Czy Donald Trump faktycznie powiedział coś oburzającego podczas spotkania przedwyborczego w Karolinie Południowej? Łatwo ulec chórowi etatowych krytyków byłego (i być może przyszłego) prezydenta, których i w Polsce nie brakuje.
Władza powinna dbać o dobre stosunki Polski z USA. Także za rządów Trumpa
Przy czym w naszym kraju ma to dodatkowo patologiczny walor wykorzystywania polityki zagranicznej do prowadzenia wewnątrzkrajowej wojenki partyjnej. To właśnie zaczęli robić przedstawiciele obecnej władzy, próbując kolejny raz zainfekować umysły wyborców mało subtelnym sylogizmem: Trump jest prorosyjski, PiS wspiera(ł) Trumpa, czyli PiS jest prorosyjski. Pal licho, że ten ciąg skojarzeń jest bezpodstawny i skrajnie prymitywny. Gorzej, że rządzący powinni dbać, aby Polska miała dobre relacje z USA pod władzą każdej administracji – również trumpowskiej. Jeśli zamiast tego zajmują się dowalaniem ewentualnemu zwycięzcy wyborów w USA tylko po to, żeby za jego pośrednictwem dopiec konkurentom politycznym w Polsce, to jest to zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne i świadczące o prowincjonalnym myśleniu o polityce i o państwie.
Czytaj więcej
Rozmowa o wypowiedzi Donalda Trumpa nie znajdzie się w agendzie Rady Gabinetowej - oświadczył w Radiu Zet
Wróćmy do Trumpa i jego słów. Kandydat na kandydata stwierdził, że z tymi partnerami z NATO, którzy nie wydają wystarczająco dużo na własną obronę, Rosja może sobie robić, co chce, a on ją będzie jeszcze do tego zachęcał.
Po pierwsze – Donald Trump mówił takie rzeczy już dawniej, jeszcze w kampanii przed wyborami w 2016 r., potem w trakcie swojej kadencji, a także podczas kolejnej kampanii. To jego stałe stanowisko: kto chce, żeby Ameryka mu pomogła, musi sobie pomóc sam. Takie podejście jest w dużej mierze zbieżne ze spojrzeniem ogromnej części Amerykanów, którzy na punkcie wydawania pieniędzy z ich podatków są znacznie bardziej wyczuleni niż Europejczycy. Na nieszczęście tych ostatnich.