Po tonacji wystąpień publicznych znać, że do warszawskiego kryterium referendalnego już tylko trzy tygodnie. Podczas niedzielnej konwencji prezes PiS Jarosław Kaczyński przywołał pamięć nie tylko Stefana Starzyńskiego, lecz i XIX-wiecznych powstań, i insurekcji kościuszkowskiej jako przykładu municypalnego zrywu. W tej sytuacji z wydarzeń o ogólnopolskim znaczeniu pozostały walki ze Szwedami, co może oznaczać, że w ostatnim tygodniu doczekamy się twórczej reinterpretacji dziejów ostatnich książąt mazowieckich.
Oponenci referendum, i PiS nie ustępują bynajmniej w tym ciężkozbrojnym wyścigu. Recenzent „Gazety Wyborczej" zauważył nie tylko, że plakat referendalny PiS – czerwona litera „W" na białym tle – to nawiązanie do „Godziny W": przypięte do marynarek polityków plakietki uznał „niemal za powstańcze opaski", a całe odwołanie – za „jaskrawe nadużycie". „Nie wiem, czy prezes wzywa do wojny, do strzelania do przeciwników politycznych?" – zawiesił dramatycznie głos Jerzy S. Majewski. Po chwili rzecz sprowadziła się do wyliczenia zwyczajowych podejrzanych: „chorych na nienawiść polityków". Za chwilę zadrży tuzin nastrojonych na podobny ton kamertonów, od „NaTemat" (o, już jest felieton) po „Sztuczne Fiołki" i Stanisława Tyma, i w ten sposób nieoczekiwani obrońcy godności Powstania Warszawskiego będą mieli okazję ujawnić się po raz drugi w roku, po zwyczajowej już kampanii przeciw „gwizdom na kwaterach powązkowskich".
Trochę spiżu z pewnością przydałoby się ująć tej kampanii: myśl biegnie z zazdrością do lubelskiego Janowca czy świętokrzyskiego Obrazowa, gdzie w ostatnich dniach odwoływano w referendach miejscowych wójtów nie sięgając w retorycznym zapale aż do Potopu. Ale i w większych ośrodkach można dokonywać niezbędnej przed wyborami mobilizacji elektoratu z pewną lekkością: w Bułgarii, gdzie trwa kampania o usunięcie pomników żołnierzy sowieckich, w ostatni weekend przystrojono dominującego nad Płowdiwem w arcyheroicznej pozie „Aloszę" w jaskrawoczerwoną pelerynę, usuniętą przez policję dopiero po kilkunastu godzinach. Kto wie, być może i w Warszawie można by zaproponować bordowe kąpielówki już to „czterem śpiącym", o usunięcie których wciąż jeszcze trwa spór. Takiej inicjatywie mógłby pobłogosławić być może nawet najnowszy nominat pani prezydent, nowy naczelnik stołecznego Wydziału Estetyki Grzegorz Piątek. Tylko czy na hipster prawicy znajdą się jacyś krojczy z lekką igłą?