Postępowi politycy mówiliby o bigoterii, prezydent Barack Obama zagroziłby szefostwu firmy wciągnięcie jej na listę organizacji fundamentalistycznych, a Unia Europejska uznałaby ją za skrajną i niszczącą wolność słowa i opinii. I nawet Jan Hartman, w co nie wątpię, podczas przyszłorocznych Dni Ateizmu, zorganizowałby rekonstrukcję wyrzucania z pracy biednego homolobbysty. Sam wyrzucony wróciłby zaś – jeśli nie z dobrowolnego wyboru pracodawców, to pod przymusem sądowym – triumfalnie do pracy po najwyżej kilku miesiącach. I wypłacono by mu dodatkowo gigantyczne odszkodowanie.
Niestety, szans na sprawdzenie takiej historii nie mamy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecyduje się bowiem na takie działania. Ale za to, dosłownie kilka dni temu, lobby gejowskie (zwane lobby zwolenników praw człowieka) doprowadziło do rezygnacji z pracy dyrektora Mozilli. „Zbrodnią" tego człowieka było to, że kilka lat temu przeznaczył tysiąc dolarów na działania organizacji sprzeciwiającej się wprowadzeniu do prawa stanu Kalifornia tzw. małżeństw gejowskich. Po kilku latach organizacje homoseksualne wyśledziły to, a gdy mężczyzna dostał awans, podjęły histeryczną akcję przeciwko Mozilli. Brendan Eich odszedł więc – na własną prośbę – z pracy.
I jakoś nie słychać, by luminarze postępu rwali szaty z powodu braku wolności słowa, ubolewali nad zniszczeniem wolności wyboru czy oskarżali homofundamentalistów o to, że niszczą wolne społeczeństwo. Nikt nie wzywa do rozpoczęcia akcji protestacyjnej przeciwko tchórzostwu Mozilli czy przeciwko totalitarnym zapędom homolobbystów. Milczy prezydent Obama, a organizacje broniące praw człowieka nie podnoszą larum. A nawet przeciwnie, postępowcy wyrażają dumę z tego, że udało się utrącić „faszystę" z funkcji.
Ta sytuacja uświadamia nam coraz wyraźniej, że jeśli ktoś obecnie w świecie jest grupą prześladowaną, pozbawianą praw, to nie są to geje czy rozmaite inne mniejszości seksualne, ale chrześcijanie i ludzie, którzy uznają, że koło nie staje się kwadratem tylko dlatego, że zmienimy jego nazwę. Dwóch panów nie stanie się zaś małżeństwem tylko dlatego, że ktoś tak postanowi. W Polsce można to jeszcze powiedzieć. Ale szefem Mozilli już bym zostać nie mógł.
Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl