Współpracował pan z tygodnikiem „Charlie Hebdo", znał rysowników, kontaktował się z ostatnim redaktorem naczelnym Stephanem „Charbem" Charbonnierem, który zginął w zamachu terrorystycznym w redakcji tego satyrycznego pisma. Czy oni od zawsze tak zaciekle atakowali islam?
To jest przede wszystkim pismo antykatolickie, potem długo, długo nic - i dopiero potem antymuzułmańskie. Dawniej jednak kwestie religijne stanowiły jedynie tło ich satyry. „Charlie..." jest kontynuacją pisma „Hara-Kiri" z lat '60, dla którego element antyreligijny był naturalną częścią lewicowej publicystyki. A we Francji ma to bardzo długą tradycję. Podejście antyklerykalne wywodzi się przecież jeszcze z czasów oświecenia i Woltera, i zawsze w pewnej części francuskiej prasy czy literatury było wiele elementów antyreligijnych. Tak samo było i w „Hara-Kiri", ale to był tylko fragment szerokich zainteresowań tygodnika. Pismo dwa razy zostało zresztą karnie zamknięte. Za drugim razem odrodziło się jako „Charlie Hebdo". Przez wiele lat było stricte lewicowe, później powoli zaczęło przechodzić na prawo, razem ze swoim długoletnim naczelnym Philippem Valem, który zaprzyjaźnił się z prezydentem Nicolasem Sarkozy'm, dzięki czemu później został awansowany na szefa wielkiego, publicznego radia „France Inter". „Charlie..." natomiast jest pismem liberalnym, ale nie jest to już pismo lewicowe. W połowie lat '90 zmieniło się coś jeszcze. Do Paryża przyjechał Jan Paweł II i nie wiem dokładnie, czym tak bardzo zdenerwował redakcję, ale dostali oni obsesji na punkcie polskiego papieża. Trwała ona aż do jego śmierci, a i po niej element antykatolicki był w piśmie bardzo wyraźny. „Charlie..." stało się pismem jednoznacznie antyreligijnym. Tygodnik zajmował się oczywiście wciąż sprawami społecznymi, komentował bieżącą politykę krajową czy międzynarodową, ale coraz częściej wypuszczał okładki, które obrażały Kościół katolicki, papieża, wierzących.
A inne religie?
Mahomet podpał redakcji, gdy w Ameryce ogłoszono „wojnę z terroryzmem", czyli w 2001 r. Z tym, że nadal zdecydowanie głównym celem ataków pisma byli katolicy. Nie jest więc tak, że oni atakowali wszystkich po równo. W żaden sposób nie da się porównać ich bardzo żywej krytyki katolicyzmu i Watykanu z krytyką judaizmu czy Żydów w ogóle. Widziałem, że redaktorzy „Gazety Wyborczej" podali przykład ich niby antyżydowskiej satyry, publikując na swych łamach jedną z okładek „Charlie...". Ale popełnili błąd, bo to nie była prawdziwa okładka pisma, a jedynie jej pastisz, poprzez który ktoś chciał właśnie skrytykować bardzo łagodną postawę pisma względem Żydów. We Francji od lat powstają podobne przeróbki, które potem krążą po Internecie. Zresztą „Wyborcza" wydrukowała także oryginał tej okładki, a jej trawestację umieściła tuż obok, choć na pierwszy rzut oka widać, że są one jakoś zbyt podobne... To pasowało im po prostu do tezy, że tygodnik „Charlie..." podpadał wszystkim. A tak nie było. Zresztą we Francji to raczej niemożliwe, by krytykować wszystkich po równo...
Twierdzi pan, że „Charlie Hebdo" w ogóle nie atakowało Żydów?
Zdarzały się oczywiście rysunki, które - jak w innej prasie - krytykowały politykę państwa Izrael, szczególnie podczas akcji wojskowych w strefie Gazy czy podczas innych wojen. Jednak gdy w bardzo rzadkich sytuacjach atakowano samych Żydów czy judaizm, to zwykle tak, by element żydowski wyglądał sympatycznie. Za to karykatury Jana Pawła II były tak mocne, że nie mogłyby ukazać się w żadnym polskim, nawet najbardziej antyklerykalnym piśmie. Żeby przywołać choćby przykład Jana Pawła II przestawionego jako Polaka-hitlerowca, który zbudował Auschwitz, antysemitę i pedofila. „Charlie..." atakował przede wszystkim słabych, co jest dość dziwną cechą jak na pismo satyryczne.