Wydarzenie to odbiło się u nas szerokim echem ze względu na użycie przy tej okazji słowa „egzorcyzm", które na moich kolegów po fachu działa niczym kocimiętka na futrzaste czworonogi. Słysząc je, wpadają w stan pobudzenia, wypatrując nerwowo kąsków dla poznawczej chuci: chcą widzieć targane konwulsjami niewiasty oraz dzieci zmieniające się po posypaniu pobłogosławioną solą w koszmarne laleczki Chucky.
Kociokwik, który otacza dziś egzorcyzmy, to zasługa tzw. laicyzacji, przesuwania spraw wiary do szuflady z napisem „baśnie i legendy" (szatan jest dziś postacią z telewizyjnych horrorów). Sporo zamieszania porobili jednak ludziom w głowach także ci, co wzięli się do popularyzowania tematu przez jego stabloidyzowanie (patrz: magazyn „Egzorcysta").
Dołączył do nich biskup Paprocki. Podzielam jego przekonania, dla mnie też tzw. małżeństwa homoseksualne to absurd (nie zabronię dorosłym ludziom żyć w związkach, jakich chcą, nie można jednak nazywać małżeństwem czegoś, co z natury nie może nim być). Odśpiewanie suplikacji – prośby o to, by Bóg zlitował się nad poplątanym światem i uchronił ludzi od skutków ich niemądrych działań – jest na miejscu. Po co jednak ogłaszać zaoczne wypędzanie szatana ze stanu Illinois i kongresmenów? Egzorcyzm jest formą pomocy, jakiej Kościół udziela potrzebującemu człowiekowi, a nie armatą do ostrzeliwania ideologicznego przeciwnika. To też nie dynia ze świeczką odpędzająca złe duchy. Walka z osobowym złem to sprawa delikatna, wymagająca dyskrecji, ogromnej wiedzy o życiu duchowym, a przede wszystkim „odsensacyjnienia". Celem jest tu przywrócenie człowiekowi wolności, danie nadziei, przypomnienie, że nie ma się czego bać, bo chrześcijanin zawsze powinien mieć mentalność zwycięzcy.
Jeden biskup rozmawia z innomyślcami egzorcyzmem, inny (kardynał z Nowego Jorku Timothy Dolan) przypomina na zebraniu amerykańskiego episkopatu, że skuteczniej ewangelizuje się miodem niż octem. Że najpierw trzeba sprawić, by ludzie zafascynowali się Chrystusem, zakochali się w Nim, a my wtedy pomożemy im odkryć, jak genialne jest Jego prawo i jak unikać zła, które chciałoby nas wykoleić. Gdyby Jezus zaczął od wyliczania Zacheuszowi jego grzechów, ten nigdy nie wpadłby pewnie na pomysł, by oddać ludziom to, co im ukradł.
Nie ma nic głupszego niż siłowe wymuszanie uśredniania stanowisk, przekonywanie, że to my jesteśmy bardziej „w duchu papieża", a ci inni katolicy będą nimi dopiero, gdy sklonują sobie nasze mózgi. To, że bliżej mi do podejścia kardynała Dolana, nie znaczy, że zamierzam potępiać biskupa Paprockiego. Chciałbym go tylko zapytać, czy zna kogoś, kto od straszenia szatanem zakochał się w Panu Bogu.