Nie powinno specjalnie dziwić, że politycy niezadowoleni z wyniku wyborczego swoich ugrupowań szukają winnych w różnych miejscach, zwykle dość daleko od samych siebie, od swoich programów i od sposobów przekonywania do nich głosujących. Przez ostatnie 20 lat zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić (co nie znaczy, że zaakceptować). W poszukiwaniach winnych własnej porażki albo też sukcesu konkurentów wskazują między innymi na sondaże przedwyborcze jako sprawcę własnego nieszczęścia. Powraca więc postulat, aby zabronić przeprowadzania sondaży na długo przed rozpoczęciem ciszy wyborczej. Żądanie to nie jest, moim zdaniem, wystarczająco uzasadnione ani znaczeniem czy wpływem sondaży na podejmowane przez wyborców decyzje, ani jakością sondaży wykonywanych i publikowanych w naszym kraju.
Jakość badań
Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, to warto przypomnieć, że w ostatnich wyborach parlamentarnych z października 2011 roku prognoza wyniku wyborczego sporządzona przez TNS OBOP, opublikowana dwa dni przed wyborami, okazała się obciążona mniejszymi od 1 proc. błędami w przypadku każdego z pięciu ugrupowań, które dostały się do Sejmu (dotyczy to także PSL). Nie można więc profesjonalnym instytutom badawczym zarzucić wprowadzania w błąd wyborców.
Owszem, funkcjonują na rynku także mało doświadczone pracownie badawcze, o wątpliwej reputacji, których wyniki stanowią dla części mediów znakomity temat do wywoływania sensacji. Podobną funkcję pełnią zresztą tak zwane wewnętrzne partyjne badania stopnia poparcia, służące raczej poprawie samopoczucia liderów partyjnych niż poznaniu obiektywnego stanu preferencji wyborców. Rynek badań opinii publicznej, w tym badań wyborczych, funkcjonuje jak każdy inny rynek. Są na nim sprawdzeni i wiarygodni usługodawcy, ale są też hochsztaplerzy, którzy pragną zaistnieć choćby na krótko, podrzucając słabej jakości produkt (wynik sondażu), na tyle różny od innych, że budzący zainteresowanie, a nawet sensację.
Branża sondażowa poprzez swoje zrzeszenie OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) wprowadziła jasne standardy realizacji badań wyborczych i pierwsze elementy samoregulacji, które prowadzić powinny do identyfikacji słabych wykonawców, a w konsekwencji do eliminowania z przekazu medialnego ich mało fachowych badań. Dążyć należy do dalszego doskonalenia jakości badań, a nie do ich zakazywania przez dwa kluczowe dla kampanii wyborczej tygodnie poprzedzające dzień wyborów.
Obawiam się, że właśnie zakaz publikacji sondaży spowodowałby pojawienie się na rynku dużej liczby przypadkowych, przez nikogo niekontrolowanych, działających poza oficjalnym obiegiem firm ogłaszających każdego dnia wskaźniki niemające nic wspólnego z rzeczywistością. W dobie Internetu i satelitarnych TV nadających spoza obszaru Polski, gdzie zakazy te nie musiałyby obowiązywać, łatwo sobie taki chaos wyobrazić. Jest niemal pewne, że powstałą lukę informacyjną, trwającą 14 dni, wypełniliby ci, którzy nie dbają o jakość, o własną reputację i potrafią prawo omijać.