To był piękny widok. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu posłowie odebrali swoje iPady. Było to skądinąd zgodne z polską tradycją: dostali iPady 2, które za kilka miesięcy będą niemal obiektami muzealnymi, bo na rynek wchodzi iPad w trzeciej wersji – ale na takie drobiazgi nikt nie zwracał uwagi. Radościom i piskom nie było końca, bardziej doświadczeni, przekraczając klubowe bariery, pokazywali żółtodziobom, jak się z tym obchodzić.
– To się palcem przesuwa – instruowała koleżankę klubową młoda posłanka PiS. – No co ty, jak palcem?! Po tym ekranie? – dopytywała nieco skonfundowana parlamentarzystka. Tylko naburmuszona palikociarnia trzymała się od tego z daleka, ale oni i tak z nikim się nie bratają. Za to reszta chodziła po Sejmie ze swymi nowymi cudeńkami z dumą. Zapewne tak wyglądałby pierwszy dzień w szkole, gdyby uruchomiono program "Komputer dla pierwszoklasisty".
Jedno jest pewne, polscy posłowie dostali do rąk kolejne narzędzie masowej autokompromitacji. Nie jest bowiem prawdą, że politycy durnieją w obliczu dziennikarzy. Nie, oni bez kamer są – proszę wybaczyć dosłowność – jeszcze głupsi. Dziennikarze zwykle bowiem nie wychodzą poza utarty schemat, więc każdy zdoła przyswoić, co należy mówić. Gorzej, gdy przychodzi dzielić się swymi przemyśleniami na gorąco, pisać – jak głosi mądrość ludowa – z głowy, czyli z niczego.
Śmierć Wisłockiej
Zabrzmi to makabrycznie, ale jednym z najbardziej niesamowitych wieczorów na Twitterze był dzień śmierci Wisławy Szymborskiej. Swój żal po śmierci noblistki postanowili okazać niemal wszyscy obecni na nim politycy. Zaczął młody lider lewicy Łukasz Naczas, człowiek, który nie kompromituje się tylko wtedy, kiedy śpi. A sypia mało. Zareagował błyskawicznie: "Zmarła wielka poetka. Była kuzynką mojej Babci. Wielką kobietą i zasłużoną noblistką". Później wycofywał się z tego rakiem, ale już wtedy Twitter miał innych bohaterów.
Choć nie do końca. Sejmowe wiewiórki piszczą bowiem, że to Naczas jest prawdziwym autorem wpisów Grzegorza Napieralskiego, który tego wieczoru postanowił odstawić swe ukochane "Gwiezdne wojny" i zostać krytykiem literackim. Zaczął od odkrywczej konstatacji, iż jej wiersze "były taką dawką pozytywizmu. Pani Wisława nigdy nie odejdzie. Jej poezja jest przecież nieśmiertelna". Słusznie nie zraziły go salwy śmiechu złośliwców. "Nie jestem znawcą, ale zawsze do mnie jej teksty trafiały. Z ulubionych "Nic dwa razy"" – przekonywał lider SLD.