I byłbym to nawet w stanie zrozumieć, gdyby przeciwnicy klapsów rzeczywiście walczyli z tym, co realnie krzywdzi dzieci, gdyby zaangażowali się w sprzeciw wobec działań rodziców, które naznaczają dzieci na całe ich dorosłe życie.
O czym mówię? O rozwodach. Niewielu Polaków wie, że rozwód rodziców jest dla ich własnego dziecka/dzieci większą traumą ?niż śmierć jednego z rodziców. ?W przypadku tej ostatniej dziecko nie ma powodów, by winić siebie, odpowiedzialność za rozwód zaś dziecko bierze zazwyczaj na siebie, uznaje, że gdyby było lepsze, to rodzice byliby razem. I męczy się ?z tym. Rodzice zaś, pochłonięci nową miłością, nie chcą tego zauważyć, przekonani, że ich własne dzieci są tak samo szczęśliwe jak oni. Tak jednak nie jest. Nie są i nie będą, a skutki rozwodu rodziców naznaczą je do końca życia.
Dzieci rozwodników o wiele częściej same się rozwodzą, o wiele trudniej zawierają związki, gorzej się uczą, częściej chorują, a nawet wcześniej zachodzą w nieplanowane ciąże. ?I nie ma znaczenia, w jakim wieku, ?w którym momencie ich życia doszło do rozwodu. Rozstanie rodziców niszczy je zawsze.
Wiedza o tym nie jest niedostępna. Setki raportów traktują o tym problemie, nawet w internecie można znaleźć dziesiątki artykułów poświęconych temu problemowi... Ale rzecznik praw dziecka, rzecznik praw obywatelskich czy dyżurni psychologowie (sami często po rozwodach) nie robią nic, by przypomnieć rodzicom, że ich rozwód jest zbrodnią przeciwko dzieciom. Zbrodnią, której nie da się zaleczyć opowieściami o tym, że każdy ma prawo do szczęścia.
Dzieciom te „bajki" w niczym nie pomogą. Dlatego jeśli rozmaitej maści rzecznicy chcą rzeczywiście walczyć z przemocą mentalną wobec dzieci, jeśli chcą ich dobra, ?to zanim zaczną walczyć z klapsem (który być może jest błędem, ale na pewno nie krzywdzi dziecka tak jak rozstanie jego rodziców), niech się zajmą walką z rozwodami. To będzie prawdziwy dowód ich odwagi i zaangażowania na rzecz dzieci.