W dniach 17—19 marca br. przypada 75-ta rocznica niezwykłego wydarzenia nie tylko w relacjach dwóch skłóconych narodów (polskiego litewskiego), ale też w ogóle w stosunkach
międzynarodowych. Nigdy w historii nie zdarzyło się tak, aby jedno państwo stawiało żądania ultymatywne, których przedmiotem nie były ani ustępstwa terytorialne ze strony drugiego państwa, ani postulaty godzące jego w niepodległość, tylko jedno niezwykle proste żądanie – nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych, których w inny sposób ustanowić nie było można. Rząd Litwy otrzymał na odpowiedź 48 godzin. Akredytacja posłów (nie ambasadorów) w obu stolicach Warszawie i Kownie miała nastąpić nie później niż do 31 marca 1938 r. Warto, jak się wydaje, spojrzeć na to zdarzenie z dystansu czasu, gdyż takie są prawa historii, że dane wydarzenie z przeszłości oceniamy wciąż na nowo.
Narody sukcesyjne
I Polska i Litwa zawdzięczały swoją odrodzoną państwowość tej „rewolucji geopolitycznej w Europie", którą przyniosła Wielka Wojna (1914—1918). Między obydwoma państwami nie było jednak żadnych stosunków. Litwini uważali, że polska akcja zbrojna kierowana przez gen. Lucjana Żeligowskiego z 9 października 1920 r., pozbawiła ich stolicy. Twierdzili, że była aktem sprzecznym z prawem międzynarodowym, gdyż wcześniej podpisano tzw. umową suwalską z 7 października o zawieszeniu broni, zostawiającą Wilno po stronie litewskiej, której wejście w życie udaremnili Polacy dwa dni później.
Było dla Polaków nie do pomyślenia wyobrazić sobie własne państwo bez Wilna. Marszałek Piłsudski skłonny był jednak zgodzić się na oddanie miasta państwu litewskiego, ale pod warunkiem ustanowienia związku – federacji bądź konfederacji – między Polską a Litwą. Polskiemu mężowi stanu chodziło nie tyle o taki czy inny przebieg granic, ale o geopolityczną przebudowę Europy Wschodniej. Pragnął – mówiąc językiem Timothy Snydera – aby „narody sukcesyjne" dawnej Rzeczypospolitej związać z Polską i dać im podstawy przetrwania w obliczu nieuchronnych działań ekspansywnych ze strony nowej, ale co najmniej tak samo jak dawna imperialnej i zaborczej Rosji.
Ekskluzywny nacjonalizm litewski – zbudowany na gruncie obaw o wynarodowienie i dominację kultury polskiej – był oczywistą przeszkodą dla opcji odpowiadającej życzeniom Piłsudskiego. Ale też i nastawienie społeczeństwa polskiego – pragnącego Polski jako dużego, scentralizowanego i narodowego państwa – zwracało się przeciw dążeniom Naczelnika Państwa. Bezowocne okazały się rozmowy w Brukseli w roku 1921 w sprawie związku politycznego Polski i Litwy, prowadzone pod przewodnictwem belgijskiego polityka Paula Hymansa, który proponował kantonalizację Litwy na wzór szwajcarski. Kanton kowieński i kanton wileński zostałyby połączone w jedno państwo litewskie – szanując w pełni prawa narodowości polskiej – a cała Litwa zostałaby następnie związana z Polską węzłem konfederacji. Upadła też nienajgorsza idea plebiscytu ludności Wilna i Wileńszczyzny pod auspicjami Ligi Narodów. Aby uskutecznić takie głosowanie niezbędne było wysłanie na to terytorium międzynarodowych sił zbrojnych, na to zaś nie było woli w Genewie. W styczniu 1922 r. przeprowadzono wybory do Sejmu Orzekającego Litwy Środkowej, który dwa miesiące później uchwalił integralne wcielenie spornego terytorium do Polski.