Zła droga Adama Bodnara

Argument o „mowie nienawiści" jest sprawdzonym instrumentem współczesnej inżynierii społecznej, który wykorzystuje się wobec mniejszości seksualnych czy – tak jak teraz – uchodźców – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 09.10.2015 23:35 Publikacja: 08.10.2015 21:50

Wyrywanie przez Monikę Olejnik Przemysławowi Wiplerowi drastycznych zdjęć osób zamordowanych w Syrii

Wyrywanie przez Monikę Olejnik Przemysławowi Wiplerowi drastycznych zdjęć osób zamordowanych w Syrii jest świadectwem nostalgicznych ciągot do cenzury rodem z PRL – uważa autor

Foto: TVN 24

Lato 2014 r. Na murze śmietnika na jednym z białostockich osiedli ktoś namalował swastykę. Alarm podniosła „Gazeta Wyborcza". Sprawa trafia do prokuratury. Ta jednak umarza śledztwo, a do mediów wycieka wyrwany z kontekstu, wyjątkowo głupi fragment uzasadnienia decyzji: „swastyka to indyjski symbol szczęścia". Wybucha skandal. Grzmi „Wyborcza", grzmią ministrowie, o sprawie wypowiada się też premier. Zewsząd słychać zapowiedzi kontroli, zmian przepisów, lecą prokuratorskie głowy, a prokurator generalny zapowiada powołanie w podległych mu jednostkach specjalnych komórek ideologicznych, które wyczulą śledczych na sprawy związane z nietolerancją, nazizmem czy ksenofobią, bo ta niebezpiecznie szerzy się w Polsce.

Presja jest duża, widać, że puszka z farbą i pędzlem do zamalowania napisu to zdecydowanie za mało. W prokuraturach zaczyna się liczenie spraw z mową nienawiści. Jest nerwowo. Te odłożone na półkę jako mniej ważne trzeba szybko odgrzebać. Te dotyczące zabójstw czy gwałtów mogą poczekać. Stawka jest wysoka, każde przeoczenie może słono kosztować, nawet utratę stanowiska. Białystok straszy.

W Prokuraturze Generalnej sprawozdawczość również pracuje pełną parą. Aż w końcu... klapa. Medialnej tezy o fali rasizmu i ksenofobii statystycznie nie udaje się uzasadnić. Zebrane we wszystkich prokuraturach dane nie chcą być inne. W 2014 r. prowadzono zaledwie 1863 postępowania związane z rasizmem czy ksenofobią (wyrokami skończyła się tylko część). To margines. Dla porównania, samych tylko kradzieży w tym czasie było 175 tys., a przestępstw rozbójniczych 13 tys.

To jednak nie przekonało zwolenników tezy o fali nienawiści. Są opinie, że tak słaby wynik to efekt małej wrażliwości i lenistwa prokuratorów, a nawet ich niezdrowych sympatii, czego dowodem jest słynne uzasadnienie o indyjskim symbolu szczęścia. Andrzej Seremet nie ma wyboru. W odpowiedzi na te zarzuty i apele o powstrzymanie niebezpiecznej, choć niewidzialnej brunatnej fali zapowiada ściganie z całą surowością, z urzędu tych niepokojących zjawisk. Specjalne zarządzenie trafia do wszystkich jednostek prokuratury. Jakie są efekty? Statystyki za 2015 r. na razie milczą.

Na fali nienawiści

Ale może wkrótce przemówią. O wyniki działań wspomnianych specjalnych komórek zwrócił się właśnie do Seremeta Adam Bodnar, nowy rzecznik praw obywatelskich. A jego wystąpienie ma mocno alarmistyczny ton, który przypomina retoryczne wystąpienia przy okazji ubiegłorocznej tzw. afery swastykowej.

Bodnar wzywa prokuraturę do aktywniejszego ścigania „mowy nienawiści" wobec uchodźców. Jak przyznaje, problem jest poważny. Konieczne jest zatem „wzmożenie wysiłków w celu przeciwstawienia się rosnącej fali nienawiści wobec migrantów". Zauważa też, iż atmosfera toczącej się debaty publicznej na temat przybyszów z południa „nie sprzyja budowaniu kultury szacunku i otwartości wobec migrantów, negatywnie oddziałując na postawy społeczne". W opinii RPO przekaz medialny zdominowały doniesienia wskazujące na ujemne skutki włączenia się państwa i społeczeństwa polskiego w rozwiązanie obecnego kryzysu.

Inaczej mówiąc, odpowiedni paragraf kodeksu karnego oraz większa aktywność śledczych może ten negatywny ton publicznego dyskursu zmiękczyć, a nawet skierować go na właściwy tor.

Pytanie tylko, czy ów nienawistny dyskurs – o którym alarmuje rzecznik praw obywatelskich, to jeszcze ostra, miejscami wręcz brutalna debata publiczna nad poważnym społecznie problemem, ale wciąż debata, czy już znak, zapowiedź czegoś znacznie gorszego: palenia meczetów, pobić, zastraszeń i gróźb przez opanowanych nienawiścią ksenofobicznych obywateli, wobec niechcianych przybyszów, którą należy stłumić w zarodku.

