Lato 2014 r. Na murze śmietnika na jednym z białostockich osiedli ktoś namalował swastykę. Alarm podniosła „Gazeta Wyborcza". Sprawa trafia do prokuratury. Ta jednak umarza śledztwo, a do mediów wycieka wyrwany z kontekstu, wyjątkowo głupi fragment uzasadnienia decyzji: „swastyka to indyjski symbol szczęścia". Wybucha skandal. Grzmi „Wyborcza", grzmią ministrowie, o sprawie wypowiada się też premier. Zewsząd słychać zapowiedzi kontroli, zmian przepisów, lecą prokuratorskie głowy, a prokurator generalny zapowiada powołanie w podległych mu jednostkach specjalnych komórek ideologicznych, które wyczulą śledczych na sprawy związane z nietolerancją, nazizmem czy ksenofobią, bo ta niebezpiecznie szerzy się w Polsce.