Prawdę  powiedziawszy, niewiele. Niedźwiedź   wyszedł   z  gawry,  machnął  łapą,  i zgarnął  Krym.   I  nie  ma  się  co  oszukiwać, czekać  na  wynik  tzw. referendum. Sprawa  przesądzona:  albo  Krym  już dawno zmienił status  przynależności  państwowej,  albo  na  wiele  lat  przemienił  się  w  tykającą  bombę  z  odbezpieczonym  zapalnikiem.  Zatem  wszystko,  co  możemy zrobić,  to  dać  upust  swojej  frustracji,  co  też  się  dzieje;  w  mediach   mnożą  się  komentarze,  każdy  ma  coś do  powiedzenia,   a  najwięcej  ci,  którzy  przez  lata  łapy  lizali  niedźwiedziowi.  I gdyby  nie  figiel  historii, zapewne  czyniliby  to  do  dzisiaj;  ZSRR  i  Układ  Warszawski  ruszyłby  na  pomoc  Ukrainie. To  pewne. By  powstrzymać  wywrotowców,  chuliganów i  płatnych  podżegaczy. Tak, jak odbyło się to  w  Czechosłowacji w 68 roku.  To  przekonanie  bezradnego Polaka  wkurza  najbardziej, a  wywody  byłych  pezetperowskich  mędrców  potęgują  emocje.  Fakt.  Byli  towarzysze  to  niewątpliwie  eksperci  w  kilku  dziedzinach; jak  mataczyć, czerpać  nie  tylko  polityczne  korzyści  z  każdej  sytuacji -  to  wiedzą  najlepiej.  Dzisiaj,  wymoszczeni  w  lukrowanym  życiu   udzielają  światłych  rad  narodowi.  Komu  i  po  co ich  wykładnie  i  rady? Każdy  rozsądny  człowiek  wie, że  polityka  jest  grą  utajnioną;  na  wierzchu  karty  pod  stolikiem  wymiana  atutów.  To,  co  widzimy,  nie  jest  nawet  wierzchołkiem  góry  lodowej, której  niewidoczną  masę i  objętość  przynajmniej  można  wyliczyć.  I tu  dochodzimy  do sedna sprawy:  poczynań  nie  tylko  Putina  przewidzieć  się  nie  da. Nie  ma  ku  temu  żadnych  przesłanek.  W różnych  krajach  różne  pokazuje  się  „obrazki"  z  odpowiednim politycznym  komentarzem;  Rosjanom pokazuje  się  rewoltę  banderowców  i  gangsterów   wyszkolonych   w  Polsce,  na  Zachodzie  akcent  kładzie  się na  interesy. W  Polsce  przekaz  jest  rzetelny, ale  i tak  nie  wiemy jak – de  facto - sprawy się  mają. I  nie  tylko  my  nie  wiemy.  Inne  narody  też.  Kolokwialnie  można  powiedzieć:  nikt  nic  nie wie. Poza   tymi,  którzy  decydują o  losach  świata. Być  może następne  pokolenia  dowiedzą  się  prawdy   o  wydarzeniach,  które  teraz  przeżywamy.  Tak  jak  po  latach  dowiedzieliśmy  się  o  tajnym  pakcie   Ribbentrop-Mołotow,  o  tym,  że najbliższymi  doradcami  Roosevelta  byli  szpiedzy  Stalina, co i  dlaczego  czynił  Kukliński, a  co  Jaruzelski.  Oczywiście,  gdy  snajperzy  strzelają  do  demonstrantów,  nie  można   pozostać  obojętnym. Lecz  gdy  podobne  okrucieństwa  działy   się (i  dzieją) w  innych,  bardziej  od  nas  oddalonych  częściach  świata,  czy  wzbudza  to  w  nas  równie  wielkie  emocje? Czy  jesteśmy  do  końca  uczciwi, czy  tylko  przez  bliskość  wydarzeń  dzisiaj  zatrwożeni?  Okazuje  się  bowiem, że  „nasza  chata"  nie  tak  znowu „ z kraja", że  aksjomat  politycznie  stabilnej  Europy  chwieje  się  jak  łódeczka  na  oceanie.  Każdy  zadaje  sobie  pytanie:  po  co  Putin  wyczynia  takie  ekscesy  i  czy  eskalacja  przybierze  na  sile.  Dla mnie  odpowiedź  jest  prosta:  łamiąc  wszystkie  międzynarodowe  umowy, nowy  car  współczesnej Rosji  testuje reakcję  Ameryki  i  Unii  Europejskiej.  Jej  spójność, determinację, zaangażowanie.  Niestety. Test  ten  wypada dla  niego  pomyślnie.  Już  dzisiaj  widać,  jak  słabną  pierwotne  deklaracje  o  restrykcjach, jak  topnieje  znaczenie  wszelkich  poczynań  polskiego  rządu, bo  nikt  w  Europie  nie  chce  wprowadzić  poważnych  sankcji.  W  tym  kontekście  bardziej  zatrważające  jest  pytanie:  czy  rzeczywiście  Putin  chce  odbudować  dawne  imperium?   Czy  to, co  obserwujemy  jest  wstępną  grą  dla jego zamierzeń? Czas  pokaże.   