Andrzej Talaga: Narzekanie na Berlin i Paryż nic Polsce nie da

Serce chciałoby świętować razem z Ukraińcami zwycięstwo nad Rosją, ale rozum podpowiada, że to niemożliwe – pisze publicysta.

Aktualizacja: 11.02.2015 22:33 Publikacja: 11.02.2015 21:00

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Ważą się losy Ukrainy, a przy okazji także bezpieczeństwa Polski.

W powietrzu wiszą znaczące ustępstwa Kijowa wobec Moskwy. Jeśli nawet nie w Mińsku, to prędzej czy później i tak do nich dojdzie, siły Ukrainy bowiem słabną. Można biadolić nad zaprzaństwem Paryża i Berlina, pominięciem Polski przy stole rokowań, ale nic to nie da. Lepiej na spokojnie sporządzić bilans korzyści i strat dla naszego położenia geopolitycznego. Nie wypada on najgorzej.

Ukraina na równi pochyłej

Serce chciałoby świętować razem z Ukraińcami zwycięstwo nad Rosją, ale rozum podpowiada, że to niemożliwe. Każda zniszczona w Donbasie rosyjska jednostka separatystyczna jest zastępowana przez kolejną jeszcze silniejszą i lepiej uzbrojoną. Każdy ukraiński sukces militarny Rosjanie kontrują przegrupowaniem i skuteczną kontrofensywą. Także dysproporcja technologiczna między walczącymi nie daje Ukraińcom szans. Początkowo separatyści walczyli sprzętem starej generacji, dziś po ich stronie Rosja zaangażowała drony kierujące ogniem dział i wyrzutni rakietowych, radary artyleryjskie, nowoczesne środki łączności oraz wojny elektronicznej. W porównaniu z nimi wojsko ukraińskie jest niemal ślepe i głuche. Nie udaje się również mobilizacja na Ukrainie, społeczeństwo nie chce płacić za wojnę ceny najwyższej – życia swoich bliskich.

Armia ukraińska, mimo reform, nadal jest bardziej przypadkową zbieraniną niż prawdziwym wojskiem, ciężar walk biorą na siebie ochotnicy, a ich siły są na wyczerpaniu. Kijów trzyma jeszcze pozycje w Donbasie, powoli oddając terytorium, ale to wszystko, co może zrobić. A i nie ma pewności, czy jeszcze silniejsza ofensywa rosyjska w okolicach Dobalcewa nie zakończy się katastrofą sił ukraińskich.

Rosja płaci za wojnę wysoką cenę, ale Ukraina jeszcze wyższą, a jej zasoby finansowe są na wyczerpaniu. To nie nacisk Berlina czy Paryża skłoni Kijów do ustępstw, lecz sytuacja militarna i gospodarcza.

Nowa strategiczna układanka

Czy w takiej sytuacji Paryż i Berlin dobijają, czy może raczej ratują Ukrainę? Pamiętajmy, że ich inicjatywa ma pełne poparcie prezydenta Poroszenki, który woli być „zmuszony" do ustępstw przez europejskich partnerów, niż dokonać ich samemu. To nie polityczny masochizm, ale realna ocena sytuacji. Ukraina odda Donbas, by przeżyć. Misja niemiecko-francuska może jej tylko ułatwić przełknąć gorycz.

Nowa układanka geopolityczna na Wschodzie zarysowuje się coraz wyraźniej. Krym w Rosji, Donbas przy Rosji, ale Rosja nie zdominuje całej Ukrainy. Powstanie tam strefa buforowa pomiędzy nią a NATO o silnych wpływach UE, lecz bez szans w najbliższych dwóch dekadach na członkostwo w sojuszu północnoatlantyckim.

Kolejne pytanie: to dobrze dla interesów Polski czy źle? W deklaracjach naszych polityków sympatyzujemy z euroatlantyckimi ambicjami Ukrainy, ale czy potrafimy jej pomóc je zrealizować? Ani trochę. Nie uratujemy też armii ukraińskiej przed rosyjskimi ciosami.

Łatwo nam trzymać pryncypialny pion, ale to nie polscy mężczyźni giną pod rosyjskim ogniem. Pewnie równie łatwo będzie sarkać na ustępstwa Poroszenki, lecz to nie nasze państwo jest na skraju mili- tarnej i gospodarczej prze- paści.

Gorąco pragniemy zwycięstwa Ukrainy, odzyskania przez nią utraconych ziem, budowy sprawnego państwa, ale jednocześnie nic nie robimy, by to urzeczywistnić. Nasze chcenia i gesty są niewiele warte i oby kiedyś Ukraińcy nie wystawili nam za nie rachunku.

Lepsza mniejsza Ukraina, ale silniejsza

W polityce światowej sprawy załatwiają z sobą silni, słabi bywają najwyżej dopraszani albo nie. Kijów i Warszawa są słabe. Pierwszy został więc doproszony do rozmów z przyzwoitości, by nie stanowić o jego losie bez niego, my zaś pozostaliśmy na boku, bo nie mamy niczego, co mogłoby zaważyć na losach wojny w Donbasie i przyszłości Ukrainy.

Rozwój wypadków wcale jednak nie musi być niekorzystny dla bezpieczeństwa Polski. Ukraina bez Donbasu, ale i bez wojny, dostanie ogromną pomoc międzynarodową oraz kilka lat na zreformowanie państwa i armii. Jeśli nie zmarnuje szansy, to w 2025 roku będzie nieporównywalnie silniejsza niż kiedykolwiek po odzyskaniu niepodległości. Będzie stabilnym buforem za naszą południowo-wschodnią granicą.

Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i tym, że to inni, a nie my, próbują posprzątać ten bałagan. Ważne, jak będzie posprzątany, a nie kto tego dokona. Polska i tak nie ma w tej materii mocy sprawczej, a łechtanie naszej próżności udziałem w rokowaniach, gdzie pełnilibyśmy co najwyżej rolę przyzwoitki, jest dobre na potrzeby kampanii wyborczej, ale ze strategicznego punktu widzenia – bez znaczenia.

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec

Ważą się losy Ukrainy, a przy okazji także bezpieczeństwa Polski.

W powietrzu wiszą znaczące ustępstwa Kijowa wobec Moskwy. Jeśli nawet nie w Mińsku, to prędzej czy później i tak do nich dojdzie, siły Ukrainy bowiem słabną. Można biadolić nad zaprzaństwem Paryża i Berlina, pominięciem Polski przy stole rokowań, ale nic to nie da. Lepiej na spokojnie sporządzić bilans korzyści i strat dla naszego położenia geopolitycznego. Nie wypada on najgorzej.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką