Dlaczego w rankingach konkurencyjności i innowacyjności Polska jest na szarym końcu?
Zacznijmy od tego, że Polacy są kreatywni. Potrafią twórczo działać w trudnych sytuacjach wymagających szybkiego rozwiązania. Ale są fatalni we wdrażaniu projektów i doprowadzaniu ich do końca. Tymczasem w gospodarce rynkowej liczy się efekt końcowy, czy konsument dostanie do ręki to, co jest mu potrzebne i będzie skłonny za to zapłacić czy nie. Konsumenta nie obchodzą etapy pośrednie. Dla polskich firm szansą jest program „Poland Go Global!" Dlatego, że jak najwięcej z nich musi wyjść na zewnątrz i zetrzeć się z firmami już funkcjonującymi za granicą, aby się od nich uczyć. Trzeba znaleźć tam partnerów. Jeśli ma to być produkt rozprowadzany przez Dolinę Krzemową, to trzeba zacząć choćby od „kanciapy", ale takiej, która nie ma w nazwie „szcz", „ź", czy „ś", lecz brzmi amerykańsko. Prezes musi mówić biegle po angielsku, a cały zespół marketingowo-piarowski musi być miejscowy. Zarząd musi działać na miejscu, choć cała myśl twórcza będzie się rozwijała w Polsce. Natomiast „opakowanie", dostosowane do rynku globalnego, musi powstać na scenie światowej. Nie ma mowy o tym, żeby zarządzać z doskoku, nie mówiąc o tym, by wykorzystywać w tym celu turystykę handlową opłacaną środkami z Unii Europejskiej.
Dlaczego nie można robić tego z Polski? Nie można być globalnym i pozostać w kraju?
Kiedy firma nie zamierza wykorzystywać wyłącznie rządowych grantów i funduszy unijnych, ale myśli o poważnych inwestycjach, część handlowo-reprezentacyjna, kontaktowa, finansowa musi być „tam". Nie wymyślajmy koła. Popatrzmy na tych, którzy już je wymyślili. Weźmy Izrael, który ma ogromną liczbę doskonale wykształconych naukowców. Izraelska gospodarka nie jest w stanie ich wchłonąć. Garstka obsługuje więc izraelski przemysł obronny, a reszta eksportuje rozwiązania, technologie, produkty i wiedzę. I nie dam się wciągnąć w dyskusję o tym, że Żydzi sobie pomagali, mają bankierów i menedżerów. Izraelska firma WAZE kupiona przez Google za 1,3 mld dolarów działała w Palo Alto w Dolinie Krzemowej w pomieszczeniu wielkości kuchni w mieszkaniu typu M4. Siedział tam prezes, dyrektor generalny, szef PR, dyrektor finansowy. A 80 doskonałych fachowców pracowało w Izraelu. Środki na finansowanie działalności pozyskiwali przede wszystkim z Doliny Krzemowej, bo chodzili wszędzie, gdzie trzeba było pójść i wiedzieli, że nabywca znajdzie się w Ameryce, a nie gdzie indziej. Inny przykład: WhatsApp. Wyceniony na 18 mld dolarów! To z powodu tej firmy premier Netanyahu przyleciał porozmawiać z gubernatorem Kalifornii o strategicznej współpracy tego stanu z Izraelem. Chciałbym, żeby prezydent Polski przyleciał kiedyś do Kalifornii na zaproszenie gubernatora, nie na wizytę polityczną, ale gospodarczą. I żeby gubernator mógł powiedzieć: „Panie prezydencie, Polska jest tym partnerem światowym, który pomaga nam być Kalifornią". Wierzę, że jest na to potencjał.
To czego brakuje, aby polski prezydent, ktokolwiek nim będzie, mógł to usłyszeć?