Natomiast  o  tym  jak  dalej  potoczą  się  sprawy na Ukrainie (moim  zdaniem) zadecyduje  finansjera  świata. Przeliczą, skalkulują  straty  i  zyski. I  albo usłyszymy o modniarskiej  deeskalacji, albo o  agresywnym  rozwoju  wydarzeń. Polityka  to  pięść   biznesu. Jej  reprezentanci  to  nie  buddyjscy  mnisi  kontemplujący  egzegezę   świata,   jego istotę i aspekty etyczne. Politycy to na dłuższej  lub  krótszej  smyczy  marionetki  w  biznesowym   teatrze  kukiełek.  Staromodne,  wręcz  kuriozalne   podejście  do  polityki  prof. Brzezińskiego  (skrót:  „polityka  to etyczne  działanie  na rzecz  poprawy  życia  ludzkości")  można  włożyć   do  lamusa.  Biznes  jest  zawsze  agresywny.  Tu,  najmniej  liczą  się  ludzkie  dążności, w  tym  odwieczne,  najgłębsze   pragnienie  organizacji  sprawiedliwego  świata.  I  Putin  dobrze o  tym  wie. Ma nowoczesną, znakomicie wyszkoloną  armię, a  naprzeciwko  niezdecydowanie  Europy.  Dlatego  bez  lęku  realizuje  swój  wielkomocarstwowy  plan.  I  zapewne  śmieszą  go  dziennikarskie  rewelacje  o  jego  „odejściu  od  rzeczywistości". Mogłaby  się  pani  Merkel  wiele  od  niego  nauczyć,  żurnaliści-sensaci  przynajmniej  w  tej  kwestii  zamilknąć.  Putin,  jego  sztab doradców  mają   precyzyjnie  rozpisany  scenariusz.  Oczywiście  misiek  nie  mógł  przewidzieć  gwałtownej  eskalacji  wydarzeń  na  Majdanie,  lecz  przecież  znał   termin  podpisania  umowy  akcesyjnej.  Od  miesięcy  działał  w  jednej  sprawie: nie  dopuścić  do  tego. I  choć  dureń  Janukowycz  nadwyrężył  mu  nerwy,  nie  miało  to  jednak  większego znaczenia. Plan, to  plan:  Ukraina  tak - my  tak, Europa  tak -  my...  itd.  Scenariusz  dawno  został  napisany. Począwszy  od  „spontanicznej"  reakcji   ludności  na  Krymie, „samoobrony"  chłopców w panterkach i referendum, po  wystrzelenie  międzykontynentalnej  rakiety „ Topol".  Niedźwiedź  ma  ostre  pazury, dobry  węch i  wie,  gdzie  jest  beczka  miodu. Cudzego.  Dlatego  Putin  beztrosko  i  kpiarsko  pokazuje   światu -  „o..wała"!...   By  Rosjanie  - w  znacznej  części  wciąż  jeszcze  „ludzie radzieccy" - na  powrót  poczuli, że  żyją  w  potężnym  mocarstwie, dzięki  czemu  on,  batiuszka,  będzie  mógł  realizować  plan  odbudowy  imperium.

Jak  zatem   tej  sytuacji   ma  się  zachować  bezradny  Polak?  Zatrwożony, że  tuż  przy  jego  granicy  dzieją  się  rzeczy   jeszcze  wczoraj  nie  do  pomyślenia.  Ma  mizdrzyć  się  do  europejskich  polityków? Cieszyć  się  z  dodatkowych  dwunastu  myśliwców F-16, i  nie  myśleć  o  tym,  że  łącznie   z całym naszym wojskiem co najwyżej dobę stawialibyśmy opór gdyby Rosjanie poważnie  zainteresowali  się   Warszawą.  Szumne  deklaracje  i  papierowe  gwarancje  nie  są  żadną  bronią,  o  czym  mieliśmy  niejedną   okazję  przekonać  się  w  naszej  historii.  Pamiętajmy  o  tym. Warto  także  zdać sobie  wreszcie  sprawę  z  tego, że  w  skłóconym  narodzie „racja  stanu"  jest  tylko  pustym  frazesem.  Lubimy  powtarzać:  „strachy  na  Lachy". To nasza jedyna  doktryna  polityczna.  Przypomina  nam  o  niej zadowolony pan Prezydent , pan  Premier,  i  pan  minister  Siemoniak.         A  to  jest  doktryna,  która  kiepsko  się  sprawdza.  Sprawdza  się  za  to  nasza  krótka  pamięć do „złej  historii" z  Ukraińcami.  Dzisiaj  jesteśmy  skłonni  skoczyć  za  nich  w  ogień.  Wspieramy  ich,  udzielamy  poszkodowanym  pomocy  medycznej  i  finansowej.  Narażamy   się  Putinowi,  i  całej  Europie,  która na  powrót  zaczyna  postrzegać  nas  jako wiecznych  buntowników,  tym  razem -   głośnych  orędowników  restrykcji.  A wszystko  to  ze  szkodą  dla  naszych  interesów.  Ale  nas  mało  to  obchodzi. My,  jak zawsze:  „ Za  wolność waszą  i  naszą".  I  za  to  kocham, szanuję, i  dumny  jestem  z   tego, że  jestem  Polakiem.