To, co się dzieje w Polsce, jest zadziwiające i przerażające. Atak na niezależność wymiaru sprawiedliwości oraz na media, a przede wszystkim stosowane przy tym metody, to deptanie podstawowych zasad Unii Europejskiej" – mówił niedawno Jean Asselborn, minister spraw zagranicznych Luksemburga. I dodał: „Można odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się do czasów Związku Radzieckiego".
Żyjemy w wolnej europejskiej wspólnocie i każdy obywatel ma prawo do własnej oceny tego, co się wokół niego dzieje. Ale czy, biorąc pod uwagę sytuację w Luksemburgu, akurat tak ostra krytyka ministra rządu Wielkiego Księstwa jest uzasadniona?
Luksemburg należy do tej grupy państw UE, które mają Trybunał Konstytucyjny, i chwała mu za to. W UE są także państwa, które takich trybunałów nie mają, np. Szwecja – kraj często przedstawiany przez zwolenników lewicy za wzór (w UE jest też Wielka Brytania, która nie ma nawet jednolitego tekstu konstytucji). Jednak luksemburski Trybunał Konstytucyjny ma niewiele wspólnego z polskim. Wielki Książę, rząd, parlamentarzyści czy rzecznik praw obywatelskich nie mogą zaskarżać ustaw do Trybunału. Do tego uprawnione są wyłącznie sądy. W porównaniu ze swoim polskim odpowiednikiem luksemburski Trybunał jest zawodnikiem wagi piórkowej.
Członkowie rządzącej Luksemburgiem koalicji liberałów, zielonych i socjalistów, do których należy minister Asselborn, doskonale zdają sobie sprawę z względnej słabości swojego Trybunału. W związku z tym zaplanowali jego reformę. W kontekście krytyki ministra Asselborna pod adresem Polski i równoległych działań Komisji Europejskiej czytelnicy w Polsce zapewne spodziewaliby się, że taka reforma ma polegać na wzmocnieniu roli luksemburskiego Trybunału Konstytucyjnego. Nic bardziej mylnego.
Lewicowy rząd ma zamiar go zlikwidować. Przewiduje to przyjęty przez koalicję w zeszłym roku projekt nowej konstytucji, z którym każdy może się zapoznać na stronie www.referendum.lu.