera z 2002 roku, który lansował dla swojej partii pojęcie "Neue Mitte".

"Jesteśmy partią otwartą dla wszystkich, którym bliskie są ideały obywatelskiego państwa. Takie państwo nie narzuca obywatelowi przekonań, nie poucza i nie wyklucza nikogo" – głosił szef rządu. To atrakcyjnie opakowane stwierdzenie dla konserwatywnego ucha brzmi raczej jak deklaracja dalszej kapitulacji Platformy wobec postulatów rewolucji obyczajowej. Przykład? W programie PO znajdziemy zapowiedź rozwijania "współpracy szkół z organizacjami pozarządowymi, by stworzyć atrakcyjną ofertę zajęć pozalekcyjnych, promować postawy zaangażowania społecznego, wolontariatu". Szczytne idee. Tyle że w polskich warunkach wchodzenie organizacji pozarządowych na teren szkoły nader często kończy się lansowaniem – pod hasłem oświaty seksualnej – permisywnych programów ideologicznych.

Nic nie świadczy też o tym, by Platforma wyciągnęła wnioski z krytyki, jaką pod adresem minister Katarzyny Hall wysuwają bardzo różne środowiska. Pod pojęciami "rozwijanie kreatywności" oraz "uczenie pracy zespołowej" może postępować dalszy proces prymitywizacji oświaty, przed którym od dawna ostrzegają nauczyciele.

Można też zapytać, jakie mają być owe szumnie zapowiadane zajęcia z edukacji obywatelskiej w szkole podstawowej. Czy będą budzić uczucia patriotyczne czy raczej wbijać uczniom do głów zasad politycznej poprawności? Chyba raczej to drugie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, że w liczącym prawie 200 stron programie PO słowo "patriotyzm" nie pada ani razu.

PiS u bram!

Istotnym elementem prezentacji programu Platformy Obywatelskiej pozostało straszenie wizją powrotu PiS do władzy. Politolog Bartłomiej Biskup wyliczył nawet, że politykom PO występującym na sobotniej konwencji w Warszawie zajęło to około połowy wszystkich przemówień.

Sam Tusk głosił, że tylko Platforma jest w stanie wydobyć 300 miliardów złotych z budżetu Unii Europejskiej na lata 2013 – 2020. Wieszczył nawet katastroficznie, że PiS chce "aresztować część z inwestycji". "Wszystko zamknąć, zamrozić, bo wtedy czują się najlepiej, najbezpieczniej, kiedy nic się nie dzieje" – mówił dramatycznym tonem.

Takie demonizowanie przeciwnika przy jednoczesnej idealizacji własnej partii zostało zwieńczone pyszałkowatą deklaracją, że na razie Donald Tusk po prostu nie ma komu oddać władzy.

Zastój i przewidywalność

Co nam zatem mówi sobotnia konwencja PO i jej nowy program? Chyba to, że Platforma zaczyna zdradzać objawy psychologicznego syndromu "właścicieli RP" – polityków przekonanych o własnej moralnej i fachowej wyższości nad wszystkimi innymi partiami. Skądś to już znamy. Nasuwa się tu jedno wspomnienie – dawnego ugrupowania Donalda Tuska Unii Wolności, którego politycy święcie wierzyli, że jako członkom "partii ludzi rozumnych" władza została im dana raz na zawsze.

Prezentacja programu Platformy Obywatelskiej odbyła się w myśl zasady: jeszcze więcej tego samego. Nie usłyszeliśmy żadnej nowej ciekawej koncepcji, a obietnic było zbyt dużo, by brzmiały wiarygodnie. Do obozu Platformy wkradły się zastój i przewidywalność. Sobotni show był raczej perfekcyjnym rytuałem niż spotkaniem partii, która ma świeże pomysły na "nowy początek" i na kolejne cztery lata rządów. Bohaterowie zwycięstwa nad IV RP są już zmęczeni, choć na razie robią wszystko, by nikt tego nie zauważył.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?