Moim zdaniem granica dyskursu nie została przekroczona, a jego ton zarówno w debacie politycznej, szczególnie tej toczącej się wśród internautów (a tam ze względu na specyfikę medium temperatura debaty jest zawsze wyższa) zaostrza uzasadniony lęk przed wojowniczym islamem oraz zniesmaczenie polityką imigracyjną rządu, która rozminęła się z oczekiwaniami większości obywateli.

Działania czy wystąpienia, które mogą kwalifikować się pod odpowiedzialność z kodeksu karnego, wydają się wciąż marginesem, i są ścigane już teraz przez prokuraturę, jak choćby wezwanie, by uchodźców z Syrii kierować do byłego obozu Auschwitz-Birkenau. Wcześniej tak było między innymi w przypadku głośnego ksenofobicznego wystąpienia dwójki prezenterów radiowych – Michała Figurskiego i Kuby Wojewódzkiego – obrażających obywateli Ukrainy.

Niedouczeni dziennikarze BBC

Czy zatem Bodnar sięga po stary sprawdzony instrument, który rok wcześniej próbowano zastosować w tzw. aferze swastykowej, a wcześniej wielokrotnie wobec krytyków związków homoseksualnych? Scenariusz wydaje się bardzo podobny. Słabością jest jednak to, że RPO, wspominając o fali nienawiści, nie opiera się na żadnych wiarygodnych badaniach czy analizach, bo takich oprócz przywoływanych wyżej po prostu nie ma. Ostatnie to wspomniane sprawozdanie Prokuratury Generalnej za 2014 r., z którego wynika, że postępowań dotyczących ksenofobii i z pobudek rasistowskich w stosunku do muzułmanów zanotowano 188. Dla porównania: w tym samym czasie dokonano 1350 gwałtów. Również statystyki sądowe czy policyjne nie potwierdzają narastania problemu, o którym mówi rzecznik praw obywatelskich.

Trudno jednocześnie znaleźć medialne doniesienia o incydentach wobec uchodźców. W Polsce nie ma tak jak w Niemczech demonstracji neonazistów przeciw imigrantom. Nie działają też zorganizowane grupy, które tak jak nad Renem opracowały nawet za pomocą serwisu Google Maps mapę miejsc, gdzie uchodźcy mogli się schronić.

Skąd więc alarmistyczny ton publicznego wystąpienia RPO, ton, któremu blisko do rozkręconej w zeszłym roku tzw. afery swastykowej czy akcji niedouczonych dziennikarzy BBC, którzy przed Euro 2012 w głośnym materiale zniechęcali swoich rodaków do przyjazdu do tego niebezpiecznego, rasistowskiego i ksenofobicznego kraju?

Może sygnałem są raczej spektakularne akcje „Gazety Wyborczej" zamykania w jej internetowym serwisie komentarzy pod tekstami o uchodźcach czy też „pokazówka" na wizji Moniki Olejnik, która starała się wyrwać swojemu gościowi posłowi Przemysławowi Wiplerowi drastyczne zdjęcia osób zamordowanych w Syrii. W tych akcjach jest jednak więcej nostalgicznych ciągot do cenzury rodem z PRL niż walki z rzeczywistym zagrożeniem.

Rzecznik praw obywatelskich wybiera jednak również tę drogę, bazując na intuicji i własnych przekonaniach. Używa dobrze sprawdzonego instrumentu wdrażania politycznej poprawności, wykorzystywanego w sporze o legalizację związków homoseksualnych, w którym wszelka krytyka pod adresem tego rozwiązania prawnego, również merytoryczna, była piętnowana jako postępowanie homofobiczne. A ono bez względu na kontekst musi być piętnowane. To zła droga, działanie, które wielokrotnie pokazało, że moralny terroryzm może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego. Ludzi, którzy mieli sceptyczne nastawienie do nadawania przywilejów mniejszościom seksualnym, nie udało się wtłoczyć w ramy politycznej poprawności, a część z nich zapewne zepchnięto na bardziej skrajne pozycje, ugruntowując jeszcze mocniej ich przekonania.

Chyba nie warto popełniać tego błędu w przypadku uchodźców. Chroniona w konstytucji wolność słowa daje obywatelom prawo do swobodnych wypowiedzi, również tych w emocjonalnym tonie. Tłumienie tego i sztuczne ograniczanie debaty wykreowanymi zagrożeniami nie ma sensu.

Lato 2014 r. Na murze śmietnika na jednym z białostockich osiedli ktoś namalował swastykę. Alarm podniosła „Gazeta Wyborcza". Sprawa trafia do prokuratury. Ta jednak umarza śledztwo, a do mediów wycieka wyrwany z kontekstu, wyjątkowo głupi fragment uzasadnienia decyzji: „swastyka to indyjski symbol szczęścia". Wybucha skandal. Grzmi „Wyborcza", grzmią ministrowie, o sprawie wypowiada się też premier. Zewsząd słychać zapowiedzi kontroli, zmian przepisów, lecą prokuratorskie głowy, a prokurator generalny zapowiada powołanie w podległych mu jednostkach specjalnych komórek ideologicznych, które wyczulą śledczych na sprawy związane z nietolerancją, nazizmem czy ksenofobią, bo ta niebezpiecznie szerzy się w Polsce.

Pozostało 91% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Konwencje KO i PiS, czyli wojna o kontrolę nad migracją i o prezydenturę
Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb