Putin na równi pochyłej

Celem głównym Rosji w Syrii jest umocnienie Asada przez wyeliminowanie prozachodnich ugrupowań – pisze były minister obrony narodowej.

Aktualizacja: 20.10.2015 18:50 Publikacja: 19.10.2015 21:51

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: AFP

Nie ma chyba większych wątpliwości co do tego, że nadrzędnym celem prezydenta Władimira Putina jest utrzymanie się u władzy i uniknięcie w Moskwie rosyjskiego odpowiednika kijowskiego Majdanu. Przez długi czas mógł Putin utrzymywać niepisany, ale jasny kontrakt z rosyjskim społeczeństwem, sprowadzający się do komunikatu: tylko ja rządzę, ale wy macie zagwarantowany stały i widoczny wzrost dobrobytu.

To zaczęło się jednak kończyć dobrych kilka lat temu, kiedy gospodarka rosyjska, pomimo wysokich cen gazu i ropy naftowej, weszła w stan stagnacji. Aby utrzymać społeczne przyzwolenie na dalsze sprawowanie władzy należało więc wyjść z inną propozycją. I oto pojawiła się idea przywrócenia Rosji statusu wielkiego gracza na globalnej scenie – kraju, który pozbiera cały „rosyjski świat” i wraz z nim rzuci ponownie rękawicę Stanom Zjednoczonym wychodząc naprzeciw rzekomym oczekiwaniom całej międzynarodowej społeczności oczekującej od Rosji położenia kresu amerykańskim zapędom do światowej dominacji.

Temu celowi miało służyć ponowne okrojenie Ukrainy i przekształcenie jej jeśli nie w wasala Rosji, to przynajmniej w państwo buforowe oddzielające Rosję od Unii Europejskiej i NATO. Z tym, że miał to być bufor nie neutralny, a rosyjski.

Stąd wzięła się nie tylko aneksja Krymu, dokonana wbrew wszelkim traktatom i międzynarodowym zasadom, ale także próba oderwania od Ukrainy jej znaczącej części na wschodzie i południu (projekt Noworosji) i całkowitego podporządkowania sobie reszty.

O ile z Krymem projekt ten udało się w pełni zrealizować, o tyle z Noworosją sprawy przybrały dla Putina zły obrót. Próba dokonania separatystycznego przewrotu w Odessie spaliła na panewce, a i we wschodnich rejonach obwodów ługańskiego i donieckiego poparcie dla podobnego programu okazało się dalece niewystarczające i zapewne stało by się tak jak w Odessie, gdyby nie jawna i brutalna ingerencja, z początku przysłanych z Rosji najemników w rodzaju Igora Striełkowa, a później regularnych oddziałów rosyjskiej armii.

Kiedy ostatnia próba powiększenia stanu posiadania, a może i przerwania ukraińskiej obrony i wyjścia aż na Charków i nad Dniepr zakończyła się zdecydowaną porażką, stało się jasne, że bez otwartego i zmasowanego zaangażowania rosyjskich sił zbrojnych po stronie separatystów takich celów nie można będzie osiągnąć, a na to Rosja Putina nie jest, przynajmniej jeszcze, gotowa. Tak więc pojawiło się pytanie – co dalej. Jak zapewnić utrzymanie w rosyjskim społeczeństwie tak potrzebnego dla stabilności władzy poczucia szybkiego marszu naprzód. Putin znalazł się w sytuacji rowerzysty, który jeśli nie będzie jechał dalej, to spadnie.

Był to niejedyny co prawda, ale jeden z najważniejszych powodów wyboru Syrii jako zastępczego pola dla kolejnej rosyjskiej politycznej ofensywy. Początek rosyjskiego zaangażowania w wojnę domową w tym kraju wyglądał dość dziwacznie. Zaczęło się od przerzucania wojska, przede wszystkim lotnictwa, czemu z początku zaprzeczano utrzymując, że chodzi wyłącznie o techników zabezpieczających dostawy wojskowego sprzętu z Rosji, a dopiero, kiedy całe ugrupowanie z samolotami, czołgami i artylerią było już na terenie Syrii, Putin zwrócił się do swego parlamentu o zgodę na jego użycie. Tę zgodę, rzecz jasna otrzymał, ale - co interesujące - jest to zgoda całkowicie blankietowa, bo zgoda na użycie wojska jest bez terminowa i bez określenia miejsc jego użycia.

Według oficjalnych zapowiedzi Rosja ma jedynie wesprzeć siły rządowe przy pomocy przerzuconego do bazy opodal Latakii w Syrii lotnictwa. Skład rosyjskiego kontyngentu mówi jednak o czymś innym. Wśród rozlokowanych w Syrii jednostek są żołnierze piechoty morskiej i specnazu a na ich wyposażeniu znajdują się, jak było powiedziane, obok samolotów i helikopterów czołgi, transportery opancerzone, artyleria i środki obrony przeciwlotniczej.

Obecność tych ostatnich jest szczególnie interesująca. Piechota morska, czołgi czy artyleria mogą być potrzebne do obrony rosyjskich baz przed atakami sił antyrządowych, ale przecież siły te nie dysponują żadnym lotnictwem po co więc tak silna obrona przeciwlotnicza? Przeciwko samolotom amerykańskim? Francuskim? Izraelskim? Arabii Saudyjskiej?

