Debata nad klauzulą sumienia lekarzy, która burzliwie przetacza się przez Polskę, wydaje mi się zadziwiająco asymetryczna. Jedna ze stron waży racje, zajmuje stanowisko i przytacza argumenty, druga – wyniośle powtarza swoje tezy.
Nie udało mi się znaleźć ani jednej wypowiedzi abp. Henryka Hosera – uczonego hierarchy, przewodniczącego Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych, odgrywającego, jak się wydaje, kluczową rolę w koalicji na rzecz zmian prawnych w klauzuli – w której odniósłby się on do argumentów Komitetu Bioetyki Polskiej Akademii Nauk.
Komitet, kierowany przez prof. Zbigniewa Szawarskiego, wywołał całą burzę wokół klauzuli jesienią zeszłego roku, gdy ogłosił, że jest ona nadużywana przez lekarzy, a jej reguły są łamane ze szkodą dla pacjentek.
Nieodzowne obciążenia
W szczegółowej, układającej się w logiczną całość opinii Komitet PAN stanął jednoznacznie w obronie zapisanych obecnie w prawie reguł postępowania. Mocna, aż 32-osobowa grupa ekspertów z różnych dziedzin, od medycyny po teologię, wyjaśniła w swoim opracowaniu punkt po punkcie, dlaczego zdaniem Komitetu jest nieodzowne, by lekarz powołujący się na klauzulę sumienia miał obowiązek wskazać pacjentce, gdzie może otrzymać przysługujące jej świadczenie aborcyjne. By kierował na badania prenatalne również wtedy, gdy podejrzewa, iż w ich rezultacie kobieta może się zdecydować na aborcję płodu. By wypisywał sam potrzebne opinie, skierowania i recepty – włącznie z receptami na środki wczesnoporonne.
W oryginalnym dokumencie i w późniejszych wypowiedziach dla mediów członkowie Komitetu PAN wyczerpująco tłumaczyli, dlaczego według nich takie kompromisy i wiążące się z nimi obciążenia moralne są nieodzowne. Według prof. Szawarskiego tylko rozwiązania skrajne: całkowity zakaz aborcji i całkowita jej dostępność na żądanie, nie rodziłyby problemów. Każde realistyczne – społecznie i politycznie – rozwiązanie w tej kwestii wymaga kompromisów: ograniczania własnych oczekiwań przez zainteresowane strony. W przypadku ograniczonego prawa do aborcji oznacza to, że ginekolog, który zatrudnia się w publicznej placówce służby zdrowia, nie ma opcji zachowania sumienia nieskalanego żadnym kompromisem w tej kwestii, jak domaga się np. prof. Bogdan Chazan.