Konserwatywno-liberalny elektorat, nazwany ostatnio przez lidera PJN Pawła Kowala „ko-librami”, nie ma przedstawiciela politycznego. Wyznawcy wolności, własności, sprawnego, ale ograniczonego państwa, prymatu pracy nad świadczeniami, szacunku dla rodzin i tradycyjnych wartości są politycznymi sierotami. I tęsknią za reprezentacją.
Uświadamiają to sobie szczególnie boleśnie teraz – po ostatnich woltach Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Pierwszy brnie w socjalistyczne pomysły, ścigając się w radykalizmie z szefem NSZZ „Solidarność” Piotrem Dudą. Drugi staje się „socjaldemokratą”, co gorsza leniwym. Premierowi nie marzą się wielkie projekty uzdrawiania naszej rzeczywistości.
W sytuacji braku podaży i istniejącego popytu może urodzić się nowy polityczny towar. W tym duchu trzeba czytać aktywność Jarosława Gowina, Przemysława Wiplera, Pawła Kowala czy Janusza Korwin-Mikkego. To oni mają szansę zagospodarować „ko-librowe” głosy. Pytanie, czy będą w stanie się porozumieć.
Platformersko- pisowski klincz
PO i PiS skręcają w lewo. Szczególnie jest to widoczne w przypadku największej partii opozycyjnej. Postulaty PiS o wyższym PIT dla najbogatszych, obniżeniu wieku emerytalnego, wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie OFE, jego wizja uzdrawiania rynku pracy, a ostatnio podpisanie strategicznej współpracy z „Solidarnością”, która chce m.in. nałożyć składki ZUS na wszystkie formy zatrudnienia – to ewidentny dowód na powrót do retoryki „Polski Solidarnej” walczącej z „Polską liberalną”. Teraz zabarwionej wręcz czerwoną gwiazdą. Jarosław Kaczyński, o czym pisał w „Do Rzeczy” Wojciech Wybranowski, zdaje sobie sprawę, dysponuje takimi badaniami, że tylko skręt w lewo daje mu szanse na wyborcze zwycięstwo. Polacy są zmęczeni kryzysem, bezrobociem, niskimi płacami i są w stanie uwierzyć, że rząd może im coś dać.
Także premier Tusk nie ma ambicji przeprowadzania wielkich projektów reformatorskich. Na razie jeszcze, na szczęście, blokuje lewicowe żądania związków zawodowych – domagały się one na przykład przy okazji debaty o przyszłorocznym budżecie m.in. 7-procentowych podwyżek dla sfery budżetowej, wyższej waloryzacji emerytur i rent, wyższej płacy minimalnej, nie wyjaśniając, skąd wziąć na to pieniądze.