Co opinia to fałsz – jestem pewien – niezamierzony, wynikający z niewiedzy albo uproszczeń, które domagają się polemiki i prośby o doprecyzowanie. Taki esej ułomny pt. „Geniusz Niemców", pióra Krzysztofa Kłopotowskiego, opublikował dziennik „Rzeczpospolita" w swym dodatku sobotnio-niedzielnym „Plus Minus" 18-19 maja 2013 r.
Autor pisze z zachwytem, chwalba owa utrzymana jest na najwyższym diapazonie podziwu, o kulturze i historii Niemiec, że np. po przegranej, najokrutniejszej w dziejach wojny (nie dodaje, przez kogo wywołanej) naród niemiecki „odbudował potęgę i zamierza znów urządzać kontynent po swojemu".
Po pierwsze, nie naród niemiecki, a Amerykanie. Dali Niemcom zachodnim plan Marshalla i wzniecili rozwój potęgi gospodarczej. Przecież Niemcy wschodnie, pozbawione z woli Stalin szczodrobliwej pomocy Stanów Zjednoczonych, żadnego potencjału nie odbudowali i wciąż stanowią kulę u nogi całej gospodarki Niemieckiej Republiki Federalnej; wystarczy dzisiaj, po prawie dwudziestu czterech latach od obalenia muru, przejechać chociażby kilkadziesiąt kilometrów po dawnej NRD, by dostrzec przejawy zacofania. A owi Niemcy wschodni są, powiedziałbym, jeszcze „bardziej niemieccy", gdyż tu właśnie najsilniej oddziaływały wpływy Prus, które doprowadziły do zjednoczenia wszystkich krajów niemieckich i zaszczepiły im ducha ekspansji, aneksji, zaboru, okrucieństwa, nienawiści do państwa polskiego, bo ongiś Prusy były jego wasalem. Po drugie – zestawiając dzisiejsze Niemcy ze współczesną Polską, a pomijając również nieprzyjęcie z rozkazu Rosji planu Marshalla, autor dochodzi do dramatycznie prawdziwego wniosku, że jesteśmy daleko w tyle w każdej dziedzinie, nawet „bez poważnej armii", lecz – dorzuca rozczarowany - „za to z elitą wstydzącą się własnego narodu". Nie, odwrotnie – z narodem wstydzącym się od 1945 r. swej elity ocalałej z katowni niemiecko-sowiecko-ubeckiej, której część miała, i ma jej progenitura, moralność i obyczajowość jaskiniowców.
Po trzecie – zdumiewa, że autor eseju, Polak, ceniony dziennikarz, wybitny krytyk filmowy, z radością mógł napisać, że Niemcy znów zamierzają „urządzać kontynent po swojemu". Aż skóra cierpnie, gdy pomyśli się, jak naród niemiecki i państwa niemieckie już dwukrotnie „urządzały" Europę „po swojemu". Sądzę, że zacytowane sformułowanie to lapsus linguae autora, którego poniosło pióro.
Geniusz Niemiec zdaniem autora „polega" na tym, że ten naród może się szczycić „na dobre i na złe zbiorem jedenastu ludzi", którzy wywarli trwały wpływ „na nowoczesne sposoby myślenia". I tu czytelnik dowiaduje się, że tymi postaciami są: Kant, Humboldt, Marks, Clausius, Mendel Nietzsche, Planck, Freud, Einstein, Weber, Hitler. To prawda, trzeci i zwłaszcza ostatni nader silnie ukształtowali „nowoczesne sposoby myślenia"... Autor przywołuje opinię Karola Gustawa Junga o Hitlerze, że to „zwierciadło każdego Niemca, megafon, który wzmacnia niedosłyszalne szepty niemieckiej duszy". Tak, tylko że nie wiadomo, w jakim wymiarze aksjologicznym jest wyrażona ta myśl - pozytywnym czy negatywnym.. Jung był przecież Szwajcarem, tworzył po niemiecku, ale do państwa niemieckiego i do słuchania „szeptu duszy niemieckiej" nigdy go nie ciągnęło. Zaliczenie Hitlera, zbrodniarza o umysłowości lumpa, do owej jedenastki Niemców mających „trwały wpływ na nowoczesne sposoby myślenia" wydaje się zaś bluźnierstwem. I aż zdumienie ogarnia, że autor eseju tego tak nie odczuwa.