"Jesteśmy partią władzy, wygraliśmy już sześć wyborów z rzędu", "PO to już firma" oraz "Platforma jest jednym z gwarantów normalności w naszym kraju" - tak mówił Grzegorz Schetyna, pierwszy wiceprzewodniczący PO, w niedawnym wywiadzie "Gazety Wyborczej". Te buńczuczne słowa mają pokrycie w rzeczywistości. Partia Donalda Tuska zajmuje dominującą pozycję na polskiej scenie politycznej.
Obóz ludzi rozumu
Po siedmiu latach sprawowania przez PO władzy w Polsce zaczyna powoli tworzyć się model demokracji bezalternatywnej, w którym im dłużej partia rządzi, tym mniej jest szans, by nastąpiła jakaś zmiana. To model, jaki istniał w Meksyku, gdzie przez długie dekady rządziła - mimo formalnej demokracji - Parta Instytucjonalno-Rewolucyjna (PRI). Aparat władzy Tuska też jest na razie tak sprawny, że pozwala mu myśleć o sprawowaniu władzy przez ponad dekadę.
Platforma wciela w życie wizje, które chodziły po głowach już liderom Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności w latach 90. Z ówczesnych wypowiedzi Bronisława Geremka czy Tadeusza Mazowieckiego przebijała myśl, że unici są predestynowani do tego, by stale pozostawać u władzy - z ewentualnymi zmianami koalicjanta - jako gwaranci ładu okrągłostołowego i wejścia Polski do Europy. Potem tę rolę przejął Aleksander Kwaśniewski, a wraz z nim takie ambicje zaczęło przejawiać SLD.
Platforma może pozwolić sobie na wiele, zwłaszcza jeśli bije w prawicę lub Kościół
Wybuch afery Rywina w 2002 roku na pięć lat spowodował zamieszanie i podział w "obozie ludzi rozumu". Ale już w 2007 roku Donald Tusk w uznaniu za walkę z ideą IV RP uzyskał faktyczną nominację na nowego gwaranta "normalności" w Polsce. Ta intronizacja została zgodnie zaakceptowana przez liberalny salon oraz główne stolice Europy.