Chiny łączą narody. W przypadku Japonii i Wietnamu nie poprzez gospodarkę czy kulturę, ale przez spory terytorialne. Wzajemny handel spada, a kultury raczej w tych relacjach brak. Pojawiają się za to egzotyczne dwujęzyczne nazwy wysp, o które państwa się spierają. Wyspy są nie mniej egzotyczne.
Nazwy są różne
Japonia nazywa swoje roszczenia Senkaku, Chiny mówią Diaoyu. Dla Wietnamu wyspy Paracelskie to Hoàng Sa, Pekin nazywa je Xisha. Z kolei archipelag wysp Spratly występuje dla jednych jako Qu?n đ?o Tr??ng Sa, dla drugich jako Nansha. Nazwa jednak nie ma znaczenia, chodzi o pokaz siły i wywalczenie sobie przez Chiny jak najlepszej pozycji w regionie. Pozostałe państwa muszą się dostosować i co najwyżej myśleć o połączeniu sił.
Japonia bacznie przygląda się rozwojowi wydarzeń na morzu Południowochińskim. Obecnie chińska platforma wiertnicza zagarnia sobie teren należący do Wietnamu, ale wkrótce to samo może stać się w pobliżu wysp japońskich. Chińskie jednostki straży przybrzeżnej udowodniły, że są w stanie zatopić nieposłuszny statek wietnamski, dlaczego zatem nie miałyby w przyszłości potraktować tak samo Japonii?
Problem ten sam
Wietnamem wstrząsają antychińskie bunty, liczbę ich ofiar szacuje się nawet a 21 osób. Za niepokojami społecznymi idą w parze ogromne straty dla gospodarki. Tak buduje się nienawiść i ugruntowuje różnice narodowościowe. W ostatnim felietonie dla tygodnika Asahi Geino prawicowy polityk japoński Toshio Tamogami określił sytuację chińsko-wietnamską w bardzo konkretny sposób. Dał do zrozumienia, że nie można jej postrzegać jako problem kogoś innego, dziejący się poza Japonią, nie dotyczący jej bezpośrednio. Tamogami, były generał sił powietrznych japońskich sił samoobrony, słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi. Za jedną z nich sugerującą, że to USA sprowokowały japońskie działania wojenne podczas II wojny światowej, został zwolniony ze służby. W czasach napięć między państwami nacjonalistyczna retoryka brzmi dobrze dla ludzi i przyciąga uwagę sporej części na co dzień niezdecydowanych wyborców. Generał uzyskał niespodziewanie wysoki wynik podczas tegorocznych wyborów mera Tokio.
Podejście Wietnamu Tamogami nazwał strategią zaprzeczania wygranej przeciwnika. Jako kraj, który nie jest w stanie militarnie przeciwstawić się Chinom, według generała popełnia błąd odsuwając od siebie fakt przegranej. Dla Japonii powinien z tej sytuacji wynikać bardzo konkretny morał, by nie udawać, że działania Chin mogą zostać zbagatelizowane i odsunięte na margines. W japońskiej prasie pojawiło się także więcej głosów nawołujących do tego, by nie zapominać o położeniu Wietnamu w obecnej sytuacji.