Przypadek obrazu „Jack Strong" o pułkowniku Kuklińskim dowodzi, że politykę państwa kształtuje się również przez wspieranie produkcji filmowej. Ten, kto twierdzi, że zawsze decydujący jest poziom artystyczny, nie rozumie, jak działa ten mechanizm.
Jeśli bowiem chodzi o warsztat, to „Jackowi Strongowi", tak jak wszystkim innym filmom Władysława Pasikowskiego, wiele można zarzucić. Choćby wpadki scenariuszowe (o których za chwilę) i kiepskie prowadzenie postaci granych przez kilkoro wybitnych aktorów (choćby Zbigniewa Zamachowskiego czy Maję Ostaszewską). Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z filmem, który ma doskonałe tempo i wciągającą fabułę, a dzięki temu osiągnął sukces komercyjny. Obejrzało go już ponad 600 tysięcy widzów i może się okazać największym polskim hitem tego roku.
Dzięki zamieszaniu wokół filmu Pasikowskiego, o pułkowniku Kuklińskim słyszał prawie każdy Polak
„Precz z komuną"
Ale za przyczyną „Jacka Stronga" stało się coś jeszcze. Sukces filmu w zasadzie zamknął dyskusję na temat pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Znalazło to wyraz w uchwale Sejmu, niepozostawiającej wątpliwości, że mamy do czynienia z bohaterem. A przecież w przypadku szpiegów jakieś wątpliwości można mieć, mówimy wszak o sferze wyborów trudnych i niejednoznacznych, z czym zgodzą się chyba zarówno najwięksi zwolennicy, jak i najgorętsi przeciwnicy „pierwszego polskiego oficera w NATO".
Tymczasem w kilkuzdaniowej uchwale parlamentu czytamy, że jego „poświęcenie przysłużyło się obaleniu komunizmu", że stanął „w jednym szeregu z bohaterami walk o polską niepodległość" i że był „wielkim patriotą, który dobrze zasłużył się Rzeczypospolitej Polskiej". Sejm w oficjalnym dokumencie przedstawił nam dokładnie to samo przesłanie, jakie znajdujemy u Pasikowskiego. Reżyser, sądząc po tym, co pokazał w filmie i mówi w wywiadach, podpisałby się pod każdym słowem uchwały. Ale gdyby nie beatyfikacja Ryszarda Kuklińskiego, jakiej dokonał w „Jacku Strongu", uchwała zapewne brzmiałaby inaczej. A może nawet w ogóle by jej nie było i 10. rocznica śmierci pułkownika przeszłaby niezauważona.