Niszczenie sukcesu

Związki zawodowe nie bronią kardiologów interwencyjnych, bo ci preferują nowoczesne formy zatrudnienia kontraktowego – pisze lekarz.

Publikacja: 10.01.2014 00:01

Red

Kardiolodzy to elita wśród lekarzy na całym świecie, podobnie jak kardiochirurdzy, neurochirurdzy czy okuliści. Ponieważ specjalności tych bardzo brakuje na światowych rynkach, wycena ich pracy jest wysoka. Jest tak również dlatego, że konsekwencje ich najdrobniejszego błędu mogą być bardzo poważne dla chorego i kosztowne dla szpitala i płatnika. Wykonywane przez nich zabiegi wymagają nie tylko dużej wiedzy, ale też olbrzymiej precyzji, opanowania, zdolności manualnych i psychofizycznych.

Na rezydentury w tych specjalnościach dostają się naprawdę najlepsi, a egzaminy końcowe zdają najlepsi z najlepszych. Często pogłębiana wiedza na długich stażach zagranicznych, powoduje, że język nie stanowi obecnie bariery dla tych specjalistów, co ułatwia im zarówno ciągłe szkolenie podyplomowe, jak i utrzymanie wieloletniej współpracy międzynarodowej, celem ciągłego podnoszenia kwalifikacji. Kraje UE i najbogatsze prywatne kliniki na świecie stoją przed nimi otworem, kusząc doskonałymi zarobkami, najnowszą aparaturą i pięknymi szpitalami o prestiżowej lokalizacji.

Kardiologów inwazyjnych jest bardzo mało, a tych którzy posiedli pełną wiedzę i umiejętności w pełnym zakresie interwencji wieńcowych i strukturalnych jeszcze mniej (łącznie ok. 400 specjalistów w naszym kraju). W Polsce musimy rocznie leczyć 100 tysięcy zawałów lub stanów przedzawałowych. Stosujemy do tego najbardziej nowoczesną metodę, jaką jest angioplastyka wieńcowa (PCI, Percutaneous Coronary Intevention). Łatwo przeliczyć, że na każdego kardiologa interwencyjnego w Polsce przypada około 250 zabiegów interwencynych u chorych z ostrym zespołem wieńcowym. Do tego dochodzą jeszcze zabiegi diagnostyczne (ostre i planowe) oraz interwencje planowe - wieńcowe i w wadach strukturalnych. Łącznie około ponad 600 tysięcy różnego rodzaju zabiegów z zakresu kardiologii inwazyjnej, wykonywanych w dużych szpitalach uniwersyteckich i instytutach, ale też w odległych od nich miejscach, „na głebokiej polskiej prowincji". Dzięki kardiologom inwazyjnym śmiertelność w zawale serca spadła w Polsce z 30 do 3 proc., a za tym śmiertelność z powodu choroby wieńcowej spadła w Polsce o 33 proc. w ostatnich 10 latach. Można powtórzyć za Churchillem: "Never [...] was so much owed by so many to so few".

Mylna diagnoza

Koszt procedur jest wykładnią wymagań NFZ, który często niepotrzebnie winduje warunki sprzętowe i niepotrzebne wymagania kadrowe, przez co zwiększa się koszt wykonania procedury, powiększa się deficyt na rynku pracy i podnoszą zarobki poszukiwanych specjalistów. Jednocześnie zaniedbania w zakresie szkolenia studentów medycyny i młodych lekarzy są olbrzymie: jesteśmy jedynym krajem w UE, w którym liczba lekarzy spadła w ostatnim okresie 10 lat. Na jedno miejsce na wydziale lekarskim zgłasza się 30 kandydatów, kilka tysięcy młodych Polaków wyjeżdża za granicę, by móc studiować medycynę. Media przyczyniły się do tego pisząc na początku nowego stulecia, że mamy za dużo lekarzy i nie będzie dla nich miejsc pracy w najbliższym czasie w Polsce. Jakże mylna diagnoza! Jakie mogła wyrządzić szkody!

Z powodu braków kadrowych i windowanych wymogów NFZ,  zarobki lekarskie znacznie się podniosły w ostatnim czasie. W wielu szpitalach publicznych koszty wynagrodzeń kadry medycznej to często 80 proc. wszystkich przychodów szpitala uzyskiwanych z kontraktów z NFZ, i to w szpitalach gdzie nie ma kardiologii inwazyjnej!

Wygórowana cena?

Kardiolodzy interwencyjni, pracując dzień i noc (10-15 dyżurów miesięcznie) rzeczywiście mogą dużo zarobić. Ale gdyby policzyć tylko 8-godzinny dzień pracy (a w zasadzie 5-godzinny z uwagi na narażenie radiologiczne) to okazałoby się, że księgowy w średniej firmie zarabia więcej, a analityk czy prawnik w dużej firmie audytorskiej o wiele więcej. Za godzinę pracy nie zarabiamy więcej od innych poszukiwanych specjalności, a koszt naszych całych zespołów medycznych, pracujących 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu na terenie całego kraju jest dużo niższy procentowo w stosunku do wycen NFZ od wskaźników w innych specjalnościach. Czy wspomniane w jednym z ostatnich artykułów „Gazety Wyborczej" (artykuł red. Czerwińskiego z 5 grudnia ub. r.) wynagrodzenie za leczenie zawału serca w wysokości 800 złotych to rzeczywiście dużo?

