Gonić króliczka

Jeśli postępowanie karne w sprawie Amber Gold będzie przez całe lata stać w miejscu, to w końcu przestępstwo może się przedawnić - zauważa publicystka „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 11.10.2012 19:36

Agnieszka Rybak

Agnieszka Rybak

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jeśli ktoś uważa, że został oszukany, zwraca się po pomoc do organów ścigania. To odruch zupełnie naturalny. W końcu w polskim systemie prawnym prokuratura istnieje właśnie po to, by prowadzić śledztwa i przygotowywać akty oskarżenia. Każdy jednak, kto zetknął się z praktyką wymiaru sprawiedliwości, wie doskonale, jak trudno doprowadzić do osądzenia podejrzanych o największe przestępstwa. Takie, które dotyczą kilkuset lub kilku tysięcy pokrzywdzonych.

Wydawać by się mogło, że właśnie te sprawy powinny być najłatwiejsze. W końcu jeżeli ktoś oszukał aż tyle osób, to nie powinno być żadnych problemów z udowodnieniem mu winy i sprawnym osądzeniem.

Wykryjmy wszystkich pokrzywdzonych

Problem polega jednak na tym, że polska prokuratura - skrupulatnie stosując przepisy kodeksu postępowania karnego - działa wedle zasady znanej ze słów piosenki Skaldów: „Nie o to chodzi, by złowić króliczka / Ale by gonić go”. W sprawie Amber Gold śledczy z Gdańska gorąco zachęcali w mediach, by zgłaszali się do nich dokładnie wszyscy pokrzywdzeni. Prokuratura radziła też, by te osoby, które nie wiedzą, jak złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, korzystały z instrukcji zamieszczonej na stronie internetowej.

W rezultacie śledczy mogą z satysfakcją meldować, jak wiele zawiadomień już do nich wpłynęło. Przypomina to jako żywo słynną scenę z „Misia” - Proszę państwa, ja już policzyłem. Do 9 września zgłosiło się 5965 pokrzywdzonych. Czuwaj!

Z czysto ludzkiego punktu widzenia trudno się prokuraturze dziwić - daje w ten sposób do zrozumienia, z jak poważną sprawą przyszło jej się zmierzyć. Do rozwikłania tej sprawy powołano zespół trzech śledczych wraz z analitykiem kryminalnym. Problem polega jednak na tym, że sami prokuratorzy najlepiej muszą zdawać sobie sprawę z tego, że przy tak dużej liczbie pokrzywdzonych postępowanie w sprawie Amber Gold trwać będzie dramatycznie długo. Pytanie tylko, czy sami pokrzywdzeni zdają już sobie sprawę z tego, że im więcej się ich do prokuratury zgłosi, tym mniejsze będą szanse na osądzenie Marcina P. przed upływem okresu przedawnienia.

Można odnieść wrażenie, że zgodnie z polskim kodeksem postępowania karnego podstawowe zadanie śledczych to nie ściganie sprawców przestępstw, lecz skrupulatne wykrycie wszystkich pokrzywdzonych. Tak by żaden nie umknął z trybów wymiaru sprawiedliwości. Art. 297 § 1 pkt. 4 kodeksu postępowania karnego nakazuje bowiem prokuraturze „wyjaśnienie okoliczności sprawy, w tym ustalenie osób pokrzywdzonych i rozmiarów szkody”.

Jeżeli zaś już ofiara przestępstwa decyduje się zgłosić na prokuraturę, słowo „pokrzywdzony” zazwyczaj najlepiej oddaje stan emocjonalny, w którym się znajduje. Skorzystanie ze statusu pokrzywdzonego sprawia jednak, że ofiary same siebie krzywdzą jeszcze bardziej, a oskarżonemu ułatwiają przewlekanie postępowania. Nic tak bowiem nie przedłuża procesu karnego, jak konieczność wezwania i przesłuchania kilku tysięcy pokrzywdzonych. A ponieważ mechanizm oszustwa jest taki sam, ich historie są do bólu powtarzalne.

Kiedy pan wpłacił? W jakim oddziale? Ile pieniędzy? Na jaki procent? Kiedy chciał pan odzyskać wpłatę? - pytania powtarzają się jak zdarta płyta. Przedtem jeszcze przez kilkanaście minut spisuje się do protokołu dane zeznającej osoby. O ile pokrzywdzony w ogóle się stawi, bo przecież trzeba go jeszcze skutecznie wezwać. Zdarza się, że ktoś choruje, przeprowadza się, wyjeżdża za granicę. Wtedy wyznacza się następny termin. I jeszcze następny.

Tysiące jednakowych zeznań

Akta sprawy pęcznieją, a wiedzy nie przybywa. Oskarżony zaś zdziera kartki z kalendarza. Każdy dzień przybliża go przecież do przedawnienia.

W lutym tego roku - cztery miesiące przed terminem przedawnienia - lubelskiemu Sądowi Okręgowemu udało się skazać oszusta, który w latach 90. ubiegłego wieku naciągał ludzi, obiecując im załatwienie pracy w Stanach Zjednoczonych. W sumie wyłudził ok. 30 tys. złotych. Prasa z podziwem podawała statystykę: przesłuchano 2200 osób. Średnio wychodzi mniej niż 15 złotych na osobę.

