I choć jeszcze jakieś dwa lata temu strasznie mnie ono irytowało i traktowałem je jako swoisty atak na wielodzietność, to coraz częściej uświadamiam sobie, że to autentyczny problem wielu rodziców jedynaków. Oni naprawdę są przekonani, że kolejne dzieci zmuszą ich do „dzielenia" swojej miłości, a co za tym idzie, zubożą ich relacje z ukochanym i wytęsknionym jedynakiem.
Ale zapewniam, nie tylko z własnego doświadczenia, że wcale tak nie jest. Miłość rodziców nie jest całością, którą trzeba podzielić na kolejne dzieci, ale jest rzeczywistością, która się mnoży. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale w pewnym sensie jest to cud. Z każdym kolejnym dzieckiem przychodzi nowa, zupełnie inna od poprzedniej, ale dokładnie taka sama porcja miłości. I nie ma znaczenia, czy jest to dziecko drugie, trzecie, piąte czy siódme. Miłość ta, choć zawsze ma taką samą moc, jest – i to kolejny cud – za każdym razem nieco inna. Inaczej kocham każde ze swoich dzieci, bo każde z nich jest inne, i każde wchodzi w inne relacje, trochę czego innego oczekuje i do tego coś zupełnie unikalnego wnosi do rodziny. Wejście nowego człowieka w strukturę rodzinną zmienia zresztą także relacje wewnątrz niej. Pojawiają się nowe spory, ale też nowe metody ich rozwiązywania, a także nowe zabawy, gry czy rozrywki.
Czas, i to trzeba oczywiście przyznać, nie jest z gumy, i w odróżnieniu od miłości ma tę szczególną cechę, że się nie mnoży, ale pozostaje stały. Ale – i tu znowu powrócę do metafory cudu – duża rodzina, choć nie zostawia wiele czasu na rozrywki, to sama w sobie jest jedną wielką rozrywką, a do tego wcale nie zabiera tak wiele czasu, jak mogliby sądzić rodzice jedynaków. Gotować i tak trzeba, tyle że do garnka wkłada się więcej jedzenia, rozmowy z dziećmi są zawsze konieczne i one rzeczywiście trwają dłużej, ale już jeśli chodzi o zabawy, to zajmują one mniej czasu niż w rodzinach niewielkich, bowiem u nas dzieci zajmują się godzinami sobą, i nawet kłótni nie musimy rozwiązywać, bo zazwyczaj one same dochodzą do porozumienia.
W efekcie, choć brzmi to niewiarygodnie, w dużej rodzinie mnoży się nie tylko miłość, ale także czas. A wieczorem, gdy już gwar cichnie, a z sypialni dobiega chrapanie, człowiek delektuje się ciszą, która jest najlepszym, z niczym nieporównywalnym odpoczynkiem. I czeka na rano, z pomnożonymi miłością nowymi siłami.
Autor jest filozofem i publicystą, redaktorem portalu fronda.pl