Młodym ludziom trudno wyobrazić sobie świat bez komputerów, internetu, GPS, smartfonów. A taki świat istniał naprawdę jeszcze 25 lat temu. Jak dalece te wszystkie miłe nam gadżety wpłynęły na naszą mentalność, trudno ocenić. To co nowe, w tym względzie, zawdzięczamy zjawisku rewolucji elektronicznej. Śmiem twierdzić, że nigdy w historii ludzkości za życia jednego pokolenia nie doszło do tak fundamentalnych zmian. U nas ich wymiar pogłębiła jeszcze dodatkowo transformacja ustrojowa.
Gołym okiem widać, że ludzkość pod wpływem tej rewolucji dostaje zadyszki. W tempie ekspresowym zmieniła ona także i nad Wisłą życie publiczne i prywatne. Stąd trudno jest dziś odpowiedzieć na pytanie, czy demokracja przeżyje w zdrowiu nieuchronne zmiany, jakie w życiu człowieka przynosi w trybie permanentnym elektroniczny przewrót. Na razie wszystko rozgrywa się niejako in statu nascendi.
A jeszcze 25 lat temu, a więc po upadku muru berlińskiego wydawało się, że demokracji nic i nikt nie zagraża i nie zagrozi. Ba, świat zszokowany upadkiem radzieckiego imperium zaakceptował tezę amerykańskiego politologa Francisa Fukuyamy o końcu historii, a wraz z tym nastania epoki wiecznego pokoju. Wówczas trudno było się nie godzić z trwałą potęgą demokracji, która w ciągu półwiecza poradziła sobie zarówno z nazizmem, jak i bolszewizmem. A przecież żadni sowietolodzy nie przewidzieli, że w końcu dziewiątej dekady XX wieku komunizm jako system globalny poniesie bezprecedensową klęskę i zawali się pod ciężarem popełnionych przez siebie zbrodni i błędów. I na nic się zdadzą zgromadzone przez tak zwane imperium zła gigantyczne środki do zabijania trzymane w silosach rakietowych i na pokładach atomowych łodzi podwodnych.
Wedle stawu grobla
Czytelnik na takie dictum popuka się palcem w głowę i pomyśli, a gdzie tu do diaska jest zagrożenie demokracji, formalnie tryumfującej wciąż na świecie. Obecnie nawet Chińczycy, a także Rosjanie starają się w różnym zresztą stopniu dowieść, że i im standardy demokratyczne nie są obce. Stąd nie daleko do przeświadczenia, że na świecie wciąż się odbywa ofensywa instytucji demokratycznych i trudno jest mówić o globalnym zagrożenia demokracji. Pozornie to prawda, ale realnie patrząc przyznajemy, że żyjemy w świecie stopniowego obchodzenia zasad demokratycznych i chowania ich pod dywan. Wszystko to pod wpływem rewolucji elektronicznej i postępujących za nią naszych zmian mentalnych.
Weźmy chociażby zasady konstytucji amerykańskiej, wedle której w USA niedozwolone jest stosowanie tortur. To teoria, a w praktyce rząd amerykański po 11 września 2001 roku zaczął stosować tortury poza, formalnie, terytorium USA, bo w bazie Guantanamo na Kubie. A następnie, aby uspokoić sumienia Amerykanów CIA skorumpowała rządy kilku krajów, w tym Polski - nas zaledwie za 15 mln dolarów – aby na ich terytorium spokojnie stosować niezgodne z prawem amerykańskim praktyki wyciągania z ludzi pod przymusem ich tajemnic.