Reklama

Co z tą klimatyzacją?

Warszawa - środek największych tropikalnych upałów. Każdy krok to męka. Jadę autobusem, potem tramwajem. Oba pojazdy nieklimatyzowane. Koszmar więc jeszcze większy, podróż dłuży się niemiłosiernie.

Publikacja: 04.07.2012 20:46

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Można stoczyć filozoficzną dysputę o tym, czy władza publiczna  (na przykład samorządowa) ma obowiązek zapewnić nam klimatyzowaną komunikację. I dowodzić, że nie, skoro dookoła i tak gorąco, wystarczy, że przyśpiesza nam się wędrówkę. Tak się jednak składa, że co bardziej cywilizowane władze czasem tak na świecie czynią.  A u nas?

Tramwaj zatrzymuje się przed Dworcem Centralnym i nagrany głos anonsuje nam ten obiekt po angielsku. To relikt Euro, które już się przetoczyło. -  Czy nasi goście czuliby się dobrze tak wędzeni? -  myślę. A zasypywano nas co chwila ich entuzjastycznymi opiniami. Tyle że upały zaczęły się na dobre po Euro.

Przez kilka tygodni oglądaliśmy mecz może bardziej zacięty niż te piłkarskie. Mecz z jednej strony zadowolonych wesołków, którzy uznali, że sympatyczni, acz wiecznie nasączeni piwem kibice z zagranicy rozstrzygnęli już nasze wewnętrzne spory na 50 lat.  Prostym werdyktem: „Tu jest fajnie". Drugą stroną byli nieliczni prawicowi malkontenci, w wielu wypadkach rzeczywiście nazbyt skrzywieni (i często mieszający swoją niechęć do futbolu z ideologią). A zarazem bezlitośnie tropieni i demaskowani.

Tyle że wesołkowie wygrali, co nie było trudne, bo są od lat silniejsi. I teraz jeszcze ciężej będzie na cokolwiek narzekać. Myśl, że formacja, która od lat mówiła: oni są od ideologii, my od ciepłej wody i modernizacji, może nam coś realnego zapewnić czy naprawić, tylko w teorii jest racjonalna. W praktyce będzie teraz wyśmiewana jeszcze hałaśliwiej.

Także przez wielu zwykłych Polaków. Kiedy na tych łamach narzekałem na nieodśnieżone ulice, dowiedziałem się od niektórych czytelników, że jestem  czarnowidzem. Naturalnie  pisowskim.

Reklama
Reklama

Poza peerelowskim nawykiem chwalenia władzy jako władzy (Kryzys? Jaki kryzys? I w kryzysie nie damy się, pamiętam takich optymistów z lat 80., zwłaszcza z kolejek), swoje owoce zbiera polaryzacja. Jakże zganić premiera, ministra Nowaka, a choćby i panią Gronkiewicz-Waltz? To nasze narodowe wady są winne. Oni jedynie pięknie powstrzymują Kaczora. Gdzież mieliby czas na klimatyzację?

Można stoczyć filozoficzną dysputę o tym, czy władza publiczna  (na przykład samorządowa) ma obowiązek zapewnić nam klimatyzowaną komunikację. I dowodzić, że nie, skoro dookoła i tak gorąco, wystarczy, że przyśpiesza nam się wędrówkę. Tak się jednak składa, że co bardziej cywilizowane władze czasem tak na świecie czynią.  A u nas?

Tramwaj zatrzymuje się przed Dworcem Centralnym i nagrany głos anonsuje nam ten obiekt po angielsku. To relikt Euro, które już się przetoczyło. -  Czy nasi goście czuliby się dobrze tak wędzeni? -  myślę. A zasypywano nas co chwila ich entuzjastycznymi opiniami. Tyle że upały zaczęły się na dobre po Euro.

Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Po co nam poprawność językowa, jak wygrywają inteligenci z siłowni
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rekonstrukcja połowicznym sukcesem, ale Szymon Hołownia uprawia dywersję
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Reklama
Reklama