Błażej Kmieciak: Po zmianach w KEP będzie tak, jak było?

Nadchodzące roszady personalne w kierownictwie polskiego Episkopatu rodzą pytania i nadzieję. Realnych zmian bez świeckich jednak nie będzie.

Publikacja: 12.02.2024 14:00

Polscy biskupi na spotkaniu z papieżem Franciszkiem

Polscy biskupi na spotkaniu z papieżem Franciszkiem

Foto: Episkopat.pl

W ostatnich dniach red. Tomasz Krzyżak opublikował na łamach „Rzeczpospolitej” artykuł pt. „Kto zastąpi arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego na czele KEP?”

To ciekawa analiza wskazująca na cykl nadchodzących zmian personalnych w polskim Kościele katolickim. Zgadzam się z autorem, że pojawienie się nowego Prezydium Konferencji Episkopatu Polski (KEP) oraz oczekiwane nominacje na stolicach arcybiskupich świadczyć mogą o zbliżającym się „wietrze nadchodzących zmian”. Osobiście uważam jednak, że spektakularnych modyfikacji w naszej rzeczywistości nie będzie. Myślę tak śledząc życie polskiego Kościoła, jako zarówno jego członek, socjolog – absolwent KUL, jak i osoba wchodząca w czasem trudne relacje z Kościołem instytucjonalnym. Czemu zatem tak sądzę?

(Nie)jesteśmy wyjątkowi

Blisko rok temu red. Maria Mikołajewska z TVN24 odbyła rozmowę z kard. Matteo Maria Zuppim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Włoch. Wypytując go o sytuację w polskim Kościele, włoski purpurat w pewnym momencie stwierdził, że w zasadzie trudno mu wypowiedzieć się w tym temacie, gdyż nie zna wspólnoty nad Wisłą. Kilka lat temu z kolei Jarosław Makowski w jednym ze swoich tekstów zauważył w podobnym tonie, że żyjemy w ciekawych czasach, gdyż papieża Franciszka (w odróżnieniu od jego poprzedników) nie zajmuje w jakiś szczególny sposób rzeczywistość Kościoła w Polsce. Te dwa przykłady wydają się być pewnym novum dla polskich biskupów, novum z którym, jak się zdaje nie chcą się pogodzić, choć je wyraźnie dostrzegają.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Kto zastąpi arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego na czele KEP?

Kościół w naszym kraju zawsze był „wyjątkowy”, teologicznie w jakiś sposób „naznaczony”. Można powiedzieć, że był tym „szczególnym” i „wybranym”. Nasz kraj ma w historii wszak nie tylko, siostrę Faustynę, papieża Jana Pawła II, ale także kard. Stefana Wyszyńskiego, czy ks. Jerzego Popiełuszkę. Być może będzie to surowe z mojej strony, ale owe postacie spowodowały, że mniemanie o sobie polskiego kleru przez lata dalekie było od autokrytycyzmu. Zapewne od kilku lat widzimy zmiany w tej kwestii. Sam jednak pamiętam, że jako lektor w czasach liceum, zachęcany byłem do wstąpienia do seminarium. Jednocześnie „kuszono” mnie wizją dołączenia do grona wybrańców, może to grona gigantów polskiej historii. Część moich rówieśników poszła tą drogą, w czasach ówczesnego bumu powołaniowego. Dla nich rozpoczął się wtedy czas, nie tylko edukacji, ale wręcz formowania w bardzo specyficznej instytucji, którą ks. Jan Kaczkowski nazwał kiedyś największą na świecie korporacją, „mającą swoje przedstawicielstwa nawet w małych wsiach”. I tutaj wracam do biskupów. Bez względu na pojawiające się na giełdzie zmian poszczególne nazwiska, roszady na stolicach i funkcjach w większości będzie, tak jak było.

