Zawód latarnika, mogłoby się wydawać, wyszedł z mody w czasach, gdy kompas, nawigacja i setka innych podróżniczych aplikacji mieści się w smartfonie. Technologie mogą jednak od czasu do czasu zawieść i się popsuć, a taki latarnik niestrudzenie wgramoli się na szczyt swojej budowli i zaświeci zawsze o określonej porze. Najwyżej zaśpi albo potknie się na schodach. Wtedy rzeczywiście będzie miał mały niedoczas.
Latarnik nowej ery
W dobie technologii analogowy (czyli w tym przypadku żyjący) latarnik funkcje może mieć dwojaką. Jako zabezpieczenie wobec tego, co się może popsuć – gdy na przykład zawiedzie system nawigacji jak w jakimś feralnym locie MH370 i trzeba będzie polegać jedynie na tradycyjnych światełkach, albo żeby być straszakiem na tych, co na morzu. Chiny oświadczyły przed kilkoma dniami, że planują wybudować pięć takich nowych straszaków właśnie w postaci latarni morskich.
Nie ma w tym pozytywistycznej chęci odbudowy spokoju w regionie morza Południowochińskiego, jak można by w pierwszej chwili sądzić po prostym skojarzeniu: latarnik – Sienkiewicz – praca dla dobra wspólnego. Chiny wydały swoje oświadczenie podczas kolejnej rundy spotkań państw należących do Wspólnoty Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), które odbywało się w Naypyidaw, nowej stolicy nowej Birmy, czyli państwa znanego obecnie jako Mjanma. Szef chińskiego MSZ oświadczył, że jego kraj zamierza wybudować latarnie morskie na terenie: Północnej Rafy (??), Rafy Antylopy (???), Wyspie Drummonda (???), Wyspy Południowego Piasku (???) i Skale Piramidy (???). Wszystkie te wysepki należą do archipelagu Paracelskiego, spornego pomiędzy Chinami, Tajwanem, Wietnamem i Filipinami.
Według rzeczniczki chińskiego MSZ latarnie są niezbędne na tym terenie, a ich budowa zapewni „niezbędne środki do zapewnienia bezpieczeństwa przeływających jednostek". Wszystko ma być zgodnie z poszanowaniem międzynarodowego prawa i interesów każdego z państw. Trudno jednak w to uwierzyć, ponieważ to na Pekin sypią się od początku maja skargi ze strony wymienionych państw, po których wodach chińskie statki bezkarnie przez dwa miesiące wprowadzały własne zasady gry. Chińska platforma wiertnicza spędzała Wietnamczykom sen z powiek, filipińskie żółwie znajdowano na statkach chińskich rybaków, poszukiwania zaginionego samolotu malezyjskich linii lotniczych odkryły kilka nielegalnie budowanych chińskich baz wojskowych na wyspach Paracelskich. Do kompletu można dołożyć szukanie zwady na linii Pekin – Tajpej, konflikt chińsko-tajwański zawsze przydaje się do podkopania pozycji „mniejszych Chin", które od czasów Czang Kaj-szeka uznają się za jedyne słuszne.
Sytuacja wymaga wspólnego frontu
Po deklaracji chińskiego MSZ Filipiny powróciły do planu TPA – tzw. potrójnej akcji (Triple Action Plan). Działania miałyby polegać na zaprzestaniu przez Pekin wszystkich działań prowadzonych na morzu Południowochińskim, wprowadzeniu w życie deklaracji wspólnych działań przez wszystkie państwa grupy ASEAN oraz na stworzeniu zasad postępowania dla regionu. Japonia w międzyczasie dozbraja Filipiny jednostkami straży przybrzeżnej, a japoński premier najprawdopodobniej powstrzyma się od wizyty w kontrowersyjnej światyni Yasukuni podczas wypadającej w piątek rocznicy japońskiej kapitulacji. 15 sierpnia 1945 roku, po dwóch bombach atomowych zrzuconych na Hiroshimę i Nagasaki, cesarz Hirohito wygłosił słynne orędzie radiowe, w którym zrzekł się boskości i uznał zwycięstwo Amerykanów. W tym roku było bardzo prawdopodobne, że Shinzo Abe tego dnia uda się do miejsca, w którym wraz ze zwykłymi żołnierzami spoczywają symboliczne dusze największych japońskich zbrodniarzy wojennych. Dla świętego spokoju i nie niepokojenia Chin ma jednak do tego nie dojść.