Zazdrość kolegów to jedna z wielu przywar naszego fachu

Nie jest to chyba cena wygórowana za kilkugodzinną procedurę u chorego z zawałem serca lub stanem przedzawałowym, z często występującym zatrzymaniem krążenia oraz ostrą niewydolnością serca, wymagającego nie tylko interwencji wieńcowej (otwarcia tętnicy dozawałowej), ale jednoczesnej reanimacji i wspomagania krążenia, walki z zaburzeniami rytmu, a na koniec nadzoru nad intensywną opieką kardiologiczną przez 24 godziny? W czasie godziny pracy w prywatnej poradni dobry specjalista przyjmuje 4 chorych i zarabia 800-1000 złotych. Często spotykam się z wypowiedzią kolegów, że lepiej przejść do prywatnej poradni. Czy chcemy doprowadzić do tego, by zniechęcić naszych kolegów i ograniczyć dostęp do nowoczesnego leczenia ratującego życie dla każdego chorego w tym kraju? Czy chcemy medycyny tylko dla bogatych?

Kardiolodzy interwencyjni nie zrzeszają się w klasycznych związkach zawodowych, bo preferują nowoczesne formy zatrudnienia kontraktowego, typowego dla wysokiej klasy ekspertów, nie tylko w medycynie. Nic dziwnego, że te związki ich nie tylko że nie bronią, ale często i atakują, bo ich domeną jest bronienie klasycznych sposobów zatrudnienia i pracy na równych warunkach dla każdego, niezależnie od wyników tej pracy. Zarówno sukcesy kliniczne, finansowe, ale też i naukowe naszego środowiska nie przysparzają nam przyjaciół. Cóż, zazdrość kolegów to jedna z wielu przywar naszego fachu. Ale czemu jesteśmy atakowani przez prasę i NFZ – to naprawdę trudno zrozumieć. Czemu chcemy zniszczyć coś co nam się udało w Polsce? Coś, co jest niekwestionowanym sukcesem reformy ochrony zdrowia w naszym kraju: nowoczesną opiekę kardiologiczną, w tym nowoczesne leczenie zawału? Czy chcemy, aby zabrakło przy nas tych najlepszych,  doświadczonych lekarzy, kiedy my lub nasi najbliżsi dostaniemy zawału?

Czemu zarzuca nam się bezpodstawne nadrozpoznawanie ostrych zespołów wieńcowych i „produkowanie zawałów serca" bez poparcia w faktycznych liczbach i kontrolach NFZ? Czy ktoś, kto to pisze takie kalumnie, przestudiował epidemiologię choroby wieńcowej i chorób układu krążenia w Polsce? Czy porównał z innymi krajami w UE? Czemu dziennikarz piszący   w Gazecie Wyborczej otwarcie zachęca chorego i zespoły medyczne do bagatelizowania bólu w klatce piersiowej, który zawsze jest związany z dużym ryzykiem wystąpienia groźnego schorzenia: zawału serca, ostrej dyssekcji aorty czy zatoru płucnego?

To przecież nie my jesteśmy winni za brak narodowego programu profilaktyki oraz największe w UE skażenie środowiska (zapylenie!), które ma olbrzymi wpływ na występowanie miażdżycy i jej powikłań: zawału serca i udaru mózgu. Nie mamy też wpływu na ograniczanie kontraktów na planowe zabiegi diagnostyczne, które mogłyby zmniejszyć liczbę ostrych zespołów wieńcowych i zgonów kardiologicznych.

Znaki zapytania

Z powodu chorób układu krążenia umiera co drugi Polak! Czy chcemy poddać ostracyzmowi tych, którzy ciężko pracują i zmieniają te tragiczne statystyki? W imię czego? Czy wyjazd specjalistów z kraju, a za nimi polskiego pacjenta zmniejszy koszty leczenia i wydatki NFZ? Zapewne nie, bo właśnie dowiadujemy się, ze duża część deficytu NFZ pochodzi właśnie z rachunków przysyłanych ze szpitali z innych krajów UE do naszego narodowego płatnika. To może się jeszcze bardziej nasilić, czy to jest celem ataku na elity medyczne w Polsce?

Autor jest lekarzem kardiologiem, członkiem zarządu Stowarzyszenia Zawodowego Kardiologów Interwencyjnych

Kardiolodzy to elita wśród lekarzy na całym świecie, podobnie jak kardiochirurdzy, neurochirurdzy czy okuliści. Ponieważ specjalności tych bardzo brakuje na światowych rynkach, wycena ich pracy jest wysoka. Jest tak również dlatego, że konsekwencje ich najdrobniejszego błędu mogą być bardzo poważne dla chorego i kosztowne dla szpitala i płatnika. Wykonywane przez nich zabiegi wymagają nie tylko dużej wiedzy, ale też olbrzymiej precyzji, opanowania, zdolności manualnych i psychofizycznych.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA