Wtórny antysemityzm

Dla tożsamości żydowskiej charakterystyczny jest etnocentryzm, którego konsekwencję stanowi skupianie się na zaznanych od innych narodów krzywdach – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 29.11.2012 18:25

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Spojrzenie Polaków na samych siebie określa ich niska samoocena. Ma ona swoje źródła w traumach historycznych minionych dwóch stuleci. Polską kulturę zdominował więc nurt kompensujący kolejne klęski „krzepieniem serc”, i to na różne sposoby. W pewnym momencie nie zabrakło jednak także ironistów i szyderców. Podstawiali oni społeczeństwu lustro, nierzadko krzywe, aby rozwiewać wszelkie złudzenia na temat moralnych zwycięstw, jakie miały przynosić takie wydarzenia jak chociażby powstanie warszawskie.

Proza życia

Nie inaczej jest w polskiej kinematografii. Odpowiedzią na czarno-biały obraz świata, który przedstawiał szlachetną „Solidarność” oraz nikczemnych komunistów, były w roku 1991 „Psy” Władysława Pasikowskiego. Przypomnijmy dla porównania – w sławiącym etos „Solidarności” „Człowieku z żelaza” dramatyczną „Balladę o Janku Wiśniewskim” wykonywała grająca w filmie niepokorną dziennikarkę Krystyna Janda. W „Psach” utwór został sprofanowany – pijani ubecy zawodzą go, wynosząc z resortowej stołówki upitego do nieprzytomności kolegę.

Pasikowski celowo posłużył się cynizmem. Chciał pokazać, że historia jest udziałem zwyczajnych ludzi z krwi i kości, podejmujących skomplikowane decyzje niemieszczące się w prostych kategoriach dobra i zła, którymi operują patriotyczne bajki.

Podobnym tropem reżyser podąża w „Pokłosiu”. To film z założenia prowokacyjny, bijący w heroiczno-martyrologiczne narracje. Ma popsuć dobre samopoczucie tym wszystkim, którzy uważają, że Polacy zdali w okresie drugiej wojny światowej egzamin z bohaterstwa. I dlatego reżyser nawiązuje do tematu zbrodni w Jedwabnem. Tyle że – chcąc nie chcąc – nakręcił on coś, co przekracza ramy politycznego zaangażowania.

Owszem, opowieść o tym, jak chłopi z okolic Łomży linczują sąsiada za to, że ten chce poznać tajemnicę bestialskiego mordu popełnionego na Żydach przez polską ludność tych ziem na początku okupacji niemieckiej, nie ma nic wspólnego z socjologicznym obrazem polskiej wsi. Ale „Pokłosie” to dzieło alegoryczne, coś analogicznego do przypowieści biblijnej. Stosunki polsko-żydowskie stanowią tu wyłącznie pretekst do obnażania mrocznych stron natury ludzkiej. I trzeba przyznać, że pod tym względem film nie porywa głębią przekazu. Ale przecież nie o to toczy się zasadniczy spór.

Zarzuty pod adresem „Pokłosia” dotyczą antysemityzmu, który Pasikowski rzekomo przypisuje chłopom. Tymczasem ów antysemityzm okazuje się wtórny. Bo dowiadujemy się, że Żydzi zostali zamordowani, ponieważ Polacy chcieli się wzbogacić na ich własności. Jedną z ofiar jest kobieta, którą główny sprawca zabił poniekąd z zemsty, gdyż nie mógł jej darować, iż niegdyś nie poszła z nim do łóżka. Czy to ma jakikolwiek związek z ksenofobią i rasizmem? Nie doszukujmy się ideologii w rzeczach prozaicznych, nawet jeśli budzą one przerażenie. W innej sytuacji historycznej na miejscu Żydów mogłaby się znaleźć równie dobrze polska szlachta. I co, wtedy to też byłby antysemityzm?

