Donald Tusk też przeciw Litwie - Haszczyński

W stosunkach z Litwą doszliśmy do ściany. Ustąpić jednak nie można – twierdzi publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 24.11.2011 21:37 Publikacja: 24.11.2011 20:11

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Na Litwie od kilku lat panowało przekonanie, że w Polsce jest tylko jeden wpływowy litwinożerca, zwany też polskim nacjonalistą, Radosław Sikorski. To on w pierwszym exposé umieścił Litwę w jednym szeregu z łukaszenkowską Białorusią wśród krajów prześladujących polską mniejszość. To on się trzy lata później odgrażał, że jego noga nie postanie w Wilnie, póki tamtejsze władze nie zrealizują obietnic składanych Polakom.

Obietnice bez pokrycia

Wydawało się, że jest zły policjant Sikorski i dobry Tusk, z którym można coś załatwić, na przykład wyraźne wsparcie dla budowy nowej elektrowni jądrowej na Litwie i wyraźne odcięcie się od konkurencyjnego dla niej projektu rosyjskiej elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim. W ostatnich dniach Litwa dostała dowód, że Donald Tusk nie jest już dobrym policjantem. Odpisał na list swojego "drogiego przyjaciela" premiera Andriusa Kubiliusa, zarzucając stronie litewskiej, że nie wykazuje dobrej woli wobec Polaków na Litwie, nie prowadzi z nią dialogu, a w dwustronnej komisji do spraw edukacji działa tak, by nie było "satysfakcjonujących" rezultatów.

Jakby tego było mało, prezydencki doradca ds. międzynarodowych Roman Kuźniar w I programie Polskiego Radia wytknął Litwinom kompleksy, wobec których Polska zbyt długo wykazywała nadmierną cierpliwość.

Nie mamy już kampanii wyborczej, więc te sygnały są naprawdę wysyłane do Wilna, a nie do wyborców, którym trzeba pokazać, jak się dba o Polaków za granicą.

Zarzuty wobec Litwy są te same od lat, dotyczą opóźniania zwrotu ziemi, niedopuszczania polskiej pisowni nazwisk czy nazw, a nawet karania za wywieszanie polskich napisów. Czarę goryczy przelała nowa ustawa oświatowa uderzająca w najważniejsze dla zachowania polskości – szkolnictwo mniejszości.

Przyjęto ją mimo bezprecedensowego oporu mniejszości polskiej (prawie co trzeci Polak, licząc łącznie z niemowlętami, podpisał się pod petycją przeciw ustawie) i mimo próśb i apeli z Warszawy. Ostatnią deską ratunku miała być wspomniana w liście premiera Tuska dwustronna komisja ekspertów oświatowych. Dziś ma wydać komunikat końcowy, ale szef litewskiego rządu już powiedział: zmian w ustawie nie będzie, i Tusk o tym wie. Może ze strony Litwy padnie kolejna obietnica, ale istota polityki wobec litewskich Polaków się nie zmieni, nie tylko w sprawie ustawy.

A istotą jest ograniczanie ich praw, czego zmniejszanie liczby lekcji w języku polskim w szkołach mniejszości jest jednym z przykładów. Ograniczanie praw mniejszości, odbieranie jej czegoś, co miała, bez jej zgody, jest niezgodne z europejskimi standardami. Negatywna ocena tego, jak Litwa traktuje mniejszość, nie zależy od tego, czy szkół polskich jest tam więcej niż na Białorusi (bo oczywiście jest, pod względem liczby szkół polskich Litwa nie ma równych). Wynika ona z tego, że zakres tego szkolnictwa się kurczy.

Czy z tej nowej sytuacji (wszyscy ważni przeciw Litwie) coś wyniknie? Prawdopodobnie nie. Będzie zapewne tak jak parę miesięcy temu nadmiernie obrazowo określił w Radiu TOK FM prezydent Bronisław Komorowski: litewska koza nie przyjdzie do żadnego woza. Ale to, że słuszna krytyka nie wpływa na władze litewskie, nie oznacza, że trzeba rozpocząć niesłuszne pochwały. To nic nie da.

Nie należy wykonywać przyjaznych gestów, bo poprzednie zostały opacznie zrozumiane. Przez kilkanaście lat zachęcani takimi gestami litewscy prezydenci, premierzy i ministrowie składali obietnice ustaw korzystnych dla Polaków. I ich nie spełniali, co doprowadziło do tego, że teraz polskie szkoły szykują się do strajku, który miałby – w zamyśle organizatorów – nawiązywać do walki dzieci z Wrześni z germanizacją.

Partner do rządzenia

Polacy z Wileńszczyzny czują się umocnieni głosami polskich polityków, choć wiedzą, że nadal najwięcej zależy od ich determinacji. To wszystko tym bardziej powinno skłonić władze litewskie do dialogu z nimi, tak jak radzi im w liście Tusk. Ale na razie z Wilna słychać to, co zawsze.

Bez wyraźnej decyzji poprawiającej sytuację Polaków na Litwie Polska nie może zmienić tonu. Dialog powinni prowadzić eksperci, ludzie kultury, intelektualiści. Najlepiej by obu społecznościom na Litwie zrobiło, gdyby w przyszłorocznych wyborach do litewskiego Sejmu polskiej partii AWPL wreszcie udało się przejść próg pięcioprocentowy. Po raz pierwszy miałaby nie dwóch, trzech posłów z okręgów jednomandatowych, ale spory – jak na scenę polityczną Litwy – klub, ośmio- czy nawet dziesięcioosobowy.

Wtedy byliby atrakcyjnym partnerem do rządzenia. A udział Polaków w rządzeniu całą Litwą, ponoszenie współodpowiedzialności za cały kraj, a nie tylko za rejony, gdzie są liczni, zrobiłby dobrze i litewskim Polakom, i Litwinom. Paradoksalnie to mobilizacja tradycyjnego polskiego elektoratu, uznawanego zazwyczaj za antylitewski, mogłaby się przysłużyć do rozładowania napięcia między skonfliktowanymi społecznościami.

Kwestia zaufania

Nadal nie da się odpowiedzieć na pytanie, czy po tylu niespełnionych obietnicach Litwie można zaufać w sprawach niemających nic wspólnego z mniejszością, w tych, które mogłyby faktycznie łączyć nasze państwa.

Ostatnie takie przykłady pochodzą chyba z roku 2008. Polska i Litwa razem występowały na szczycie NATO w Bukareszcie, gdzie ważyły się losy członkostwa Gruzji i Ukrainy. I kilka miesięcy później podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej.

Potem nie było wyraźnego powodu, by Polska i Litwa dostrzegły wspólnotę interesów geopolitycznych i wartości. A one istnieją. I kryzys Unii Europejskiej połączony z buńczucznością Rosji szybko nam o nich przypomni. Oby było wtedy komu rozmawiać.

Na Litwie od kilku lat panowało przekonanie, że w Polsce jest tylko jeden wpływowy litwinożerca, zwany też polskim nacjonalistą, Radosław Sikorski. To on w pierwszym exposé umieścił Litwę w jednym szeregu z łukaszenkowską Białorusią wśród krajów prześladujących polską mniejszość. To on się trzy lata później odgrażał, że jego noga nie postanie w Wilnie, póki tamtejsze władze nie zrealizują obietnic składanych Polakom.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?