Sprawa SKOK to doskonały przykład pokazujący, jak III Rzeczpospolita kładzie łapę na wolnej przedsiębiorczości, która usiłowała funkcjonować poza kontrolą władzy. To również symbol tego, jaki stosunek ma nasze państwo do swoich obywateli – traktuje ich jak ludzi nierozsądnych i niedojrzałych. A także doskonała ilustracja tego, jak platformerskie rządy radzą sobie z instytucjami społecznymi gotowymi wspierać prawicową opozycję.
Ale zacznijmy od sprawy generalnej – ustroju gospodarczego. Otóż wolny rynek i wolna konkurencja polegają na tym, że w kraju mogą funkcjonować zarówno instytucje finansowe działające pod kontrolą państwa – są nimi banki – jak i instytucje jej nie podlegające. Mogą funkcjonować i konkurować. Obywatel ma prawo wybrać, czy wpłaci swoje pieniądze do banku, który został zmuszony przez państwo do tego, aby gwarantować bezpieczeństwo oszczędności obywateli, czy do spółdzielczej kasy, która nie musi zapewniać tego bezpieczeństwa. To wybór obywatela – czy chce ponieść ryzyko. Bo nie twierdzę, że w lokowaniu pieniędzy w SKOK nie ma ryzyka – na pewno jest znacznie większe niż w przypadku oszczędzania w banku.
Dlaczego więc obywatel mógłby chcieć zaryzykować i umieścić pieniądze w kasie zamiast w banku? Na przykład dlatego, że dostanie lepszą ofertę. Albo dlatego, że nie ufa bankom. Albo dlatego, że wierzy, iż kasa oszczędnościowa jest polską instytucją nie transferującą zysków do zagranicznego banku-matki. Albo dlatego, że wybiera instytucję o takich powiązaniach politycznych, jakie mu odpowiadają. Albo dlatego, że nie ufa zdominowanemu przez jedną partię państwu, które w Polsce trzyma w szachu wszystkie banki.
Kiedy rzuciłem na kolegium redakcyjnym, że obywatel powinien mieć takie właśnie prawo wyboru, rozległ się krzyk ze wszystkich stron, że w spółdzielczych kasach pieniądze trzymają przede wszystkim staruszkowie i ludzie prości, którzy nie rozumieją niebezpieczeństwa, które im grozi – dlatego państwo, w imię „zrobienia dobrze” swoim niekumatym obywatelom, powinno kasy kontrolować. Ciekawe, że mówiły to osoby na co dzień deklarujące głośno szacunek dla wszystkich ludzi i opowiadające się za maksymalną wolnością wyboru oraz za swobodami gospodarczymi.
Otóż głęboko się z takim stawianiem sprawy nie zgadzam, bo twierdzę, że ryzyko i indywidualna odpowiedzialność są motorami zdrowej gospodarki, zaś kontrola państwa zawsze prowadzi do wyższych kosztów, rozrostu biurokracji, korupcji i innych wynaturzeń. Dość spojrzeć, jak funkcjonują w Polsce owe koncesjonowane przez państwo banki. Zaś na argument, że obywatele w stanie nieświadomości wkładają swoje oszczędności do kas, odpowiadam: po pierwsze nie podoba mi się zawarta w tym argumencie wyższość i pogarda wobec tysięcy Polaków. Po drugie – ci sami wzgardzani obywatele mają czynne i bierne prawo wyborcze, a to znacznie większa odpowiedzialność wobec państwa i znacznie większe ryzyko dla nas wszystkich, niż decyzja o umieszczeniu swoich pieniędzy na takim czy innym koncie. Tym, którzy boją się rewolucji w Sandomierzu i masowych samobójstw po mającym ponoć nastąpić niebawem bankructwie SKOK (usłużne media od dawna dają do zrozumienia, że musi to nastąpić) radziłbym się zastanowić, jaka krzywda mogłaby się stać już nie klientom jednej z instytucji finansowych, ale całemu państwu i wszystkim obywatelom, gdyby do władzy doszła partia uważana przez nich za nieodpowiedzialną.