Chodakiewicz zamiast Grossa

Problemem „Pokłosia” jest otoczka, jaka wokół niego krąży. Już przed premierą produkcji stało się jasne, że ma być to filmowa powtórka z lektur Jana Tomasza Grossa, a więc autora książek o – często domniemanych – haniebnych zachowaniach Polaków wobec Żydów w okresie okupacji niemieckiej i tuż po niej. W ten właśnie sposób „Pokłosie” reklamowała machina propagandowa „Gazety Wyborczej”, „Polityki” i środowisk, które zbijają kapitał polityczny na promowaniu obrazu Polaków jako żydożerców oddających się dziś „mowie nienawiści”, a ponad pół wieku temu pomagających Niemcom w Holokauście.

Dlatego warto odnotować zbliżającą się premierę polskiego przekładu książki Marka Jana Chodakiewicza „Mord w Jedwabnem” z roku 2005, która pokazuje prawdziwe tło historyczne zbrodni sprzed 71 lat. Chodakiewicz, mieszkający w USA historyk specjalizujący się w dziejach stosunków polsko-żydowskich, był przez pięć lat członkiem amerykańskiej Rady Pamięci Holokaustu. Jest więc chyba autorem jak najbardziej wiarygodnym.

W książce czytamy m.in.: „Przedwojenne polsko-żydowskie stosunki w Jedwabnem oparte były na koegzystencji oraz konflikcie. Obie grupy etniczne współpracowały oraz rywalizowały na poziomie ekonomicznym, politycznym, społecznym, kulturowym i religijnym. Czasami żyły w harmonii, innym razem się kłóciły. Oczywiście jako mniejszość Żydzi czuli się bardziej zagrożeni oraz dotknięci przejawami wrogości ze strony większości polskiej aniżeli strona przeciwna”.

Chodakiewicz podkreśla, że mimo antagonizmów dzielących obie grupy, udało im się wypracować „delikatny modus vivendi”. Został on zburzony przez sowiecką inwazję na Polskę we wrześniu 1939 roku. „W trakcie komunistycznej okupacji Jedwabnego doszło do represjonowania polskiej elity, a zwłaszcza jej patriotycznego, tradycjonalistycznego oraz religijnego elementu. Tradycyjną elitę zastąpili zarówno nowo przybyli Sowieci, jak i jawni kolaboranci komunistyczni, często szumowiny sztetla”.

To pogorszyło relacje ludności polskiej ze społecznością żydowską, mimo że ta boleśnie odczuła ekonomiczną i antyreligijną politykę okupantów, bo przecież szumowiny zasilające organa władzy sowieckiej stanowiły jej mniejszą, niereprezentatywną część. Kiedy z kolei w czerwcu 1941 roku Jedwabne znalazło się w rękach Niemców, Polacy dokonali zemsty na tych, którzy słusznie lub niesłusznie uznani zostali przez nich za kolaborantów.
Ale rola większości Polaków w jedwabieńskiej zbrodni była bierna, ponieważ mord zainicjowali Niemcy. Wśród polskich uczestników tego, co się stało, zacierała się granica między ową większością a chętnym do pomagania Niemcom marginesem społecznym. Warto też zauważyć, iż precyzyjnie zaplanowany przez nazistów mord nie mógł być czymś tak spontanicznym jak pogrom. „Przeciętny Polak nie pomagał Żydom ani też nie opierał się Niemcom; zazwyczaj stał biernie w pobliżu polskich łotrów. Innymi słowy, prawdopodobnie większość z tych uczestników masakry z obawy o własne życie nie uczyniła niczego, co pomogłoby Żydom. Bezwolnie dawali się ponieść fali przemocy, przynajmniej przez pewien czas. W trakcie nakręcania się spirali okrucieństwa wielu dotychczasowych pomocników z przerażenia zbiegło”.

