Jarosław Marek Rymkiewicz średnio co pół roku przedstawia nowe, coraz bardziej radykalne tezy dotyczące współczesnych (ale nie tylko współczesnych) Polaków. Którzy – dodajmy – zupełnie nie dorastają do jego wymagań.
Gdyby nie wszystkie inne masakry, gdyby nie krew polska wtedy przelana, nie byłoby pokolenia roku 1863 – pokolenia zaprogramowanego przez ten rok” – powiedział w ostatnim wywiadzie w „Gazecie Polskiej” udzielonym Joannie Lichockiej. „Rodziewiczówna, Żeromski i Piłsudski mieliby jakieś zupełnie inne doświadczenia i mieliby jakieś zupełnie inne życiorysy – pewnie opuściliby Polskę i zamieszkaliby, nie chcąc pogodzić się z postępującą i coraz obrzydliwszą rusyfikacją, gdzieś na emigracji. (…) W 1918 r. Piłsudski nie zostałby Naczelnikiem państwa polskiego, które może w ogóle by nie powstało – bo kompletnie zrusyfikowani Polacy już nie chcieliby mieć swojego państwa, zrezygnowaliby na zawsze ze swoich szkodliwych marzeń o niepodległości. Niepodległa Polska nie byłaby im do niczego potrzebna. Jest w tym jakaś nauka i dla nas teraz bardzo aktualna. Rozmawialibyśmy sobie z panią tutaj po rosyjsku – ale na jakiś inny, jakiś ruski temat”.
Po prostu fikcja
Bardzo logiczny ten wywód. Tylko – co począć? – oparty na całkowicie nieprawdziwym założeniu. Nieprawdziwym do tego stopnia, że zasadne staje się pytanie: jak dalece można odlecieć w świat historycznej fikcji?
Współczesna Polska Wschodem gardzi, a już na pewno gardzi nim przeciętny tak zwany leming
Bo przecież nawet nie trzeba być profesjonalnym historykiem, wystarczy zajrzeć do jakiejkolwiek historycznej książki, żeby się dowiedzieć, że rusyfikacja Królestwa Polskiego (w odróżnieniu od germanizacji, zwłaszcza na Pomorzu) była po prostu totalnie nieskuteczna. Że bolała, upokarzała, drażniła – ale de facto wcale nie postępowała.