"Sprawa Dantona", jedna z najsłynniejszych realizacji Jana Klaty, od początku 2014 r. będzie grana na dużej scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu. Spektakl wystawiano prawie sześć lat na Scenie na Świebodzkim, a publiczność nadal chce go oglądać. Aby podkreślić rangę wydarzenia, jakim jest przeniesienie przedstawienia do głównego gmachu, Teatr Polski zorganizował spotkanie z reżyserem.
Klata, od roku dyrektor Starego Teatru w Krakowie, odpowiadał na pytania widzów o rewolucję francuską, ale przede wszystkim tłumaczył się z medialnego zamieszania wokół krakowskiej sceny narodowej, którą przyszło mu zarządzać. Od objęcia przez niego dyrekcji minęło zaledwie dwanaście miesięcy, był to jednak czas burzliwy i pod wieloma względami rewolucyjny.
Pomocny skandal
Klata przybył do Krakowa z jasną misją dekonstruowania tradycji. Przygotował program na pięć lat. Chciał krytycznie przyjrzeć się wielkim nazwiskom, które tworzyły historię teatru przy Jagiellońskiej. Zaczął od Konrada Swinarskiego. Próba udowodnienia, że „Nie-Boska komedia", wystawiona w Starym w 1965 r., zawierała wątki antysemickie, skończyła się skandalem i odwołaniem premiery przygotowywanej przez chorwackiego reżysera, który postawił tę tezę.
Kilkanaście dni wcześniej grupa widzów z krakowskim fotografikiem Stanisławem Markowskim przerwała spektakl „Do Damaszku", zarzucając Klacie kalanie tradycji Starego Teatru. Do incydentu szybko dopisano polityczny kontekst, bo Markowski jest znany w Krakowie ze związków z Prawem i Sprawiedliwością. Używając metafory z czasów rewolucji francuskiej: jeśli Klata stanął na czele rewolty przeciwko ancien régime'owi, to gest Markowskiego przypominał powstanie w Wandei.
Można powiedzieć przewrotnie, że Klata powinien odczuwać wdzięczność wobec swoich PiS-owskich oponentów, bo powołując się na nich bezustannie, podtrzymuje własną prawomocność w głównym nurcie debaty publicznej. Wcześniej udało się dyrektorowi Starego Teatru zjednoczyć przeciwko sobie wiele na co dzień skłóconych środowisk Krakowa. Po akcji Stanisława Markowskiego słyszy się głosy, że skandal z przerwaniem „Do Damaszku" raczej przysłużył się, niż zaszkodził Klacie. Ustawienie PiS na pozycji wroga ciągle ma pod Wawelem niemałą atrakcyjność.