To, że rosyjskie bazy potrzebują ochrony jest oczywiste. Stały się one już obiektem ataku. Atak co prawda został odparty, ale jego przeprowadzenie świadczy o tym, jak blisko tych baz znajdują się jednostki sił antyrządowych. I choć według oficjalnych zapewnień odparcie ataku było dziełem sił zbrojnych Baszara Asada to jest jasne, że rosyjska piechota morska czy specnaz bedą wkrótce zaangażowane bezpośrednio w działania zbrojne. Może to być z początku obrona własnych baz, ale jest niemal pewne, że Rosja znajduje się od dziś na ścieżce prowadzącej do stopniowo coraz większego zaangażowania się po stronie Asada w operacje lądowe.

Ramzan Kadyrow, człowiek prezydenta Putina od „mokrej roboty” i władca Czeczenii już oświadczył, że na Bliskim Wschodzie Rosja nie powinna ograniczać się jedynie do użycia lotnictwa, ale także powinna wprowadzić znaczące siły lądowe i sam zadeklarował gotowość natychmiastowego wysłania stosownych, zaprawionych w bojach na Ukrainie czeczeńskich jednostek. Z kolei admirał Władimir Komojedow, przewodniczący komisji obrony w rosyjskiej Dumie oświadczył, że zaangażowanie Rosji w działania lądowe w Syrii „jest bardzo prawdopodobne”. Trwa też rekrutacja prowadzona przez „niezależne organizacje” kolejnych „ochotników”, często z doświadczeniem z Donbasu do walki za dobre pieniądze po stronie reżimu Asada w Syrii.

W ostatnim czasie Rosja dokonała kolejnej „demonstracji siły” atakując cele w Syrii przy pomocy manewrujących („skrzydlatych”) rakiet wystrzelonych z okrętów na Morzu Kaspijskim, które to rakiety przeleciały nad Iranem i Irakiem. Prasa rosyjska w ataku kolejnej euforii określiła to jako coś o przełomowym znaczeniu, wywołującym całkowite zaskoczenie, szok i panikę, zarówno w całym NATO, jak też - co znamienne - na Ukrainie. Trudno te oceny potraktować poważnie.

To, że Rosja ma takie rakiety jest od dawna znane, choćby dlatego, że sama je intensywnie reklamuje proponując ich sprzedaż (niekiedy skutecznie, jak w przypadku Indii). Jedynie co jest zaskoczeniem, nie wywołującym jednak żadnej paniki jest to, że wystrzelone zostały ze stosunkowo małych okrętów. A ponadto, według dość wiarygodnych źródeł, kilka z wystrzelonych rakiet nie dotarło do celów i spadło najprawdopodobniej w Iranie, o czym wbrew oficjalnym zaprzeczeniom może świadczyć doniesienie jednej z irańskich agencji o tajemniczym wybuchu na terenie tego kraju.

Jak na razie, prawdą jest, że rosyjska interwencja w Syrii wywołała spore zamieszanie, co rosyjska prasa określa jako kolejny przykład wielkiego powrotu Rosji na światowa scenę w roli wielkiego rozgrywającego i kolejnego zwycięstwa w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. Istotnie, trudno byłoby obecnie realizować postulowane przez antyasadowską opozycję, a rozważane przez USA ,wprowadzenie na północy strefy zakazania lotów dla lotnictwa bojowego, jako że trudno oczekiwać, aby temu podporządkowała się Rosja. Operacje powietrzne prowadzone przez państwa zachodnie będą trudniejsze, bo w powietrzu będą też samoloty rosyjskie. Większe problemy będą miały umiarkowane, dotychczas wspierane przez Zachód siły antyasadowskie bo to one będą obiektem ataków lotnictwa rosyjskiego, a może nie tylko lotnictwa. Czy jednak w nieco dalszej perspektywie wszystko zakończy się pomyślnie dla Rosji?

Po pierwsze, jest niemal pewne, że wchodząc tak do Syrii Rosja znalazła się na równi pochyłej. Poza obroną swych baz, będzie pewnie musiała angażować się, a być może nie tylko, w utrzymanie lądowego połączenia między Damaszkiem a strefą Tartu i Latakii, gdzie są rozlokowane rosyjskie bazy, połączenia ciągle zagrażanego przez antyasadowskie siły.

Po drugie, tworząc drugą koalicję składającą się obok Asada z Iranu i Iraku, wchodzi w ostry konflikt z pozostałymi krajami regionu, w szczególności z Arabią Saudyjską. Tym samym nie ma żadnych szans na to, by je pozyskać na rzecz wspólnych działań zmierzających do podniesienia cen ropy. Na dodatek nie uda się mimo wszystko w tym celu pozyskać także Iranu, dla którego szerokie wejście na rynek sprzedaży ropy jest kwestią kluczową.

