Wśród tych długoterminowych nie sposób nie wymienić usilnych starań o zwrot wraku tupolewa od Rosjan czy też uzyskanie ustnej obietnicy Angeli Merkel w sprawie wkopania bałtyckiej rury w dno morza, gdybyśmy kiedyś mieli chęć rozbudować nasz port w Świnoujściu. W obu tych kwestiach polska dyplomacja wykazała się równie imponującą skutecznością.
W ostatnim zaś czasie skuteczność ta dopełniana jest imponującym profesjonalizmem. Do niedawna jego najnowszymi przejawami było przesłanie na Białoruś formularzy podatkowych tamtejszych opozycjonistów, a następnie próba pouczenia polskich mediów, że nie powinny o tej sprawie pisać. Teraz doszła kwestia kolejna, o której poinformowała korespondentka radia RMF FM w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon.
Oto partyjny kolega pana ministra, europoseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Lisek zorganizował konferencję w sprawie bardzo chwalebnej: rezygnacji z francuskiej siedziby Parlamentu Europejskiego w Strasburgu na rzecz jednego miejsca obrad – w Brukseli. Jest to postulat, pod którym i ja sam podpisuję się obiema rękami i który od dawna jest wspierany przez opinię publiczną w wielu krajach członkowskich. Comiesięczne podróże Parlamentu między Belgią a pograniczem francusko-niemieckim są jednym z najjaskrawszych unijnych absurdów.
Chwała zatem europosłowi Liskowi, że ten temat podjął. Lecz dodatkowo przesłanie do uczestników konferencji nagrał na wideo także minister Sikorski. Jest ono dostępne tutaj. W krótkim filmie stawia sprawy bardzo ostro, określając utrzymywanie francuskiej siedziby Parlamentu jako marnotrawstwo i stwierdzając, że te pieniądze można by w czasach kryzysu wydać lepiej.
Nie sposób się z nim nie zgodzić. Tylko że Radosław Sikorski najwyraźniej zapomniał, że nie jest już od dawna Radkiem Sikorskim – dziennikarzem czy pracownikiem think-tanku ani nawet stojącym z boku parlamentarzystą, ale jako szef MSZ reprezentuje Rzeczpospolitą. Zapomniał o tym na tej samej zasadzie co podczas korzystania z Twittera. Zgodnie z wyjaśnieniami swojego rzecznika Marcina Bosackiego – tego od naciskania na gazety – pan minister Twittera używa jako osoba prywatna, ale zarazem służy mu on do informowania o jego aktywności jako ministra. Informowania tylko tych, których pan minister w przypływie złego humoru nie zdążył zablokować. Na Twitterze zatem pan minister jest niby prywatnie, ale publicznie.