Ryszard Czarnecki: Aby Tusk nie uciekł

Najpierw smoking dyplomaty, potem skóra wojownika. W pierwszej kadencji jako szef Rady Europejskiej Tusk będzie zabiegał o reelekcję, ?w drugiej będzie już prowadził kampanię ?jako kandydat ?na prezydenta RP ?– pisze Ryszard Czarnecki, europoseł PiS.

Publikacja: 11.09.2014 02:00

Donald Tusk odziedziczy po Hermanie Van Rompuyu rozmaite trudne sprawy – uważa autor

Donald Tusk odziedziczy po Hermanie Van Rompuyu rozmaite trudne sprawy – uważa autor

Foto: AFP, Alain Jocard Alain Jocard

Red

Jest takie angielskie powiedzenie o człowieku z kilkoma kapeluszami: w każdym z nich występował w innej roli. Na potrzeby niniejszego artykułu zdejmuję kapelusz wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego i wkładam kapelusz analityka oceniającego politykę międzynarodową, ze szczególnym uwzględnieniem UE.

W unijnej piaskownicy

Gdy czytam artykuły o konsekwencjach politycznych wyboru premiera Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej oraz nominacji wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej na komisarza, zwraca moją uwagę, że tak naprawdę olbrzymia większość z nich dotyczy możliwych implikacji, ale w polityce wewnętrznej, a nie w relacjach Warszawy z Brukselą. Spekulacje dotyczące tego „kto po Tusku" oraz na ile mniejsze (lub większe, według niektórych) szanse będzie miała główna partia rządząca po odejściu szefa gabinetu na inną posadę, wyraźnie przytłaczają nieliczne próby „zadaniowania" przyszłego przewodniczącego Rady z punktu widzenia polskich interesów.

W publicystyce „okołotuskowej" dominuje albo patos – ośmieszające w gorliwym lizusostwie porównania do wyboru polskiego papieża lub też odmienianie przez wszystkie przypadki nieadekwatnego wszak pod względem formalnoprawnym pojęcia „prezydent Unii" – albo też obliczanie, ile będzie zarabiał szef Platformy po jesiennych przenosinach do stolicy Królestwa Belgii. Plus jeszcze rozważania, w jakim stopniu będzie kierował koalicyjnym rządem PO–PSL z tylnego brukselskiego siedzenia, a także jak dalece będzie trzymał w garści macierzystą partię.

Nigdy dotąd państwo członkowskie Unii nie „pozbywało się" na rzecz eurostruktur jednocześnie i premiera, i wicepremiera

Tym bardziej warto zmienić ton i chłodno, merytorycznie ocenić to, co Tuska będzie czekać w Brukseli i na co może oraz na co powinien mieć wpływ z racji pełnionej funkcji.

Pierwsza uwaga: bodaj jeszcze nigdy w historii EWG – UE nie było sytuacji, w której państwo członkowskie pozbywa się na rzecz eurostruktur jednocześnie i premiera, i wicepremiera. Szefowie rządów – ostatnio z Luksemburga, Włoch, Portugalii i znów Luksemburga – zamieniali stołki szefów rządów na fotel szefa Komisji Europejskiej (choć w przypadku krajów większych od Polski dotyczyło to tylko Republiki Italii), ale nie ciągnęli za sobą swoich zastępców. Jest to więc sytuacja szczególna.

 

 

Uwaga druga: dla Tuska jest to swoista randka w ciemno nie dlatego, że nie jest specjalistą w polityce międzynarodowej (a nie jest), ale dlatego, że obowiązujący od grudnia 2009 r. traktat lizboński, niestety, nie sprecyzował w sposób przejrzysty kompetencji przewodniczącego Komisji Europejskiej i przewodniczącego Rady Europejskiej. Oznaczało to w ostatniej kadencji 2009–2014 spektakularne kompetencyjne spory między szefami obu tych unijnych instytucji. Przybierały one nieraz gorszący przebieg, jak wtedy, gdy Herman Van Rompuy ścierał się z Jose Manuelem Durrao Barroso o to, kto pierwszy wystąpi na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu.

Te zabawy chłopców w unijnej piaskownicy nie wzmacniały, delikatnie mówiąc, i tak malejącego autorytetu unijnych instytucji. Dla przeciętnego odbiorcy, jeszcze o tyle o ile wierzącego w Unię, było bowiem trudne do przyswojenia, dlaczego obaj panowie nie mogą wystąpić na tej samej sesji. W efekcie belgijski ekspremier przyjeżdżał do Strasburga miesiąc po portugalskim ekspremierze, na kolejną sesję, bo nikt nikomu nie chciał ustąpić palmy pierwszeństwa w zakresie przemawiania...

Zapomnieć, ?że jest Polakiem?

Należy szczerze życzyć nowemu przewodniczącemu Rady Europejskiej, aby skala i stopień emocji jego potencjalnego sporu kompetencyjnego z ekspremierem Luksemburga, przewodniczącym KE, były jednak mniejsze niż w ostatnich pięciu latach. Jeśli Tusk chciałby się bić o większy zakres kompetencji, to wszedłby na może i słuszną, ale dość ryzykowną drogę. Jean-Claude Juncker to stary europejski wyjadacz, były szef Eurogrupy, człowiek, który na EWG – UE zęby zjadł i w potencjalnej konfrontacji z gościem z Warszawy byłby faworytem.

Jestem jednak przekonany, że Tusk na taką rywalizację nie pójdzie. Z prostego powodu: nie będzie ona bowiem pomagała w osiągnięciu założonego przez niego celu. Tym celem jest – to dla mnie bezdyskusyjne – nie tyle jakieś szczególne „ambasadorowanie" sprawom polskim, ile... przedłużenie swojej kadencji o kolejne dwa i pół roku.

