Gdzie tu można kliknąć rozumiem?

Społeczności uzależniają, zabierają czas, wyciągają nasze informacje i sprawiają, że dziecinniejemy. Czy możemy liczyć na zmianę w sposobie ich postrzegania przez ludzi?

Publikacja: 11.07.2014 18:40

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Przeważnie nie mamy czasu, żeby zastanowić się nad kształtem otaczającej nas rzeczywistości. Przyjmujemy ją bezkrytycznie albo skupiamy się wyłącznie na produkowaniu bycia „na nie" wzorem internetowego hejtu. To drugie jest nawet łatwiejsze, bo zawsze można poczuć dzięki bezwarunkowemu krytykowaniu innych przynależność do grupy osób, którym zawsze coś się nie podoba. Grupy licznej, silnej i wspierającej się nawzajem. Zawsze można się bronić (krytykując zarzuty pod naszym adresem), że przecież narzekanie to narodowa cecha Polaków, więc nie ma się czemu dziwić. Jeżeli przyjmujemy świat bez zastanowienia, zatapiamy się w jego wynalazkach i nie myślimy, do czego może doprowadzić nas korzystanie na taką skalę jak obecnie.

Wizjonerzy od myślenia

Od myślenia o przyszłości są przecież wizjonerzy. Pisarze, fantaści, futurolodzy, informatycy, a czasem też apodyktyczni prezesi, którzy widzą cel stojący przed ich firmą nawet na 300 lat do przodu. Świat zna takie przypadki – Masayoshi Son, szef japońskiego telekomu SoftBank planuje swoje działania z takim właśnie wyprzedzeniem. Jeff Bezos z amerykańskiego Amazonu też wydaje się widzieć i wiedzieć więcej niż inni. Steve Jobs uparcie dążył do tego, co sam sobie za cel obrał. Stanisław Lem tworzył wiele światów, rzeczywistości i zasad w nich panujących. Ray Kurzweil, naczelny futurolog Google i świata IT, od lat czeka na nadejście osobliwości, która unowocześni świat. Gdy zbiera się takich mądrych ludzi w jedną grupę, z powodzeniem można samemu sobie myślenie nad przyszłością odpuścić. Świat jest w dobrych rękach, my mamy jutro na 8. do pracy, więc swobodnie możemy wejść wreszcie na Facebooka. I sprawdzić pocztę. I najnowsze plotki.

Wizjonerzy i tak będą rozpatrywać przewidywalne kierunki rozwoju świata pod każdym możliwym kątem (i tymi kilkoma niemożliwymi), ale w efekcie my stajemy się w coraz większym stopniu zależni od tego, co powinno nam życie ułatwiać. Stały dostęp do internetu, mobilne gadżety, encyklopedie i słowniki całego świata mieszczące się w inteligentnych zegarkach podłączonych do nie mniej inteligentnych okularów podpowiadających nam, co widzimy, sprawiają, że sami nie wiemy już, co robimy. Multitaskingu, czyli wykonywania więcej niż jednej rzeczy na raz, jest stanowczo za wiele. Nie stajemy się od niego bardziej wydajni, ale bardziej niespokojni, że coś nam wiecznie ucieka. Że może przyszedł mail, że jest jakiś nowy tekst do przeczytania, że ktoś nam coś na Facebooku czy Twitterze polubił albo retweetował.

Można pomyśleć inaczej

Jeżeli z góry uznajemy, że wizjonerzy są dla nas za mądrzy, zawsze można posłuchać kogoś od rozrywki. Niedawno muzyk i producent will.i.am udzielił wywiadu stacji BBC. Mówił o przyszłości informatyki i jej odbiorców nie gorzej od wizjonerów, z entuzjazmem, który jest w obecnych czasach coraz rzadziej spotykany. Według niego ciągłe korzystanie z internetu oznacza, że ludzie prowadzą podwójne życia. Wychodząc z kimś na spotkanie i tak sprawdzają telefony, i wciąż są w niewłaściwej chwili i niewłaściwym miejscu. Multitasking zabiera przyjemność ze zwykłego życia.

Will.i.am uważa, że zbyt wiele poświęcamy na rzecz serwisów społecznościowych. One budują swoją wartość i są w efekcie wyceniane na miliardy dolarów, ale dochodzą do swoich fortun bazując na naszych danych. Na tym, że jesteśmy w stanie publikować swoje zdjęcia, pisać o swoim życiu, dzielić się naszymi sprawami. Nie mając z tego nic w zamian. Dostajemy iluzję własnego znaczenia w cyfrowym świecie mierzoną przy pomocy przyrastających facebookowych polubieni i twitterowych użytkowników, którzy podążają za naszymi wpisami. Will.i.am bardzo celnie dodaje, że nigdzie w społecznościach nie ma przycisku z napisem „zrozumiałem", rozumienie tego, co nas otacza przestaje mieć znaczenie.

Może skończyć się jak w Matriksie

W takim raju dla miłośników liczb i rosnących słupków z lajkami i followersami znakomicie czuliby się księgowi, statystycy i być może maklerzy giełdowi. Jeżeli ktoś jednak nie chce opierać swojego życia na liczbach, ale na jego odczuwaniu i rozumieniu, powinien zastanowić się, że więcej można obecnie stracić niż zyskać. Jeżeli nie chce się zrozumieć prawdziwego przekazu wynikającego ze zdarzeń i ludzkich działań. Will.i.am przestrzega, że gdy nie opamiętamy się w internetowym zapatrzeniu, w przyszłości możemy skończyć jak resztki ludzkości podłączone od narodzin do wielkiej maszyny rodem z filmu Matrix.

Bardzo mądre słowa i postawa godna człowieka, któremu zależy. Will.i.am może kojarzyć się z człowiekiem, który dostarcza nam jedynie muzykę, ale dobrze jest go też posłuchać. A nawet spisać i zastanowić się nad tym, co powiedział. Cały czas uśmiechając się, kontrolując swoją wypowiedź, wymyślając na bieżąco nowe porównania i z pasją opowiadając, czym się obecnie zajmuje. Wywiad dla BBC powstał przy okazji wystawy Digital Revolution odbywającej się od 3 lipca do 14 września w londyńskim centrum kulturalnym Barbican. Will.i.am wraz z japońskim designerem Yuri Suzuki stworzyli instalację o nazwie „Pyramidi". To nowoczesna wersja trzech znanych instrumentów: fortepianu, gitary i perkusji. Sprzężone razem, działające na nowych zasadach wydobywania dźwięków, opatrzone wizualizacjami ogromnych rozmiarów will.i.am'a, który obserwuje gości chcących poznać „Pyramidi". Sam muzyk mówi, że to jak Mona Lisa, tylko że bilion razy lepsze. Instalację można zobaczyć na wspominanej wystawie w części poświęconej temu, jak technologia zmienia sztukę. Warto zobaczyć to na własne oczy albo przynajmniej obejrzeć trzyminutowy wywiad z will.i.am'em (link: http://www.bbc.com/news/technology-28209006). I tym samym wykorzystać nowoczesną technologię z korzyścią dla siebie.

Pani Galewska, wokalistka i muzyk, uważa, że will.i.am za każdym razem zaskakuje. Zadziwiające jest to, że korzystając z nowych technologii w sposób konwencjonalny, jako właściciel konta na Twitterze, i ten niestandardowy, poszerzając możliwości i zapewniając bogaty wybór gadżetów , nie gubi się w świecie rzeczywistym. I świetnie sobie radzi jako muzyk i biznesmen – podsumowuje Pani Galewska.

Przeważnie nie mamy czasu, żeby zastanowić się nad kształtem otaczającej nas rzeczywistości. Przyjmujemy ją bezkrytycznie albo skupiamy się wyłącznie na produkowaniu bycia „na nie" wzorem internetowego hejtu. To drugie jest nawet łatwiejsze, bo zawsze można poczuć dzięki bezwarunkowemu krytykowaniu innych przynależność do grupy osób, którym zawsze coś się nie podoba. Grupy licznej, silnej i wspierającej się nawzajem. Zawsze można się bronić (krytykując zarzuty pod naszym adresem), że przecież narzekanie to narodowa cecha Polaków, więc nie ma się czemu dziwić. Jeżeli przyjmujemy świat bez zastanowienia, zatapiamy się w jego wynalazkach i nie myślimy, do czego może doprowadzić nas korzystanie na taką skalę jak obecnie.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?