Po trzecie, sprzymierzając się z koalicjantami wspierającymi szyitów Rosja dodatkowo wystawia się na możliwe działania odwetowe u siebie ze strony kaukaskich sunnitów, którzy mogą do tego być dodatkowo wspierani przez kraje takie jak Arabia Saudyjska.

Wreszcie, po czwarte, ile będzie to zaangażowanie w Syrii Rosję kosztować? Stany Zjednoczone wydają na akcję w Syrii 8 mln dolarów dziennie, a angażują tylko lotnictwo, więc koszty rosyjskie będą zapewne poważniejszym, ponad koszty awantury ukraińskiej i efektów sankcji, dodatkowym obciążeniem budżetu.

No a sama idea zaangażowania się Rosji w „drugi Afganistan” jest już, a będzie jeszcze bardziej, niepopularna wśród samych jej mieszkańców, zwłaszcza kiedy do kraju zaczną wracać trumny z poległymi w Syrii żołnierzami.

Wydaje się, że w Syrii celem głównym jest umocnienie Asada przez wyeliminowanie środkami wojskowymi przede wszystkim prozachodnich ugrupowań, a przynajmniej ich całkowite zmarginalizowanie. Miałoby to ogromny efekt propagandowy w postaci, jak to często pisze się w prasie rosyjskiej, „utarcia nosa Amerykanom”. Przede wszystkim jednak doprowadziłoby to do polaryzacji sytuacji w Syrii polegającej na tym, że na teatrze wojennym zostałyby tylko dwie siły: radykalny kalifat ISIL z jednej i Asad z Rosją z drugiej strony. W tej sytuacji, jeśli Zachód chciałby powstrzymać islamistów musiałby niejako dołączyć się do Rosji. A więc uznać Asada za partnera, a Rosję za głównego rozgrywającego. Natomiast celem minimum Rosji jest faktyczny podział kraju i to taki, że w efekcie powstanie w części zdominowanej przez społeczność alawitów rządzona przez Asada enklawa na wybrzeżu morskim obejmująca rosyjskie obecne bazy, w najlepszym razie połączona z regionem Damaszku. To pokaże, że Rosja jest wiarygodnym obrońcą swoich politycznych partnerów, co będzie szczególnie ważne dla innych podobnych autokratów mających dziś poparcie Moskwy. Taki scenariusz może w kalkulacjach Moskwy być do zaakceptowania przez Zachód, jako że wypełniony zostałby, choć częściowo, wymóg, że Asad nie może pozostać na stanowisku władcy całej Syrii.

Ale do takiego rozwiązanie droga jednak jest bardzo daleka. Realizacja nawet scenariusza minimum może okazać się niewykonalna bez poważnego zaangażowania sił rosyjskich Trudno będzie oczekiwać szybkich, wielkich, propagandowo łatwych do wykorzystania na rynku wewnętrznym sukcesów. Co więc pozostanie, kiedy awantura syryjska już się opatrzy a nawet zacznie narastać sprzeciw?

Pozostanie Putinowi poszukać kolejnych pól działania. Może nim być wtargnięcie na obszar morskiej strefy ekonomicznej związanej z Krymem i tym samym pokazanie po raz kolejny, że Krym to część Rosji ze wszystkimi tego konsekwencjami. Inny obszar to Arktyka. Miejmy jednak nadzieję, że w końcu w Rosji zwycięży pogląd, że z punktu widzenia dalekosiężnej strategii, rosyjska racja stanu wymaga nie kolejnych awantur z Zachodem i budowania potęgi tego państwa na strachu przed nim, a na międzynarodowym szacunku oraz na sile rosyjskiej kultury i gospodarki.

Autor był w okresie PRL rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność”, politykiem UD, UW i Partii Demokratycznej – demokraci.pl, ministrem obrony narodowej w rządach Hanny Suchockiej i Jerzego Buzka

Nie ma chyba większych wątpliwości co do tego, że nadrzędnym celem prezydenta Władimira Putina jest utrzymanie się u władzy i uniknięcie w Moskwie rosyjskiego odpowiednika kijowskiego Majdanu. Przez długi czas mógł Putin utrzymywać niepisany, ale jasny kontrakt z rosyjskim społeczeństwem, sprowadzający się do komunikatu: tylko ja rządzę, ale wy macie zagwarantowany stały i widoczny wzrost dobrobytu.

To zaczęło się jednak kończyć dobrych kilka lat temu, kiedy gospodarka rosyjska, pomimo wysokich cen gazu i ropy naftowej, weszła w stan stagnacji. Aby utrzymać społeczne przyzwolenie na dalsze sprawowanie władzy należało więc wyjść z inną propozycją. I oto pojawiła się idea przywrócenia Rosji statusu wielkiego gracza na globalnej scenie – kraju, który pozbiera cały „rosyjski świat” i wraz z nim rzuci ponownie rękawicę Stanom Zjednoczonym wychodząc naprzeciw rzekomym oczekiwaniom całej międzynarodowej społeczności oczekującej od Rosji położenia kresu amerykańskim zapędom do światowej dominacji.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Nowa Lewica od nowa
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Porawski: Wewnętrzna niespójność KPO
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński dogadał się z Ziobrą. PiS ma kandydata na prezydenta RP