Tutaj uwaga zasadnicza: o ile bowiem Elżbieta Bieńkowska zostanie wybrana, w razie raczej spodziewanej akceptacji przez Parlament Europejski na okres pięciu lat, o tyle Donald Tusk ma w kieszeni dwa i pół roku, z możliwością jednak przedłużenia do pięciu właśnie. A że tak się stało w przypadku Van Rompuya, to tym bardziej będzie zależało na tym przedstawicielowi „nowej Unii".

Stawiam więc tezę, że przez pierwsze dwa i pół roku Donald Tusk będzie takim przewodniczącym Rady, który nie będzie wadził nikomu, ale szczególnie dobrze będzie „współpracował" z największymi państwami członkowskimi Unii, które w największej mierze zdecydują o jego ponownym wyborze.

Jednak jego ewentualna druga kadencja, czyli okres od wiosny 2017 do niemal końca 2019 r., będzie prawdopodobnie przebiegała pod dyktando zupełnie innego scenariusza. O ile bowiem celem Tuska A.D. 2014 będzie to, by Tusk A.D. 2017 dalej funkcjonował w Brukseli, o tyle podstawowym drogowskazem dla Tuska A.D. 2019 będzie powrót do kraju i prawdopodobna walka o fotel prezydenta w wyborach 2020 r. A temu będzie sprzyjało pokazywanie podczas swojej drugiej kadencji, że polski ekspremier nic innego w Brukseli nie robi, tylko w pocie czoła i z zakasanymi rękawami walczy o interesy polskich przedsiębiorców, polskich rolników, polskich emerytów itd., itp.

Możemy się więc spodziewać Tuska odzianego w skórę twardego bojownika o narodowe interesy, tak jak wcześniej będziemy oglądać Tuska odzianego w smoking dyplomaty odmieniającego przez wszystkie przypadki takie słowa, jak: „kompromis", „konsensus", „dialog" czy „wspólna Europa".

Tyle o Donaldzie Tusku. A teraz o czymś znacznie ważniejszym, czyli o Rzeczypospolitej Polskiej. Gdy słyszę idiotyczne sugestie, że po 1 grudnia 2014 r. Tusk ma „zapomnieć o tym, że jest Polakiem", to jestem więcej niż przekonany, że ich autorzy nic nie rozumieją z europejskiej rzeczywistości, w której szefowie unijnych instytucji pamiętają, z jakich krajów pochodzą i do jakich krajów powrócą, oraz w sposób mniej lub bardziej dyplomatyczny starają się zabiegać o interesy własnego kraju. Gdy Barroso zapraszał do Brukseli swojego następcę, premiera Jose Sokratesa, to czynił to przez wzgląd na interes Portugalii, niezależnie od tego, że portugalski gość był socjalistą, a portugalski gospodarz – chadekiem.

Europa równych szans

Do sztambucha premiera-przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska wpisałbym hasło, które musi przełożyć na rzeczywistość: „Europa równych szans". Chodzi o to, aby polscy przedsiębiorcy mający legalne interesy, na przykład w usługach czy branży budowlanej w południowej czy zachodniej Europie, nie byli dyskryminowani przez tamtejsze kraje absolutnie przecież wbrew unijnemu prawu.

„Europa równych szans" dotyczyć także powinna CAP, czyli wspólnej polityki rolnej, która nie może się opierać na swoistej dyskryminacji polskich rolników otrzymujących nieraz dwukrotnie mniejsze dopłaty niż farmerzy włoscy, niemieccy czy holenderscy. A pocieszanie się, że litewski chłop ma jeszcze mniejsze dopłaty niż nasz rolnik, jest żenującym minimalizmem.

Polski przewodniczący Rady o owej „równości" powinien pamiętać nie tyle i nie głównie w kategorii gender, parytetów czy „suwaka", ile w kontekście polityki energetycznej. Sytuacja, w której obywatele Polski – jednego z pięciu najbiedniejszych krajów Unii (obok Bułgarii, Rumunii, Litwy i Łotwy) – płacą za gaz znacznie więcej niż obywatele najbogatszego kraju UE, czyli Niemiec, jest nie tylko nonsensem, ale wręcz w praktyce ośmiesza zasadę solidarności wpisaną przecież w fundamenty zjednoczonej Europy.

Zatem Donald Tusk nie powinien tylko organizować, administrować, czynić honory gospodarza spotkań szefów rządów i głów państw 28 krajów Unii (w najbliższym czasie na pewno tych państw nie będzie więcej), ale też powinien realnie wpływać na to, by za jego kadencji nie pogłębił się podział na „Europę A", czyli „starą Unię", i „Europę B", czyli „nową Unię". Od tego zadania: uczynienia Europy bardziej solidarną i bardziej „równościową", w kontekście naszego regionu Starego Kontynentu Tusk uciec nie może. Postarajmy się, żeby nie uciekł.

Autor jest europosłem PiS ?i wiceprzewodniczącym ?Parlamentu Europejskiego. ?Wcześniej był m.in. ministrem ?do spraw europejskich ?w rządzie Jerzego Buzka

Jest takie angielskie powiedzenie o człowieku z kilkoma kapeluszami: w każdym z nich występował w innej roli. Na potrzeby niniejszego artykułu zdejmuję kapelusz wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego i wkładam kapelusz analityka oceniającego politykę międzynarodową, ze szczególnym uwzględnieniem UE.

W unijnej piaskownicy

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?