Szczególni, czyli normalni

Moje stanowisko nie jest tanim antyklerykalizmem. Jest wnioskiem opartym na tym co w socjologii nazywamy obserwacją uczestniczącą. Tak, mamy ciekawe nazwiska. Więcej mamy wyróżniających się hierarchów, którzy u świeckich budzą nadzieję. Konkrety: siedzący na peronie abp Adrian Galbas oryginalnie zapraszający w nagraniu do bycia czujnym w zbliżającym się adwencie, kard. Grzegorz Ryś łączący zdolności rozmowy z profesorami oraz ubogimi, którzy doświadczają bezdomności oraz jego „brat” ze święceń biskupich, a więc bp bernardyn Damian Muskus, publicznie szukający prac fizycznych, by tak zebrać pieniądze na rzecz potrzebujących. To świetne przykłady, ale i tutaj konstatacja jest smutna. Zachwycając się ich osobami, chwalimy... normalność. Dziwimy się, że biskup normalnie rozmawia, żartuje, używa zrozumiałego, a nie konfesyjnego języka, ba, przechodzi nawet „na ty” ze świeckim. To prawda, zapewne większość KEP daleka jest od takich „ekstrawagancji”. Nawet jednak, gdyby podobna trójka została szefami Episkopatu to i tak realnej władzy nad innymi diecezjami mieć nie będą. W polskim Kościele nie ma ani lidera formalnego, ani faktycznego. Abp Wojciech Polak, jako Prymas Polski nie ma realnej władzy, ani uprzywilejowanej pozycji. Doświadczył tego, gdy zmarły przed laty bp Edward Janiak publicznie dyskutował z jego ważną i słuszną postawą, wspierającą osoby wykorzystane seksualnie w dzieciństwie przez niektórych duchownych.

Zmiany, jakie?

Widząc taki obraz polskiego Kościoła warto zastanowić się: Co myślimy stwierdzając, że dojść może do zmiany? Czy chodzi o zmianę zachowania biskupów wobec wiernych? Zmianę języka w jakim się komunikują? Nie sądzę, by do tego doszło. Po pierwsze dlatego, że masa z nas „przyzwyczajona” jest do feudalnego obrazu relacji z purpuratami. Do biskupa wszak zwracamy się „ekscelencjo”, a część z nich nadal zaprasza na audiencje do swoich rezydencji. Owszem są lepsze, jak wspomniałem normalniejsze przykłady, ale zapewne dla wielu z Polaków hierarchiczny Kościoła pełen godności i tytułów to element budzący respekt i poczucie bezpieczeństwa. Wszak zmiany wywołują lęk. Po drugie wymiana na stanowiskach w Episkopacie, czy na siedzibach katedr w wielu wypadkach oznaczać będzie wyłącznie modyfikacje składu osób, które wcześniej zostały niejako uformowane do życia i działania w rzeczywistości hierarchicznej. Świeccy nie są jej częścią, nie należą do niej.

I ten ostatni element jest szczególnie ważny. Myślimy o zmianach w Kościele całkowicie dopuszczając, a w zasadzie przyjmując, że świeccy nie będą stanowić ich decyzyjnego elementu. Polskie kurie pełne są noszących koloratki ekspertów od zdrowia, edukacji i wychowania. Czemu takimi tematami zajmują się duchowni, a nie wspomniani świeccy, mający znacznie lepsze doświadczenie życiowe i na pewno zbliżone wykształcenie kierunkowe? Chcemy zmiany w relacji, w reakcjach i działaniach, ale ustalenia i wybory dokonywane są tylko w gronie kleru. Nie chodzi tu o zastępowanie kapłanów przez świeckich w czynnościach liturgicznych, ale o brak realnego wpływu świeckich na kształt Kościoła, jego nauczanie i działania. Tak, np. małżeństwa zasiadają w radach parafialnych lub gremiach diecezjalnych synodów. Jest prof. Aleksander Bańka zaproszony przez papieża Franciszka na ostatni biskupi synod do Rzymu. Ale to niczego nie zmienia. Nie mamy w naszym kraju np. świeckiego teologa, który byłby partnerem dla duchownych w sprawach wiary, co mocno w książce ks. Kazimierza Sowy pt. „Niewierni wierni” ukazała dr Monika Białkowska (nota bene świetna teolog). W Episkopacie, zarówno obecnym, jak i przyszłym decyzje będą podejmowali biskupi, którzy wcześniej byli wychowani i uformowani przez innych biskupów. Być może faktycznie zmiany personalne na czele Episkopatu zmienią nieco np. styl konferencji prasowych. Może komunikaty KEP będą bardziej zrozumiałe. Kastowość instytucji Kościoła nadal jednak jest mocna. Jest kler i są świeccy.

Cóż, we wspólnocie Kościoła, są takie miejsca gdzie współdziałanie i współdecydowanie przedstawicieli tych dwóch grup całkiem dobrze wychodzi. Tym samym jako świecki, żyję nadzieją i nikt nie ma prawa odebrać mi możliwości doświadczania tej cnoty… kardynalskiej.

o autorze

Błażej Kmieciak

Autor jest profesorem uczelni, socjologiem prawa, bioetykiem oraz pedagogiem specjalnym

Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Nowa Lewica od nowa
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Porawski: Wewnętrzna niespójność KPO
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński dogadał się z Ziobrą. PiS ma kandydata na prezydenta RP