Władze Polski powinny się przyznać do tego, że prowadzona przez nie od 2008 r. polityka wschodnia była błędem. Błędne było bowiem stawianie na reset stosunków z Rosją i na mityczne pojednanie z tym krajem kosztem zaniedbania stosunków z Ukrainą, Gruzją i innymi państwami leżącymi za naszymi wschodnimi granicami. Mocno wybrzmiało to w 2009 r. w artykule Radosława Sikorskiego, mówiącym o „końcu polityki jagiellońskiej". Sens tego stwierdzenia można streścić w taki oto sposób: ponieważ aktywna polityka na wschodzie kierowana w stronę Gruzji czy Ukrainy rzekomo konfliktuje nas z Rosją, to należy prowadzenia tej polityki zaprzestać. Jeszcze w listopadzie czy grudniu ubiegłego roku minister Sikorski wpisy w podobnym tonie umieszczał na Twitterze. W połowie grudnia polski minister spraw zagranicznych podpisał deklarację współpracy z Rosją do 2020 r.
Czy polskie władze stać na to, by powiedzieć „zbłądziliśmy"?
Nie wykazał się też wyczuciem w kwestii Ukrainy. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku szef dyplomacji polskiej zakładał, że to Europa będzie miała problem z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Stało się zupełnie inaczej. Kiedy w nocy z 20 na 21 lutego minister Sikorski podpisywał porozumienie z Wiktorem Janukowyczem, też nie zdawał sobie sprawy, jak silna jest determinacja Majdanu, a jak słaby jest Janukowycz. W rezultacie porozumienie nie przetrwało kilku godzin.
Czy polskie władze stać na to, by odciąć się o tej polityki i powiedzieć „zbłądziliśmy"? Chyba nie. Choć w tej chwili trzeba podjąć próbę zjednoczenia się wokół naszego interesu narodowego. Tym interesem jest zaś utrzymanie niepodległości i integralności terytorialnej Ukrainy. Bardzo dobrze się stało, że premier taką próbę podjął i zaprosił przedstawicieli wszystkich sił politycznych do współpracy. Być może powinien jeszcze znaleźć nowego ministra spraw zagranicznych, który byłby bardziej wiarygodny i cieszyłby się większym zaufaniem wszystkich sił politycznych w naszym kraju niż Radosław Sikorski.
Dziś potrzebne są bowiem aktywne działania Polski za granicą. Wbrew temu, co mówi premier Donald Tusk, Polska powinna wręcz wypruwać sobie żyły, by montować silną grupę państw zdolnych do obrony Ukrainy. Ta obrona mogłaby polegać na mediacji i wywieraniu istotnej presji na Kreml. Nasz kraj jest dziś bowiem zbyt słaby, by samodzielnie prowadzić mediacje między Ukrainą i Rosją. Powinny się w nią zatem włączyć państwa, które w 1994 r. gwarantowały Ukrainie suwerenność w zamian za wyrzeczenie się przez nią broni atomowej, czyli Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.