Podsumowując kontrowersje dotyczące wiedzy historycznej o przebiegu zbrodni, Chodakiewicz cytuje opinię wybitnego amerykańskiego historyka węgierskiego pochodzenia Istvana Deaka dotyczącą znacznie szerszego problemu niż lokalny mord w Polsce: „Często zastanawiam się, co bardziej kaleczy pamięć o Holokauście: pseudowspomnienia prawdziwych lub rzekomych ocalałych, czy też pseudonaukowe domniemania, że żaden Żyd nigdy nie został zagazowany? Obawiam się, że odpowiedzią są pseudowspomnienia, ponieważ społeczeństwo ma skłonności do wierzenia fałszywym lub częściowo sfałszowanym wspomnieniom, podczas gdy zaprzeczenia o Holokauście są akceptowane wyłącznie przez ekstremistów”.

Opinię Deaka można odnieść do tego, co stanowi istotę twórczości Grossa. A jest nią odwoływanie się do subiektywnych przeżyć świadków wydarzeń i lekceważenie faktów. Chodzi bowiem o wywoływanie emocji czytelników, a nie dociekanie prawdy. Znamienne jest to, że „Sąsiedzi” Grossa zostali uhonorowani w roku 2000 nagrodą literacką Nike – wyróżnieniem z dziedziny literatury, a nie historiografii. Tyle że Gross zakłada maskę historyka i oczekuje, iż Polacy pod wpływem jego lektur dokonają zbiorowego rachunku sumienia. Taką samą strategię przyjął Pasikowski.

Mężna postawa

Potwierdzeniem obrazu Polaków jako żydożerców mają być w filmie Pasikowskiego antysemickie wypowiedzi współczesnych mieszkańców polskiej wsi. Franciszka Kaliny nie był w stanie zreedukować nawet jego dwudziestoletni pobyt w USA. Żali się on swojemu bratu, że był wyzyskiwany przez „Żydków”. Ale czy używanie takiego pogardliwego słowa musi oznaczać „mowę nienawiści”?

Antysemickie stereotypy nie zawsze biorą się z mitów, które jawią się jako zwyczajna aberracja. Mogą być rezultatem realnych doświadczeń. Wykorzystanie nieokrzesanego, niewykształconego przybysza z Polski przez żydowskich przedsiębiorców w Chicago jest sytuacją jak najbardziej prawdopodobną. W Ameryce też nie brakuje żydowskiego antypolonizmu, który jest mniej lub bardziej adekwatnym odpowiednikiem polskiego antysemityzmu.

Tyle że polski antysemityzm nie może być usprawiedliwiony żydowskim antypolonizmem. Będzie to bowiem jałowa licytacja nakręcająca spiralę resentymentów. Upominanie się o prawdę historyczną to jedno, a ściganie się o palmę niewinności to co innego. Dla tożsamości żydowskiej – niezależnie czy w wersji judaizmu czy syjonizmu – charakterystyczny jest etnocentryzm, którego konsekwencję stanowi skupianie się na zaznanych od innych narodów krzywdach. Natomiast w przypadku tożsamości chrześcijańskiej, do której od tysiąca lat przyznają się Polacy, mamy do czynienia z uniwersalizmem. Oznacza on przekraczanie wszelkich etnocentryzmów. A przede wszystkim wymaganie więcej od samego siebie niż od bliźnich, zwłaszcza tych, z którymi nie tworzymy wspólnoty wiary.

Przyjęcie chrześcijańskiej perspektywy skłania do rachunku sumienia bez oczekiwania na to, że druga strona konfliktu zrobi to samo. To nie jest żaden łzawy pacyfizm, ale mężna postawa godna kogoś, kto prowadzi wewnętrzną, duchową walkę. I to właśnie ona skutecznie chroni przed oszczerczymi napaściami.

Spojrzenie Polaków na samych siebie określa ich niska samoocena. Ma ona swoje źródła w traumach historycznych minionych dwóch stuleci. Polską kulturę zdominował więc nurt kompensujący kolejne klęski „krzepieniem serc”, i to na różne sposoby. W pewnym momencie nie zabrakło jednak także ironistów i szyderców. Podstawiali oni społeczeństwu lustro, nierzadko krzywe, aby rozwiewać wszelkie złudzenia na temat moralnych zwycięstw, jakie miały przynosić takie wydarzenia jak chociażby powstanie warszawskie.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?