Akt oskarżenia powstawał kilkanaście lat. Sąd musiał wyznaczyć 54 terminy rozpraw. Wyrok - dwa lata więzienia w zawieszeniu na lat pięć - zapadł praktycznie w ostatniej chwili. Można by się pocieszać, że to sprawa wyjątkowa i zapewne jednostkowa. A gdzież tam! Za kilka lat lubelskie sądy czeka powtórka i to w jeszcze bardziej groteskowym wydaniu. Od jesieni ubiegłego roku wydział do spraw przestępczości zorganizowanej Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie przesłuchiwał na zlecenie tamtejszej prokuratury okręgowej około 500 strażaków. Powód? W czasie ciszy wyborczej ktoś rozesłał do nich esemesy zachęcające do głosowania w wyborach na jednego z kolegów. W każdym przypadku wiadomość brzmiała tak samo, wszystkie numery telefonów znajdują się w bazie danych straży. Przepisy nakazują jednak przesłuchać wszystkich pokrzywdzonych. Policji i prokuraturze nie pozostaje zatem nic innego, niż zakasać rękawy i brać się do roboty. Kosztem czasu, który można byłoby przeznaczyć na działania naprawdę pożyteczne.

Przykłady można mnożyć. Prokuratura zapowiadała nawet przesłuchanie wszystkich pasażerów samolotu pilotowanego przez kapitana Wronę, który awaryjnie lądował w listopadzie ubiegłego roku na warszawskim Okęciu.

Źródło problemu wydaje się oczywiste dla wszystkich, poza wybitnymi teoretykami prawa. Polska procedura karna oparta została na zasadzie legalizmu. Aż do bólu. Przepisy wymagają, by w postępowaniu skrupulatnie przeprowadzić - czy raczej odfajkować - wszystkie możliwe czynności. Niezależnie od tego, czy mogą mieć jakiekolwiek znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy. Jaki jest na zdrowy rozum uzasadnienie dla wymogu, by przesłuchać wszystkich 5965 pokrzywdzonych, skoro z góry wiadomo, że każdy powie to samo? Wystarczyłoby, żeby prokurator przesłuchał pięciu czy dziesięciu. Jeżeli obrona chciałaby wezwać kolejnych, musiałaby wykazać, że są w stanie wnieść do sprawy coś nowego. Coś, co nie wynika z zeznań osób już przesłuchanych.

Zaraz odezwą się głosy o gwarancjach procesowych dla osób pokrzywdzonych. Że każda z nich powinna mieć możliwość aktywnego udziału w postępowaniu. Jednak za kilka lat ofiary Amber Gold, dziś tak zachęcane do udziału w postępowaniu, będą przeklinać dzień, w którym zdecydowały się skorzystać ze statusu pokrzywdzonego. Uświadomią sobie, że jedyny tego efekt to przedłużenie śledztwa. Że same - w najlepszej wierze zgłaszając się do prokuratury - doprowadziły do tego, iż postępowanie karne w sprawie Amber Gold będzie przez całe lata stać w miejscu i w końcu przestępstwo może się przedawnić. A jeżeli chcą spróbować odzyskać chociaż część zainwestowanych pieniędzy, to i tak muszą samodzielnie i na własny koszt wszczynać procesy cywilne, bo w postępowaniu karnym nie mają realnych szans na rekompensatę finansową.

Organy ścigania w klinczu

Na ostatnim posiedzeniu rząd przyjął projekt kompleksowej reformy kodeksu postępowania karnego. Poszczególne propozycje wydają się bardzo rozsądne. Należy jednak podzielić obawy, że samo zwiększenie zadań prokuratury, bez umożliwienia zmiany podstawowych reguł jej działania, może sytuację jeszcze pogorszyć.

Konieczne są reformy znacznie głębsze. Postępowanie karne musi zmierzać do sprawnego i sprawiedliwego - z zachowaniem wszelkich gwarancji procesowych - osądzenia podejrzanego. Tymczasem dzisiaj się wydaje, że podstawowy cel organów ścigania stanowi dokonanie jak największej liczby czynności procesowych. I trwa swoisty konkurs. Ty przesłuchałeś dwa tysiące osób, z których każda zeznała dokładnie to samo, to ja przesłucham sześć tysięcy.

Organizator Amber Gold ma zaś przetarte ścieżki. W końcu zarzuca mu się oszukanie znacznie większej liczby osób niż dotychczasowemu rekordziście z Lublina. Biorąc jeszcze pod uwagę dotychczasową skuteczność Marcina P. w kontaktach z wymiarem sprawiedliwości, wydaje się prawdopodobne, że w tym przypadku wykorzystywanie procedury karnej do przedłużania postępowania - aż do upragnionego przedawnienia - może okazać się skuteczne.

Jeśli ktoś uważa, że został oszukany, zwraca się po pomoc do organów ścigania. To odruch zupełnie naturalny. W końcu w polskim systemie prawnym prokuratura istnieje właśnie po to, by prowadzić śledztwa i przygotowywać akty oskarżenia. Każdy jednak, kto zetknął się z praktyką wymiaru sprawiedliwości, wie doskonale, jak trudno doprowadzić do osądzenia podejrzanych o największe przestępstwa. Takie, które dotyczą kilkuset lub kilku tysięcy pokrzywdzonych.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń