Nie zakazujmy sondaży

Pomysł Polskiego Stronnictwa Ludowego, aby zabronić publikowania sondaży przez dwa tygodnie poprzedzające powszechne wybory, jest niefortunny, a jego ewentualna realizacja byłaby szkodliwa dla demokracji - pisze statystyk

Publikacja: 02.08.2012 20:39

Prof. Mirosław Szreder

Prof. Mirosław Szreder

Foto: Archiwum

Red

Nie powinno specjalnie dziwić, że politycy niezadowoleni z wyniku wyborczego swoich ugrupowań szukają winnych w różnych miejscach, zwykle dość daleko od samych siebie, od swoich programów i od sposobów przekonywania do nich głosujących. Przez ostatnie 20 lat zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić (co nie znaczy, że zaakceptować). W poszukiwaniach winnych własnej porażki albo też sukcesu konkurentów wskazują między innymi na sondaże przedwyborcze jako sprawcę własnego nieszczęścia. Powraca więc postulat, aby zabronić przeprowadzania sondaży na długo przed rozpoczęciem ciszy wyborczej. Żądanie to nie jest, moim zdaniem, wystarczająco uzasadnione ani znaczeniem czy wpływem sondaży na podejmowane przez wyborców decyzje, ani jakością sondaży wykonywanych i publikowanych w naszym kraju.

Jakość badań

Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, to warto przypomnieć, że w ostatnich wyborach parlamentarnych z października 2011 roku prognoza wyniku wyborczego sporządzona przez TNS OBOP, opublikowana dwa dni przed wyborami, okazała się obciążona mniejszymi od 1 proc. błędami w przypadku każdego z pięciu ugrupowań, które dostały się do Sejmu (dotyczy to także PSL). Nie można więc profesjonalnym instytutom badawczym zarzucić wprowadzania w błąd wyborców.

Owszem, funkcjonują na rynku także mało doświadczone pracownie badawcze, o wątpliwej reputacji, których wyniki stanowią dla części mediów znakomity temat do wywoływania sensacji. Podobną funkcję pełnią zresztą tak zwane wewnętrzne partyjne badania stopnia poparcia, służące raczej poprawie samopoczucia liderów partyjnych niż poznaniu obiektywnego stanu preferencji wyborców. Rynek badań opinii publicznej, w tym badań wyborczych, funkcjonuje jak każdy inny rynek. Są na nim sprawdzeni i wiarygodni usługodawcy, ale są też hochsztaplerzy, którzy pragną zaistnieć choćby na krótko, podrzucając słabej jakości produkt (wynik sondażu), na tyle różny od innych, że budzący zainteresowanie, a nawet sensację.

Branża sondażowa poprzez swoje zrzeszenie OFBOR (Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku) wprowadziła jasne standardy realizacji badań wyborczych i pierwsze elementy samoregulacji, które prowadzić powinny do identyfikacji słabych wykonawców, a w konsekwencji do eliminowania z przekazu medialnego ich mało fachowych badań. Dążyć należy do dalszego doskonalenia jakości badań, a nie do ich zakazywania przez dwa kluczowe dla kampanii wyborczej tygodnie poprzedzające dzień wyborów.

Obawiam się, że właśnie zakaz publikacji sondaży spowodowałby pojawienie się na rynku dużej liczby przypadkowych, przez nikogo niekontrolowanych, działających poza oficjalnym obiegiem firm ogłaszających każdego dnia wskaźniki niemające nic wspólnego z rzeczywistością. W dobie Internetu i satelitarnych TV nadających spoza obszaru Polski, gdzie zakazy te nie musiałyby obowiązywać, łatwo sobie taki chaos wyobrazić. Jest niemal pewne, że powstałą lukę informacyjną, trwającą 14 dni, wypełniliby ci, którzy nie dbają o jakość, o własną reputację i potrafią prawo omijać.

Należy wierzyć, że profesjonalne instytuty badawcze potrafią utrzymać wysoki poziom swoich badań, który pokazały w drugiej turze wyborów prezydenckich 2010 r. oraz w wyborach parlamentarnych 2011 r. Poziom ten jest zbliżony do poziomu badań opinii publicznej w innych krajach. K.F. Warren w książce pt. „In Defense of Public Opinion Polling" podaje, że średni błąd prognoz wyborczych w amerykańskich wyborach prezydenckich w latach 1956- 2000 nie przekroczył 2 proc., a w W. Brytanii był dla sześciu kampanii wyborczych z lat 1974- 1997 mniejszy niż 1,7 proc.

Argumentem za zakazem publikacji sondaży przed wyborami nie może więc być słaba ich jakość, bo jest on nieprawdziwy. Sondaże opinii publicznej, oparte na losowej próbie reprezentującej określoną populację (najczęściej osób dorosłych), są wiarygodnym i precyzyjnym narzędziem pomiaru nastrojów i postaw politycznych członków badanej populacji.

Prawo do informacji

W okresie kampanii wyborczej sondaże wspierają demokrację poprzez aktywizowanie wyborców do zainteresowania się programami wyborczymi, a w dalszej kolejności do poparcia tych programów i komitetów wyborczych, z którymi się identyfikują. Prezentacja w mediach idei i programów partii politycznych, wzbogacona o informację o stopniu ich społecznego poparcia (sondaż), jest dla wielu wyborców ważną przesłanką motywującą ich do udziału w wyborach. Chcą mieć oni możliwość opowiedzenia się za lub przeciw programom, które po wyborach będą (zwykle w ograniczonym zakresie) wprowadzane w życie.

Wyborca ma prawo wiedzieć, ilu jest takich, którzy myślą podobnie jak on, ilu wspiera program partii, która wydaje mu się najbliższa. Socjolog prof. Antoni Sułek stwierdził, że „sondaże pozwalają ludziom policzyć się, zobaczyć, jak jest ich dużo (lub jak mało), a od świadomości liczby zaczyna się budowa opinii publicznej". Ustawowe utrudnianie dostępu do tego typu informacji byłoby w rzeczywistości utrudnianiem budowania opinii publicznej w naszym kraju.

Twierdzenie, że znajomość wyników sondaży przed wyborami wpływa na zmianę postaw wyborców jest trudne do udowodnienia. Dla jednych bowiem niski wynik partii w sondażu może rodzić wątpliwości co do szans przekroczenia progu wyborczego, a w konsekwencji zniechęcać do głosowania na to ugrupowanie. Dla drugich z kolei będzie on ważnym sygnałem, że koniecznie trzeba wziąć udział w wyborach, wesprzeć słabszego (ang. underdog effect). Wysoki wynik z kolei może usypiać jednych wyborców, skłaniać ich do rezygnacji z udziału w wyborach lub do poparcia innej partii (innego kandydata) w imię większego pluralizmu władzy, a dla drugich być zachętą do głosowania właśnie na tę partię, bo „chcę być po stronie zwycięzcy" (ang. bandwagon effect).

Wskaźniki poparcia prezentowane w sondażu mogą wpływać na zachowania części (zwykle mniej świadomych) wyborców, ale wpływ ten jest różny, bo różni jesteśmy my, wyborcy. Każdy z nas ma jednak prawo do informacji, a także prawo do jej wykorzystania w taki sposób, w jaki uznaje to za słuszne. Tego prawa do informacji nie powinniśmy ograniczać w jednym z najważniejszych dla demokracji momencie.

Nie powinno specjalnie dziwić, że politycy niezadowoleni z wyniku wyborczego swoich ugrupowań szukają winnych w różnych miejscach, zwykle dość daleko od samych siebie, od swoich programów i od sposobów przekonywania do nich głosujących. Przez ostatnie 20 lat zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić (co nie znaczy, że zaakceptować). W poszukiwaniach winnych własnej porażki albo też sukcesu konkurentów wskazują między innymi na sondaże przedwyborcze jako sprawcę własnego nieszczęścia. Powraca więc postulat, aby zabronić przeprowadzania sondaży na długo przed rozpoczęciem ciszy wyborczej. Żądanie to nie jest, moim zdaniem, wystarczająco uzasadnione ani znaczeniem czy wpływem sondaży na podejmowane przez wyborców decyzje, ani jakością sondaży wykonywanych i publikowanych w naszym kraju.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?